Dodany: 28.03.2006 17:02|Autor: dot59
Dom, w którym umiera dzieciństwo
Kolejna to książka, której przeczytania nie żałuję, choć nie ma w jej przypadku mowy o przygodzie literackiej, o zabawie obrazami i słowami. W opowieściach osnutych wokół reminiscencji z dzieciństwa znajdujemy zwykle nuty nostalgii, czasem lekkiej i przewrotnej ironii, których jednak nie doszukamy się u Maślanki; autor patrzy na świat swego bohatera (i zapewne w dużej mierze alter ego, jak można się domyślić z notki biograficznej) z ogromną powagą, z bolesnym napięciem. Trudno się jednak temu dziwić, uświadomiwszy sobie, jak bardzo inaczej żyje się i uczy się przeżywać życie w rodzinie doświadczanej wzlotami i upadkami, ale integralnej i pełnej miłości – i w domu będącym domem jedynie z nazwy.
Dziecko znające tylko pijackie awantury, głód, brud i smród, jeszcze nie przestaje być dzieckiem, jeszcze ma szanse na wyhodowanie w sobie subtelności, wrażliwości, ambicji, zwłaszcza jeśli trafi do rodziny zastępczej lub adopcyjnej, do ludzi nastawionych na pomaganie, okazywanie empatii i tolerancji. Najczęściej jednak trafia do „bidula” – przechowalni złych emocji, szkoły wulgarności, nieuczciwości i przemocy – pod opiekę osób przejmujących się przeżyciami powierzonych sobie dzieci na ogół nie bardziej niż pastuch losem pasionego bydła. Ile szczęścia i ile hartu ducha mieć trzeba, by wyjść z tej kuźni patologii społecznych nie całkiem skrzywionym i nie do szpiku kości poharatanym psychicznie – dowiadujemy się z przejmującej spowiedzi Borysa, bohatera powieści Maślanki.
Opowieść Borysa, nie umiejącego rozumieć innych, współczuć i kochać, a równocześnie noszącego w sobie rozpaczliwą tęsknotę za jakimkolwiek związkiem emocjonalnym – tęsknotę tak dojmującą, że musi ona znaleźć ujście w pisaniu listów do nieistniejącego człowieka – przede wszystkim szokuje. Najbardziej prawdopodobną reakcją czytelnika jest: „No, wiedziałem(-am), że w domu dziecka nie jest jak w raju, ale żeby aż tak?!”. Jest to jednak szok w pewnym stopniu pozytywny, bowiem po przeminięciu zgrozy i niesmaku zaczynamy - świadomie czy podświadomie - dostrzegać mechanizmy rządzące tak wykolejoną rzeczywistością, rozumieć, że grubiaństwo i agresja często bywają odruchem obronnym człowieka głęboko skrzywdzonego, wreszcie zastanawiać się, co zrobić, by tej krzywdzie zapobiec albo chociaż ją zminimalizować. Tak więc, choć powieść Maślanki nie stanowi zjawiska rewolucyjnego w sensie literackim, jest ona wydarzeniem ważnym z socjologicznego punktu widzenia, uświadamiającym czytelnikowi, że sieroctwo – nawet „tylko” społeczne – jest dziś sytuacją niemal tak samo traumatyczną, jak w czasach Davida Copperfielda, choć współczesne dzieci zdane na opiekę obcych nie cierpią głodu, nie chodzą w łachmanach i nie są zmuszane do pracy...
Toporny, chropawy, nasycony wulgaryzmami i kolokwializmami język jest tu wyjątkowo na miejscu. We współczesnej prozie napotykamy takowy nader często, jednak czasami nie można się oprzeć wrażeniu, iż jego zastosowanie wynika głównie z przekonania pisarza, że użycie mocnych słów i szokujących obrazów zapewni mu etykietkę śmiałego i bezpruderyjnego. Tutaj jednak jest on elementem, w braku którego można by podać w wątpliwość wiarygodność świata przedstawionego. Może zaskakiwać, może pozostawiać nieprzyjemne wrażenie – lecz taki być musi, bo taka jest rzeczywistość, w której bohaterowie Maślanki egzystują.
Możemy tę rzeczywistość zignorować, ominąć - ale czy powinniśmy?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.