Dodany: 17.04.2006 18:05|Autor: kam90

Książki i okolice> Książki w ogóle

pieniądze a książka


Czy uważacie że pieniądze, mania zarbiania pieniędzy przez pisarzy wpływa na dzisiejszą literaturę? Jeśli tak to dlaczego. Przykładem może być Harry Potter gdyż książka ta nie niesie żadnego przesłania a aytorka zbija kokosy. Harry Potter=M jak miłość????
Wyświetleń: 12296
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 29
Użytkownik: kam90 17.04.2006 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
czy jestem w błędzie mówiąc że Rowling pisze dalsze bzdurne części tylko dlatego że wydawca tego od niej wymaga i dlatego że zarabia mnóstwo kasy za to??
Użytkownik: aleutka 27.07.2007 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: czy jestem w błędzie mówi... | kam90
Jestes w bledzie. Doprawdy rece opadaja. Nikt z nas nie zna tej kobiety, a przypisuje jej sie zachlannosc i chciwosc tylko dlatego, ze zarobila duzo wiecej niz norma przewiduje.

Juz to wczesniej opowiadalam ale powtorze - Rowling mowila, ze wielu wydawcow odrzucalo Harry'ego, z najrozniejszych powodow, a wiekszosc stukala sie w glowe - tej kobiecie odbilo. Debiutantka, a chce wydawac siedmiotomowy cykl. Niech najpierw wyda pierwsza czesc, zobaczymy jak to sie sprzeda i wtedy ewentualnie umowa na nastepne... Bloomsbury wykazalo sie odwaga podpisujac umowe z debiutantka od razu na siedem tomow. Nikt nie byl w stanie przewidziec potteromanii.

Odmawianie cyklowi Potterowskiemu jakichkolwiek wartosci (owego slynnego PRZESLANIA, ktore zreszta w Potterze jest obecne i nienachalne) tylko dlatego ze jest to ksiazka popularna jest naduzyciem. Z M jak Milosc mozna porownywac Harlequiny, bo to jest dokladnie ta sama funkcja, ale nie Pottera. Potter to przyzwoity standard w literaturze dla dzieci i mlodziezy. Jasne ze to nie Zbrodnia i kara, nie ma takich aspiracji, to po prostu dobre rzemioslo, w czym oczywiscie nie ma nic zlego, przeciwnie.

Bardzo rozgoryczona byla tym na przyklad takze Astrid Lindgren. Cieszyla sie wrecz, kiedy jej dochody sie odrobine zmniejszyly, bo to okropne jak podejrzliwie traktuje sie kogos kto zarobil duze pieniadze. Pieniadze, ktorymi probuje sie dzielic, sam zyjac raczej skromnie. (Rowling robi to samo nawiasem mowiac, ostatnio na przyklad ufundowala potezna nagrode dla kogos, kto pomoze odnalezc Madeleine McCann. W jednym z wywiadow powiedziala, ze najbardziej ceni w pieniadzach to, ze daly jej spokoj odnosnie spraw zycia codziennego. Kto jak kto ale ona umie docenic to, ze juz jej nie zabraknie na czynsz, oplaty i ubrania dla dzieci).

Poza tym wydaje mi sie, ze pisarzy ktorzy moga sie utrzymac wylacznie piszac ksiazki mozna policzyc na palcach jednej reki. Przynajmniej w Polsce. Sa bardziej oplacalne zajecia, naprawde. Jesli ktos jest zachlanny to nie skieruje sie w strone literatury. A jesli juz ktos ma mozliwosc porzadnie zarobic, uczciwie pracujac i piszac calkiem dobre ksiazki, ktore ludzie chca czytac to dlaczego mu tego odmawiac? Bo jako Pisarz powinien zyc Literatura, szarancza i miodem lesnym? Szekspir i Chandler pisali dla pieniedzy. Bach nie zaczynal pracy nad utworem muzycznym o ile nie mial zamowienia... Nie przesadzajmy.
Użytkownik: Natii 17.04.2006 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Co do "Harry'ego Pottera" - dla osób, które książki nie lubią, nie niesie ona absolutnie żadnego przesłania. Dla osób, którym się ona podoba, niesie mnóstwo przesłań. To całkowicie subiektywna ocena każdego z czytelników i trudno tutaj jednoznacznie stwierdzać, czy ten utwór niesie przesłanie, czy też nie. Czy "Harry Potter" równa się "M jak Miłość"??? Nie sądzę, w końcu od początku w planach było napisanie siedmiu tomów, ponadto gdzieś czytałam, że autorka twierdzi, iż na siedmiu definitywnie pozostanie (i miejmy nadzieję, że tak się stanie). Ale dokładniej się nie wypowiem, bo tego serialu nie oglądam. Poza tym nie wiem, co dokładnie masz na myśli, pisząc tak. Długość? Czy jeszcze coś innego? Zaś porównanie mi się podoba, jeszcze się z takim nie spotkałam. ;) A czy rzeczywiście bzdurne? Powtarzając - to subiektywna, indywidualna ocena. Chociaż pokuszę się o stwierdzenie, że nie wystarczy tylko napisać CZEGOKOLWIEK i już ma się w kieszeni masę pieniędzy. Gdyby rzeczywiście były to same bzdury, nikt by ich nie czytał, a już na pewno nie dzieci. Tam mi się wydaje.

A mania zarabiania pieniędzy - czytałam na tym forum, że z samego pisania trudno się utrzymać i że trzeba być naprawdę dobrym pisarzem, żeby zarabiać na tym duże pieniądze. Przecież nie wystarczy tylko napisać książki, gubej czy cienkiej i rozreklamować jej dobrze. Ona musi mieć w sobie coś, co przyciągnie tych potencjalnych czytelników. Wiadomo, że gusta są równe i to, co dla jednych może być szczytem literackiego kunsztu, dla innych jest czymś niewartym czytania.

Mania zarabiania pieniędzy. Czy chodzi o to, że pisarz, po sukcesie, jaki odniosła jego książka, szybko pisze następną, byle tylko zarobić kolejne pieniądze i w zasadzie nie rozwija się literacko? I przez to traci literatura? Jeśli tak, to, szczerze mówiąc, nie wiem. Przypatrzmy się kilku współczesnym pisarzom. Zacznijmy od Rowling. Chyba jednak nie uczyniła wiele złego też naszej dzisiejszej literaturze - wiele osób, głównie dzieci i młodzieży, dzięki jej książkom wreszcie zaczęło czytać (na przykład mój brat, klasyczny przypadek wroga książek), dla niektórych było to pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z literaturą fantasy. Idźmy dalej. Robert Ludlum. Trochę nie podobało mi się to wydawanie książek już po jego śmierci i podpisywanie ich jego nazwiskiem (z dopiskiem "oparte na notatkach autora" (czy jakoś tak) i drugim "współnazwiskiem"). Dla mnie to ewidentne zbijanie pieniędzy i bazowanie na sukciesie poprzednich książek. Przyznaję, czytałam cykl "Tajne archiwa" z przyjemnością, ale wyczuwałam już "obce pióro".

Co do innych autorów - mogłabyś podać konkretne nazwiska? Wtedy łatwiej będzie mi się odnieść i ocenić, o ile oczywiście czytałam książki danego pisarza.

Pozdrawiam. :)
Użytkownik: Natii 17.04.2006 19:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Aaaach, przepraszam, całkiem przypadkowo wzięłam Cię za osobę płci żeńskiej, jeszcze raz przepraszam (pierwszy raz mi się zdarzyła taka "pomyłka"). Więcej się nie powtórzy. :)
Użytkownik: anndzi 17.04.2006 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Aaaach, przepraszam, całk... | Natii
Rowling nie pisze dalszych części za kasę. Taki miała zamysł od początku- napisać 7 części. Skąd mogła wiedzieć, że książka zdobędzie tak olbrzymią popularność?
Użytkownik: Natii 17.04.2006 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Rowling nie pisze dalszyc... | anndzi
Toteż tak właśnie napisałam (mam na myśli ten początkowy zamysł i 7 części). ;)
Użytkownik: kam90 17.04.2006 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Mówiąc Harry=m jak miłośc miałem na myśli bazpłciowość i bazsensowność. Dobra. Poza Rowling może to być Dan Brown bazujący na domysłach. Pomyślał sobie- na tym można nieżle zarobić. Czy nie tak?? Może zbyt surowo ich oceniam i faktycznie liczy się impuls do rozmyślania na jakiś temat a nie jakaś idea czy mądra myśl w książkach tego typu
Użytkownik: Natii 17.04.2006 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówiąc Harry=m jak miłośc... | kam90
Hm, nie czytałam jeszcze nic Dana Browna, więc nie mogę Ci odpowiedzieć na temat tego autora. I to by chyba było tyle na dzisiaj - wrócę jeszcze jutro, żeby uzupełnić swoją wypowiedź, teraz trochę śpiąca jestem.
Użytkownik: Natii 19.04.2006 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówiąc Harry=m jak miłośc... | kam90
Chciałam jeszcze tylko napisać o Potterze. Nie ukrywam, lubię te książki, choć nie jestem jakąś wielką fanką Rowling. Moim zdaniem nie są bezpłciowe, a już na pewno nie bezsensowne (choć z pewnością mają kilka wad). Każdy może tak napisać o każdej książce, która mu się nie podobała. Przykładowo - dla mnie bezpłciowe właśnie są "Cierpienia młodego Wertera", "Dziennik Bridget Jones" czy "Granica", a dla kogoś innego to jest znakomita literatura. Widzę, że nieco odchodzę od głównego tematu, więc kończę. Pozdrawiam.
Użytkownik: misiak297 19.04.2006 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałam jeszcze tylko na... | Natii
Oj narażasz mi się!:) Ja uwielbiam zarówno "Granicę", jak i "Cierpienia młodego Wertera" (książka ta była tak samo popularna na tamte czasy jak dziś Harry Potter - ludzie popełniali samobójstwa przez tę powieść).
Poza tym - jakby nie było - "Dziennik Bridget Jones", "Nigdy w życiu" czy w końcu "Harry Potter" i bestsellery Dana Browna należą do literatury konsumcyjnej. A - przyznasz chyba Natii - to, że coś bije rekordy sprzedaży nie oznacza jeszcze wielkiego pod względem literackim dzieła.
Co do Harrego Pottera... no tak, przeczytałem, choć część piąta była dla mnie katorgą... Mimo wszystko wolę "Sto lat samotności" czy "Portret Doriana Graya". W zasadzie nie mogę się do końca zgodzić - nie z Tobą - lecz z przedmówcą - że książka nie niesie żadnej wartości. Przede wszystkim mówi o potędze przyjaźni i wydaje mi się, że to jest najważniejsze (no i zapewnia przy okazji dobrą rozrywkę). No ale jednak wolę przesłania klasycznych pozycji literatury... Pozdrawiam!
Użytkownik: Natii 19.04.2006 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj narażasz mi się!:) Ja ... | misiak297
Oj, błagam o wybaczenie!!! ;) Widzisz, do "Cierpień młodego Wertera" byłam bardzo pozytywnie nastawiona, bo uwielbiam zarówno "Fausta", jak i poezję Goethego, ale jakoś nie przemówiła do mnie ta książka... Nie wiem, to była lektura, czytałam na ostatnią chwilę i może to był błąd. Wiem o popularności "Cierpień...", wiem, że to jest naprawdę dobra literatura, ale cóż zrobić - na mnie nie podziałała. Aczkolwiek zamierzam przeczytać to jeszcze raz, na spokojnie, może dostrzegę to, co przegapiłam za pierwszym razem.
Literatura konsumpcyjna - tak, masz jak najbardziej rację. Zaś ten Potter nieszczęsny - tak, przyznaję, nie jest "wielkim pod względem literackim dziełem", jak to ładnie napisałeś. Zgłosiłam swoje "obiekcje" tylko dlatego, ponieważ mimo wszystko nie jest chyba książką całkowicie bez sensu, bez ładu i składu. Jak już wspomniałeś, pewne wartości niesie. Aczkolwiek szczerze się przyznaję, że o niebo całe wolę Tolkiena. ;) Zaś jeśli chodzi o te klasyczne pozycje, to oczywiście też nie pogardzę. Wciąż odkrywam kolejne wartościowe utwory. Również serdecznie pozdrawiam!
Użytkownik: misiak297 20.04.2006 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, błagam o wybaczenie!!... | Natii
Wybaczam, wybaczam...:) Co do mnie, Faust mi się podobał, ale znowu nie tak wybitnie (nie mam nic do Fausta po prostu tak jak Ty Wertera - czytałem Fausta w ostatnim momencie:) ). Popatrz - to jest tak samo jak książka może być bestsellerem i nie być dobrą literaturą, a równie dobrze może być NIEWĄTPLIWIE wielką literaturą i mimo wszystko nie przemawiać (tak jak było w Twoim przypadku z Werterem). Ja również podam przykład... "Ojca Goriot" Balzaca przeczytałem z dużym zainteresowaniem i doceniłem tę pozycję, a jednak przez "Kuzynkę Bietkę" przebrnąć nie mogę... To, że coś nawet z wielkiej literatury się nie podoba jest niezbywalnym prawem czytelnika.
Hm... piszesz, że lubisz Tolkiena... Ja go nie trawię, zraziłem się strasznie (nie przepadam za fantastyką, jeśli muszę to sięgam co najwyżej po Sapkowskiego), ale rozumiem, że ktoś może to uwielbiać i szanuję to.
A - powiedz szczerze jako znawczyni a nie fanka Tolkiena - czy uważasz, że to wielka literatura? Nie ma w tym ironii, chcę tylko znać Twoją opinię. Poza tym wyrażę przypuszczenie - ciekawe czy się z tym zgodzisz - że literatura fantastyczna podległa ostatnio konsumpcji... wnioskuję stąd, że coraz więcej fantastyki na rynku, a i młodzi twórcy sięgają po ten gatunek coraz częściej. Mam rację? Pozdrawiam
