Dodany: 28.03.2006 17:05|Autor: dot59
Kogo zabierzesz na swoją arkę?
Dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle wypożyczać tę książkę, bo ileż można czytać o Holocauście? Ale wzięłam, i jestem za to wdzięczna samej sobie, bo wrażenia doznane przy lekturze świadczą, że jeszcze całkiem nie zeskorupiałam emocjonalnie, że potrafię się wzruszyć czymś nie dotyczącym w żadnej mierze mnie samej ani moich najbliższych.
Bohaterem powieści po raz kolejny uczynił Schmitt małego chłopca, któremu tym razem przyszło zaznać największego spośród okropieństw wynalezionych przez świat ludzi dorosłych – wojny i rasistowskich prześladowań – i równocześnie największego dobra, jakie człowiek może wyświadczyć człowiekowi, ratując jego życie z narażeniem własnego. Fabuła opowieści jest nadzwyczaj prosta: gdy do Brukseli wkraczają Niemcy, uciekająca przed tragicznym losem rodzina Bernsteinów oddaje siedmioletniego Josepha pod opiekę znajomych chrześcijan, ci zaś znajdują dla niego bezpieczną kryjówkę w przykościelnym sierocińcu. Ukrycie nie okaże się jednak niezawodne i komuś przyjdzie zapłacić za wyprowadzenie okupanta w pole... Lecz dobroczyńcy zachowani w pamięci ocalonych dzieci przetrwają również w pamięci świata jako jedni z wielu Sprawiedliwych, cała zaś historia, opowiadana po latach przez Josepha, zamieni się we wspaniałą przypowieść, pełną prawd – wydawałoby się – oczywistych, lecz jakże często niedostrzeganych lub ignorowanych przez współczesnego człowieka...
Bez użycia nazbyt drastycznych obrazów i wyrafinowanych środków stylistycznych Schmitt przypomina nam, że dobro nie musi ukrywać się pod atrakcyjną powłoką zewnętrzną ani wykazywać związku z jakimkolwiek kościołem (jakże wymowną ilustracją tej tezy jest postać Mademoiselle Marcelle!); że wartościowanie ludzi wedle wyglądu, pochodzenia, wykształcenia czy wyznania jest tyleż nieracjonalne, co i niegodne; że przyszłość świata zależy od wzajemnego poszanowania, lub przynajmniej tolerancji, różnych religii i różnych kultur. Nie sądzę, by nasz wielki rodak Jan Paweł II zdążył zapoznać się z tą książką, wydaną w oryginale na niespełna rok przed jego śmiercią, ale nie wątpię, że przyjąłby ją z radością, odnajdując w niej tak żarliwie kultywowanego przez siebie ducha pojednania i ekumenizmu.
Być może z punktu widzenia krytyki dzieło Schmitta nie zasługuje na jakieś wyjątkowe laury – zasługuje natomiast z pewnością na uwagę czytelników (także tych młodszych, dla których może stanowić wprowadzenie do pewnego wycinka historii Europy i choć trochę zaimpregnować ich umysły na destrukcyjne działanie ksenofobicznych - żeby nie powiedzieć wręcz: rasistowskich - haseł, szerzonych przez demagogów ukrywających się pod płaszczykiem patriotyzmu i pokazowej religijności). Póki bowiem są na świecie tacy pisarze i takie książki, większa jest szansa, że w obliczu kolejnych kataklizmów znów ktoś zaoferuje komuś miejsce na arce...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.