Dodany: 21.04.2006 21:24|Autor: verdiana
O "Listach"
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie porównywać "Listów do żony" Witkacego z "Listami do pisarzy" Stachury. Porównanie siada przede mną i macha do mnie łapką. Są podobne, a jednocześnie zupełnie inne. I Witkacy, i Stachura mieli wiecznie problemy finansowe, wiecznie się martwili o pisanie, wiecznie zabiegali o grosz ze swojej pracy i wiecznie ledwie wiązali koniec z końcem. Tylko że Stachurę po lekturze listów się lubi - był wzruszający z tym swoim wiecznym staraniem się o grosz dla kolegów, podczas gdy sam nic nie miał.
Witkacego lubić nie sposób. Zdaje mi się szalonym despotą. Te jego teksty do żony, ukochanej przecież kobiety, przerażają mnie. Słowa: "Powtarzam Ci po raz ostatni, że Cię kocham"* mnie ostatecznie do niego zniechęciły. Z jakim to wyrzutem, z jakim zniecierpliwieniem zabrzmiało.
Z jednej strony uczciwy, bo jeszcze przed małżeństwem zastrzegł, że z pracy twórczej nie zrezygnuje i dla pieniądza kariery robić nie będzie; dążył do przedyskutowania wszelkich niejasności i wyzbycia się dwuznaczności. Z drugiej... jakieś to wszystko fałszywe, drewniane. Czy kochał? Nie mogę uwierzyć. Jego listy brzmią jak pisane na siłę. Zarzuca Nineczce, że "nie pisze istotnie"*, a sam istotne listy napisał zaledwie kilka razy. Mierzi go, że Nineczka pisze niewyraźnie, a sam bazgrze tak, że odczytać go nie sposób. Wyrzuca Nineczce, że go zostawia i nie przyjeżdża do Zakopanego, ale nie okazuje jej uczucia, nie ma w jego listach najmniejszego tonu czułości czy troski. Wszystko, co pozytywne, brzmi jak formułki grzecznościowe, powtarzane za każdym razem, bo tak wypada, bo takie konwenanse. Jakby wziął Jadwigę za żonę, bo "żonę mieć wypada". Albo też jak egoistyczne życzenia noworoczne: życzę ci, żebyś była dla mnie dobra. Jeśli to była miłość, to nie wyglądała na bezinteresowną i bezwarunkową.
Witkacy nie dotrzymuje żadnych obietnic danych żonie. W każdym (!) liście po raz kolejny rzuca palenie, picie, powtarza, że więcej nie będzie, i zaczyna Nowe Życie, po to tylko, żeby w następnym napisać dokładnie to samo, przy czym powody, dla których nie przestał palić czy pić, wymyśla absurdalne i błahe.
Zadziwiająco łatwo przeżył "skrobankę" zdeformowanego płodu i nawet przy żonie wtedy nie był (jedno zdanie w liście na temat zabiegu - to wszystko!). Wieczny malkontent, maruder, zrzęda, skupiony na sobie narzekacz, zamiast zacząć działać, zamiast walczyć o żonę i stworzyć takie warunki, żeby chciała być tam z nim, albo jechać do niej (droga ta sama!), wzbudza w niej poczucie winy i czyni jej wyrzuty, że jej w Zakopanem nie ma. A do czego ona miała chcieć wracać? Do męża, który miłosne zapewnienia rzuca na wiatr, błaga, żeby wróciła, żeby się z nim pogodziła, ale sam nie chce iść na żadne kompromisy i nawet nie próbuje udawać, że dotrzymuje obietnic? Do męża, który raz po raz szantażuje ją samobójstwem i obwinia ją o swoje złe samopoczucie? Do męża, który po czterdziestce zachowuje się jak rozkapryszony i rozwydrzony dziesięciolatek u progu nastolatkowego buntu?
Straszne, straszne. Witkacy jako człowiek rozczarowuje koszmarnie. I wcale nie dlatego, że wcześniej wywindowany był na piedestał - bo nie był. Dla mnie to człowiek zupełnie nieakceptowalny, przynajmniej w relacji z Niną. Nieodpowiedzialny, niesamodzielny, nieprzystosowany i - co gorsza - on wcale nie chce się przystosować, ani nawet, wbrew temu, co pisze, pogodzić się z żoną. Jeszcze nie wiem, czy to zmienia moje postrzeganie Witkacego jako twórcy. Jeśli życie z twórczością jest nierozdzielne, to powinno...
Same listy, abstrahując od wyciśniętej z nich istoty (nie)człowieczeństwa, to całkiem niezłe źródło wiedzy o Witkacym, o jego relacji z żoną, bo praktycznie o niczym innym nie pisał. Tom opatrzony jest wyczerpującymi przypisami, których jest więcej niż tekstu właściwego. Ilość przypisów nie przeszkadza - są cenne. Irytuje natomiast umieszczenie ich na końcu książki.
---
* Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Listy do żony", wyd. PIW, 2005.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.