Użytkownik: Natii 22.04.2006 16:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Wybaczam, wybaczam...:) C... | misiak297
Właśnie skasowało mi się wszystko, co napisałam. Nie mam pojęcia, co takiego zrobiłam. Szkoda tylko, że jestem taka głupia – już parę razy coś takiego mi się przydarzyło, od razu powinnam była pisać w Wordzie. :/ Cóż, spróbuję jeszcze raz, mam nadzieję, że żadna myśl mi nie umknie.
Przyznam się szczerze, że wprawiłeś mnie w kłopot tym pytaniem. Dlaczego? Ponieważ niezwykle trudno jest mi obiektywnie spoglądać na książki, które mi się podobały i obok ich zalet, które mnie do nich przyciągnęły, dostrzegać także ich zalety. Tak było na przykład z moim ukochanym „Winnetou”. Kilka lat mi zajęło, zanim dopuściłam do swojego umysły możliwość krytyki tej książki… Dlatego też przygotuj się na dłuższą wypowiedź. ;)
Nigdy nie lubiłam literatury fantastycznej. Po prostu nie interesowało mnie to i tyle. Ale gusta się zmieniają. Gdzieś w gimnazjum przewinęły się jakieś „Smoki zimowego mroku”, jakaś pozycja Pratchetta („Równoumagicznienie”), oczywiście „Hobbit”, który był moją lekturą. Ale potraktowałam tę książkę bardziej jak rozbudowaną bajkę. Ach, w podstawówce czytałam „Narnię”, ale to też była dla mnie raczej bajka. Potem koleżanka pożyczyła mi „Silmarillion” i… wpadłam w zachwyt nad Tolkienem. Ta książka mnie oczarowała. Dopiero po niej przyszła kolej na „Władcę „Pierścieni”, który jednak nie wywarł już na mnie aż tak dużego wrażenia (aczkolwiek podobał mi się).
Nie wiem, czy jestem fanką Tolkiena. Nie czytałam jeszcze wielu jego książek, nie ma „kręćka” na jego punkcie. A znawczyni? Ho ho, chyba też nie, cokolwiek miałeś na myśli. Spróbuję zatem odpowiedzieć jako zwykły czytelnik. W obrębie literatury fantastycznej książki Tolkiena to z pewnością bardzo wartościowe pozycje. A jeśli chodzi o literaturę w ogóle? Są książki lepsze od Tolkiena, to fakt. Wiele z nich zalicza się do tak zwanej wielkiej literatury. Ale przecież ten ranking czy rankingi tworzą ludzie, zwykli, subiektywni czytelnicy. I tak dla jednych Tolkien to wielka literatura, a dla innych owszem, może być nawet „dobrą” pozycją (albo i nie), ale wielką literaturą na pewno nie jest. Według mnie jest to wielka literatura. Nie będę tutaj pisała czynników, które moim zdaniem się na to składają – dla kogoś innego mogą być one zupełnie nieprzekonujące. To wszystko kwestia gustu. I powiem szczerze, że starałam się odpowiedzieć w miarę obiektywnie. Nie twierdzę, że każda książka, która mi się podobała, jest wielką literaturą. Na przykład „Winnetou”, którego wręcz ubóstwiam, do takowej na pewno się nie zalicza.
Jeszcze co do wspomnianej konsumpcji – chyba masz rację. Piszę „chyba”, ponieważ dopiero niedawno zaczęłam czytać literaturę fantastyczną i nie orientuję się jeszcze w niej i w kwestiach z nią związanych tak dobrze. Na razie czytam takich „uznanych” pisarzy fantasy, a raczej zaczynam czytać, nie wiem więc za bardzo, jak to jest z tymi nowymi pozycjami. Faktem jest jednak, że pojawia się ich coraz więcej, co udało mi się zaobserwować na półkach w księgarniach. Literatura fantastyczna jest ostatnio „modna”, na fali popularności ekranizacji najpierw „Władcy Pierścieni”, a potem „Narnii”, czy takich książek jak chociażby „Harry Potter” kolejni twórcy chyba dochodzą do wniosku, że oni też przecież mogliby stworzyć coś tego typu i że nie byłoby to najgorsze. Tak mi się wydaje.
Mam nadzieję, że dotrwałeś do końca. :) Ach, i nie musisz się bać, przynajmniej w moim przypadku, czy jakieś Twoje stwierdzenie bądź pytanie wypadnie ironicznie. Odrobina ironii nie zaszkodzi, a ja na szczęście mam poczucie humoru i dystans do swojej osoby. Pozdrawiam!
Użytkownik: exilvia 27.07.2007 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj narażasz mi się!:) Ja ... | misiak297
Ja się ostatnio zastanawiałam, dlaczego tak bardzo lubię Dziennik Bridget Jones. I Sex w wielkim mieście. Bo to jest kawał dobrej socjologicznej roboty w literaturze (świetny portret i analiza przeciętnej młodej kobiety w kulturze Zachodzniej, państwie dobrobytu, kulturze konsumpcyjnej; my chociaż nie żyjemy w pełni jeszcze w kraju dobrobytu, jednak po sobie wiem, że te kwestie nie są nam obce [w końcu do tejj kultury pretendujemy - w tym momencie nie oceniam tego pretendowania, chociaż mam "jakieś zdanie" na ten temat]; jednak krąg kulturowy ten sam). [poza tym, poprawiała mi humor]. Czyli jak zwykle - dużo zależy od czytelnika, czy on coś w książce dostrzeże czy nie. Ale chaotyczna wypowiedź!
Użytkownik: misiak297 27.07.2007 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się ostatnio zastanawi... | exilvia
Jejciu faktycznie. Musiałem ją czytać trzy razy:) No ale masz rację, z konkluzją się zgadzam - dużo zależy od czytelnika:)
Użytkownik: exilvia 27.07.2007 13:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Jejciu faktycznie. Musiał... | misiak297
Jak to - musiałeś?!
Ja czytałam dwa razy. Drugi raz w czasie jakiejś podwójnej wykańczającej psychicznie sesji. Między metafizyką, epistemologią a małymi strukturami społecznymi ;)
Użytkownik: misiak297 27.07.2007 14:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak to - musiałeś?! Ja c... | exilvia
Mówiłem o Twojej "chaotycznej wypowiedzi":) Drugi raz bym po Bridget Jones nie sięgnął, nie mówiąc już o trzecim. A jak oceniasz film na tle książki? O ile pierwsza część w mojej opnii... cóż, uszła, tak druga okazała się żenadą.
Użytkownik: exilvia 27.07.2007 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówiłem o Twojej "ch... | misiak297
Michał, musimy coś ustalić. Jesteś facetem :> a to jest literatura kobieca (mimo że można ją potraktować jako dokument do analizy z zakresu socjologii literatury) i Ciebie to po prostu mniej wzrusza :) A ja tam, jako czytelniczka-kobieta, odkrywam to, co miliony innych czytelniczek-kobiet - siebie i dużą dawkę autoironii. Na pewno tez nie jestem jedyną, która szuka w takich książkach (tzn kobiecych) pewnych wskazówek, co do własnego życia (jak robić, choć częściej chyba, jak nie robić), czasem pocieszenia (że się dobrze kończy). [Za dużo używam nawiasów].
