Dodany: 26.04.2006 11:03|Autor: bazyl3

Kolejny "produkcyjniak"


Z każdym kolejnym przeczytanym thrillerem, który miał być megahiciorem, a okazał się megagniotem, rośnie we mnie przekonanie, że w życiu każdego znudzonego swą profesją Amerykanina, który kiedyś w życiu miał ciągotki literackie, a któremu sukces w wykonywanej pracy pozwolił na ich realizację, przychodzi czas na napisanie "dreszczowca". I wszystko by było w porządku, gdyby osoby te zadowoliły się zachwytem własnej szuflady. Niestety, książki te, opatrzone najczęściej chwytliwymi hasłami i nieodzownymi napisami: "bestseller", "sto milionów sprzedanych..." itp., lądują na półkach księgarń, gdzie trafia na nie spragniony dobrej książki czytelnik. Trafia, kupuje i... jego trafia, że po raz kolejny dał się nabrać.

Co prawda na okładce "Człowieka..." ww. haseł nie uświadczymy, niemniej jednak zostajemy do przeczytania zachęceni sloganem: "Jack Kerley to pisarz dla wielbicieli książek w stylu »Milczenia owiec«"*. Nic bardziej mylnego. Cechami wspólnymi z "Milczeniem..." są: seryjny morderca i poszukujący go glina oraz pomoc płynąca od innego psychopaty. Koniec. Na tym podobieństwa się kończą. Dalej jest już tylko Hollywood, bo przecież, żeby książka była dobra, musi łatwo dać się przerobić na kasowy film (à propos, prawa filmowe do "Człowieka..." zostały już sprzedane). Czego zatem możemy się spodziewać? Poprawnej politycznie sensacji, w tym:

- głównego bohatera po przejściach, ale na drodze prawa i sprawiedliwości;
- głównego szwarccharaktera, którego spaczyło dzieciństwo (czy znajdzie się w końcu pisarz, który wywiedzie problemy swego psychola z innego okresu życia?);
- partnera głównego bohatera - Murzyna, znaczy, przepraszam, Afroamerykanina;
- partnerki głównego bohatera - alkoholiczki, którą zbawcza miłość uzdrowi (wątek romantyczny z komplikacjami);
- złego przełożonego, który chce dokopać głównemu bohaterowi, ale w końcu ponosi zasłużoną karę (dobro musi zwyciężyć);
- końcowej akcji, która pod względem widowiskowości przebija co prawda rozbijającego się o wielkiego iglaka Rambo, ale pod względem braku wiarygodności zostawia go daleko z tyłu.

Rzeczą, która tak naprawdę najbardziej mnie w opisywanej książce przeraziła, jest fakt, że jest to najwyraźniej pierwszy tom jakiegoś dłuższego cyklu. Mam cichą nadzieję, że autor znajdzie upodobanie w swej pracy i wróci do "przemysłu reklamowego", gdzie, jak podaje okładka, pracował 20 lat.



---
* J. Kerley, "Człowiek jeden na stu", wyd. Świat Książki, 2005; tekst z "przedniej";) okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2191
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: weird1 17.01.2010 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Z każdym kolejnym przeczy... | bazyl3
.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: