Dodany: 27.03.2006 12:02|Autor: Leonard
Poddany torturom Pana Melvilla...
Strasznie męczyłem się podczas czytania tej książki. Może wynikało to z tego, że zbyt późno zabrałem się do niej? Nie wiem... Może powinienem ją przeczytać w momencie fascynacji Juliuszem Verne'em i jego morskimi dziełami (czyli w podstawówce)? Bo na obecnym etapie życia ta lektura wydała mi się naprawdę niepotrzebna - żadnych pozytywnych emocji, żadnego identyfikowania się z bohaterami... Dobrnąłem do końca jedynie z poczucia obowiązku, że powinienem ją znać, bo zalicza się do klasyki literatury światowej i czasami we współczesnej prozie ktoś się do niej odnosi. Należy więc do dobrego tonu wiedzieć, na co się ten ktoś powołuje, aby być świadomym czytelnikiem... Tak więc już takim jestem - przynajmniej jeśli chodzi o tę lekturę. Parafrazując: przybyłem (do biblioteki), zobaczyłem (chłonąc przez kilka dobrych tygodni, z wielkim poświęceniem ;-), treść), zdobyłem (samozadowolenie z przebrnięcia i nic więcej).
Wiedza zawarta w książce się zdezaktualizowała albo nigdy nie była brana przez naukę pod uwagę. Postacie mają denerwująco przerysowane cechy charakteru... Dłużyzny... Jedyne, co mi się podobało to opis życia na statku wielorybniczym, ale on był, niestety, pokazany niezbyt dogłębnie.
Swego czasu w jakimś amerykańskim filmie usłyszałem dialog na temat wagarów z powodu przerabiania w szkole "Moby Dicka" (jest to lektura w szkołach amerykańskich) - byłem pełen zrozumienia ;-).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.