Nie pamiętam filmu-drugiej części. Pierwsza część spoko. Rene sobie rewelacyjnie poradziła i nawet był taki czas, że chciałam to powtórnie obejrzeć, ale nie.. teraz już nie mam na to ochoty. Druga część książki też mi się już tak nie podobała. W ogóle jej nie pamiętam, choć czytałam na 100%.
Swoją drogą, Bridget to nawet nie jest kobieta jaką np. ja jestem, czy ktoś tam jest, ale jaką kultura chciałaby nas widzieć. Wyzwolone ale zagubione. Ja się przeciwko temu buntuję. Chcę być wyzwolona i nie pchać się już w jakieś stare patriarchalne kompleksy :P Ale chcąc nie chcąc, po trosze takie jesteśmy. Niby mądre i myślące, a pewne stereotypowe zachowania i myśli w nas tkwią - jak w Bridget. Potrzeba naprawdę pozytywnej wyzwolonej kobiecej bohaterki. Muszę się zastanowić, czy taką już spotkałam.. Dodam, że Seks w wielkim mieście to nie ta droga, o którą mi chodzi.
Użytkownik: misiak297 27.07.2007 16:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Michał, musimy coś ustali... | exilvia
Ach wzrusza mnie literatura kobieca, wzrusza nawet bardzo:)Tylko ta pisana przez panów i z zakurzonej, bo dziewiętnastowiecznej półki:) Może to dlatego, że jestem facetem, ale nigdy nie zrozumiem... hm... jak taka literatura może budować pewne wzroce dla Was, moje Miłe Panie. Dla mnie Bridget Jones to było czytadło na dosyć przeciętnym poziomie, które potem powielano (Sowa, Kosmowska, Grochola i mnóstwo, mnóstwo innych) w bardziej lub mniej udany sposób, jako że ten gatunek trafiał do ludzi (czy też może do pań). Przypominam sobie teraz, że po Bridget sięgnąłem z tego samego powodu co po jakieś romansidło Danielle Steel - skończyły mi sie książki na wyjeździe zagranicznym i podebrałem z zapasiku mamy:)
Choć przyznam niektóre wstawki w "Dzienniku" mnie śmieszyły. Ale nie mogłem się jeszcze wtedy uznać za czytelnika o wyrobionym smaku.
Użytkownik: exilvia 27.07.2007 17:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach wzrusza mnie literatu... | misiak297
A teraz możesz się za takie uznać? :>
To nie o to wzruszenie mi chodzi. Raczej o czucie niż rozumienie. O wiedzę, którą zajmował się Alfred Schutze, twórca socjologicznej wersji fenomenologii, czy etnometodologia, wiedzę o życiu w społeczności określonej, rolach, pozycjach i innych społecznych sprawach (ach, jak ja nie lubię takich ogólnych słów, ale zabrakło mi odpowiedniego na jego miejsce), którą się nabywa w tej społeczności żyjąc.
Literatura kobieca nie jest pisana przez panów. Literatura o kobietach to niekoniecznie literatura kobieca. W każdym bądź razie z mojego punktu widzenia.
Dla Ciebie Bridget Jones to TYLKO czytadło na dość przeciętnym poziomie właśnie dlatego, że po pierwsze nie jesteś kobietą, a po drugie nie jesteś chociażby z wykształcenia socjologiem rozkochanym w literaturze. Nie uważam się za osobę o jakimś szczególnie wysmakowanym guście literackim, ale chłamu nie lubię :> Robię tylko czasem wyjątki dla czegoś innego. Czegoś, co można też zmierzyć inną miarą niż literacka. Takim czymś jest dla mnie właśnie Bridget, którą lubiłam czytać, ale ciekawa jest też pod względem właśnie społecznym i z osobistej perspektywy (teraz to już nie, ale w czasie, gdy ją czytałam, jak najbardziej). Nie przepadam za kulturą masową, a dokładniej za najniższymi jej odmianami. Nie lubię filmów granych w multipleksach (chyba, że jest to ekranizacja Dicka), nie lubię Coelho, po filmie, którego całego nie miałam siły oglądać, wiem, że nic mi nie da lektura Grocholi (to jednak trochę inna sprawa, tak przy okazji, też kobieca, ale kwestia z kobiecego punktu widzenia troszkę inna; styczna w jednym punkcie, ale inaczej się akcenty w tych dwóch powieściach rozkładają - temat na esej literacko-społeczny ;)), nie znoszę muzyki radia Eska, RMF FM, nie lubię tego mieszania czegoś ciekawego z czymś nic nie wartym. Ale jednocześnie lubię Pratchetta, Sapkowskiego, jazz, indie, post rocka, Przyjaciół i Kochane Kłopoty... Ty możesz czytać literaturę kobiecą, żeby uchodzić w swoich czy czyichś oczach za oczytanego, zaznajomionego nawet z czymś, co nie jest w gruncie rzeczy dla Ciebie przeznaczone. Możesz to robić w celach poznawczych. Ale to jest robota rozumem. Nie możesz jednak, wg mnie, tej literatury "poczuć", bo do tego trzeba mieć przeżycia osobiste, doświadczenia jako kobieta. Ty możesz to wszystko wiedzieć, ale nie możesz tego odczuwać. Mylę się? Przepraszam za osobisty wtręt, ale chyba Cię niczym w mojej wypowiedzi nie uraziłam. Jestem ciekawa Twojego zdania. Bo ja nadal nie rozumiem po co facet czyta babskie książki :> To nie do końca jest tak, jak mówię. Z androgynicznymi facetami łatwiej się dogadać :) I super, że literatura przestała być domeną mężczyzn i to idzie wszystko w dobrym kierunku..Chodzi mi o to, czego Ty szukasz w tej literaturze? Np. ja za nią nie przepadam. Ale to tylko w skrajnej odmianie, o której wspomniałeś - wszystko po Bridges czy jakieś romansidła. Literatura wychodząca spod pióra kobiet - jak najbardziej. Babską nazywam raczej takie typowe pisanie do okreslonej płci. Już np. Ida Fink czy Olga Tokarczuk piszą dla wszystkich (chociaż z Olgą sprawa też jest trudna ;) bo ona eksploruje kobiece tematy, ale wydaje mi sie, że w uniwersalny sposób). :) Mam nadzieję, że zostanę dobrze odebrana.
Użytkownik: misiak297 27.07.2007 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: A teraz możesz się za tak... | exilvia
Ojej, to prawdziwy essej:) A teraz do rzeczy.
Kiedy czytałem Bridget Jones nie kochałem się w literaturze tzw. pięknej. To przyszło dopiero w liceum, a ja miałem za sobą może kilka pozycji z klasyki. Teraz, zagłębiając się w nią coraz bardziej, przy okazji starając się być na bierząco z autorami masowymi, mogę się uważać za kogoś, kto swój gust literacki wyrobił.

"chłamu nie lubię :> Robię tylko czasem wyjątki dla czegoś innego. Czegoś, co można też zmierzyć inną miarą niż literacka."

Wiesz, że ja również go nie lubię. Tylko, że stwierdziłem, że moje nielubienie dla chłamu, nie może mnie ograniczać. Poza tym trudno coś krytykować nie znając tego. Chłam poznaję, gdy daję komuś szansę i to czytam (raczej nie czytam po to, żeby z góry coś zjechać, tylko coś poznać) i niestety w mojej opinii okazuje się chłamem. Bridget Jones mogła być jeszcze trochę nowatorska, choć gdyby się poszperało, wcześniejsze książki w tym guście pewnie by się znalazło. Tylko potem już wyszło... no wiesz, gorzej. Teraz półki zalewa podrzędna literatura kobieca, naprawdę miernej wartości, jak Grochola czy Sowa (pozostańmy przy Polsce). Oczywiście to nie przeszkadza obecności autorek bardziej ambitnych powieści współczesnych (Hanna Kowalewska, Dorota Terakowska, może i Olga Tokarczuk - chociaż jej nie trawię zbytnio - i podobno (nie czytałem) Iwona Banach).

Jesteśmy tylko ludźmi i to, że nie przepadasz za kulturą masową, a jednocześnie "korzystasz" z niektórych jej dóbr, to nic złego. Ja tak samo nie lubię RMFu, o masowej literaturze zwykle mam złe zdanie, ale oglądam "Nianię", kupuję ksiązki Małgorzaty Musierowicz (myślę że w pewnym sensie - choć nie złym - można nazwać jej książki masowymi. Iluż z nas biegnie do księgarni jak tylko ukaże się kolejny tom Jeżycjady?) i tak dalej. Nie ma co, również te rzeczy masowe są dla ludzi i korzystania z nich nie sposób sobie wyrzucać.

Wiesz, kiedy jeszcze nie podchodziłem do książek tak krytycznie, wychodziłem z założenia, że literatura nie powinna mieć podziału i jest dla ludzi po prostu. Tak mówiłem wszystkim, którzy dziwili się, że przeczytałem całą serię o Ani z Zielonego Wzgórza, czy właśnie obie części Fielding. I co, że adresatkami Fielding powinny być kobiety? Albo że książki Musierowicz są adresowane do młodzieży? Czy to zabrania mi czytania? W żadnym wypadku. Masz rację, większość z tych rzeczy czytam, aby nie wyjść na ignoranta i samemu się przekonać jak coś smakuje, aby potem móc to rzetelnie krytykować. Uważam, że uprzedzenie jest najgorszą z możliwych rzeczy. Dwukrotnie dałem takiej Izabeli Sowie szansę (przykładowo) - no i niestety.

A, jeszcze o tym odczuwaniu. Naprawdę myślisz, że facet nie może się wczuć w sytuację Bridget Jones, czy idąc dalej jakiejkolwiek innej bohaterki z braku doświadczenia bycia kobietą? Może jakoś źle Cię zrozumiałem, ale idąc tym tropem, kobieta nie mogłaby pisać ewentualnie czytać o mężczyznach, tak samo jak mężczyzna nie pojąłby nigdy kobiety, więc jej portret na kartkach spod jego pióra byłby sfałszowany. Ale mamy coś takiego jak empatię. I to daje prawo nam - piszącym, czytającym - wcielać się w te różnopłciowe role i różnorodne sytuacje.

Mam nadzieję, że i ja nie pogubiłem się trochę:)
Użytkownik: --- 18.04.2006 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
komentarz usunięty
Użytkownik: IluzjaZ 20.04.2006 01:18 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Kam90, czy jak Ci tam, myślę, ze piszesz tak z zazdrości, podobnie jak wiele innych osób. Harry Potter to niekwestionowane dzieło, które doceniło... hmmm... nie wiem dokładnie ile osób, ale dużo. Przesłań też ma wiele, dla chcącego nic trudnego.

Użytkownik: Agis 20.04.2006 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Kam90, czy jak Ci tam, my... | IluzjaZ
Ot i to. Powstała nawet ciekawa książka Dagmary Kowalewskiej: "Harry i czary mary czyli o wartościach edukacyjnych w cyklu powieści". Podczytywałam co prawda tylko w księgarni plus jeden artykuł na ten temat w "Guliwerze" i przekonałam się, że książka nie jest żadną szarlatanerią, ale bardzo rzeczowym i rzetelnym opracowaniem. Nie zawsze warto od razu klasyfikować dany tytuł jako szmirę, która powstała dla pieniędzy.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.04.2006 19:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Niewiele znam książek, które nie niosą żadnego przesłania, a do nich - przynajmniej moim zdaniem - "Harry Potter" nie należy. Wystarczy czytać uważnie... Natomiast sprawa kasowości literatury to rzecz odrębna; od kiedy istnieje zjawisko marketingu w kulturze, wiadomo, że lepiej się sprzeda to, co jest lepiej wypromowane. Można sobie wyobrazić, jak dziś wyglądałaby np. poczytność "Muminków" czy "Mary Poppins" (nieprzypadkowo wybieram akurat te cykle, bo i to też bajki dla dzieci z pewnymi etycznymi podtekstami, i tomów w przybliżeniu tyle samo...), gdyby autorki urodziły się o 50 lat później i trafiły na odpowiednio przebojowych wydawców...
A swoją drogą, nawet w minionych wiekach prosperowali literaci, którzy tworzyli pewne swoje dzieła niemal taśmowo, na zamówienie, bo...potrzebowali gotówki - i nie zawsze były one gorszego sortu (exemplum : "Trylogia" Sienkiewicza publikowana ongiś "na gorąco" w odcinkach na łamach prasy, a przecież w blisko wiek po opublikowaniu nadal żywa i zaliczona do polskiej klasyki).
Użytkownik: joanna.syrenka 17.07.2007 19:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Znalezione dzisiaj:
http://www.tvn24.pl/12691,1514403,0,1,wiadomosc.ht​ml

Doprawdy - przerost formy nad treścią... :|
Użytkownik: Mikoniec 18.07.2007 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
A czy wszystkie książki muszą nieść przesłanie? Niektóre służą poprostu do rozrywki i do oderwania się od życia codziennego. Jednak prawdą jest, że pieniądze w dużej mierze determinują twórczość pisarzy. Nierzadko po pierwszej części jakiegoś cyklu, która stała się bardzo popularna i "zarobiła" mnóstwo pieniędzy, pojawiają się następne, ale już gorsze ze względu na pośpiech w pisaniu. To co tworzy dzieła to pasja, a nie pogoń za pieniądzem (najczęściej, bo co poradzić jak kogoś pasją są pieniądze? ;) )
Użytkownik: Potworek_figaro 27.07.2007 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy uważacie że pieniądze... | kam90
Jakże podoba mi się ta dyskusja!
Przede wszystkim denerwuje mnie 'nagonka' na Harry'ego Pottera. I bynajmniej nie chodzi mi tu o komercję, ale właśnie o wypowiedzi jakiej przykład mamy tu powyżej. Ogólnie mówiąc wiele osób po prostu twierdzi, że Harry Potter to 'szajs' tylko dlatego, że się sprzedaje. Otóż sądzę, że fakt, że jakaś książka się sprzedaje nie jest wyznacznikiem jej wartości; o ile dobrze wiem "Mistrz i Małgorzata" też się dobrze sprzedaje i parę innych książek, powiedzmy z "wyższej półki" - warto zauważyć, że i na nich nieraz wydawcy zarabiają fortuny.
I dziwi mnie stwierdzenie, że Harry Potter nie ma żadnego przesłania. Radzę więc kam90 sięgnąć po znienawidzoną przeze mnie Alę Makotę - na tymże dziele powinni uczyć, co to znaczy gdy książka nie reprezentuje sobą żadnych wartości i profanuje język polski.
Ale do rzeczy. Nie pamiętam już kto, ale ktoś stwierdził, że 'literatura fantastyczna podlega ostatnio konsumpcji', z czym absolutnie się zgadzam. Nieustannie natykam się na reklamy przesławnego (sic!) "Eragorna" czy innych przedziwnych dzieł - w których samo odstraszające jest to, że pisane są przez czternastolatków. Zresztą teraz strasznie popularna jest fantastyka - młodzi chłopcy połykają kolejne dzieła, nie zważając na fakt, że poza krwią, seksem i niewielką ilością czarów nic większego nie ma. Zastanawiam się czy fakt tego nagłego wzrostu popularności fantastyki nie zawdzięczamy szczególnej popularności Pottera, czy Tolkiena - bo w końcu to się sprzedaje. I jeśli chodzi o pieniądze to stwierdzam, że rzeczywiście, dużo fantastyki pisze się dla pieniędzy.
Ale! Przecież to żadne nowe zjawisko. Zawsze przecież pisało się dla pieniędzy, sławni poeci i pisarze pisali wiersze i opowiadania do gazet, by wesprzeć swój skromny budżet. Zresztą nie można wymagać by każdy czytał Platona czy Szekspira, dla bardzo dużej rzeszy czytelników książki służą głównie ku rozrywce. W dzisiejszych czasach jest to po prostu bardziej widoczne, wiadomo media, ale i same książki są tańsze i analfabetyzm spada. Jak dla mnie to dobrze, że w ogóle ludzie COŚ czytają i że popyt na książki jest. I zdecydowanie wolę, żeby czytali Harry'ego Pottera niż Harlequiny. Naprawdę.
A i jak dla mnie Tolkien to jest już wielka literatura. O ile wahałabym się przy "Władcy Pierścieni" czy przy "Hobbicie", to "Silimarillion" zdecydowanie. Odniesienia do Biblii, bogactwo językowe, przesłanie i ten misternie skonstruowany świat jest absolutnie na jak najwyższym poziomie. (I odzywa się ta, co jeszcze "Silimarillionu" nie doczytała ;) )
Użytkownik: żabunia 09.08.2007 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakże podoba mi się ta dy... | Potworek_figaro
Masz rację popularne książki nie ogłupiają, mają w sobie to coś.
Ci, którzy chcą się wylansować, będą robić to, co jest na czasie:
oglądać premiery filmów, czytać polecone książki, ubierać się w modne ciuchy. I to na nich wydawnictwa, które robią wspaniałą reklamę, zbijają kokosy. Prawdziwi fani Pottera, którzy czytają dla siebie, kupują kolejne tomy bez reklamy, wiem to na własnym przykładzie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: