Dodany: 27.03.2006 08:45|Autor: aleutka

Ulubiony pisarz Holdena Caulfielda


Pamiętacie? "Tę książkę, którą wtedy czytałem, wziąłem z biblioteki przez omyłkę. Dali mi inną, niż chciałem, ale spostrzegłem się dopiero po powrocie do swojego pokoju. Wpakowali mi "Pożegnanie z Afryką" Isaka Dinesena. Bałem się, że to będą nudy na pudy, ale nie: książka okazała się dobra. Uczyć się nie lubię, ale czytam dużo. (...) Lubię takie książki, żeby od czasu do czasu można się było pośmiać. (...) Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym się z nim zaprzyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota. Ale takich pisarzy nie ma wielu. Do tego Isaka Dinesena mógłbym zatelefonować, owszem".

Kiedy po ogromnym sukcesie "Pożegnania..." słynny Isak Dinesen ujawnił się, kiedy okazało się, że męską siłę tej prozy uosabia krucha kobieta w średnim wieku, zaczęto się zastanawiać. Dinesen to jej panieńskie nazwisko, więc ten akurat wybór nikogo nie zaskoczył. Ale dlaczego Isak? Bo to znaczy "ten, który się śmieje" - jak wyjaśniła sama Blixen.

Trzeba znać kontekst, żeby w pełni docenić to zdanie. A jest on szeroki i wieloskładnikowy. Trzeba też umieć czytać między wierszami bardzo skandynawskiej dyskrecji...

Brat Karen wspominając ich młodość – niezliczone, identyczne popołudnia w salonie - miał powiedzieć: "Godzinami, gorączkowo mówiła, jakby próbowała przed czymś uciec".

W liście do rodziny z niezwykłą otwartością pisze: "Kłopot polega na tym, że to, co ja uważam za moje zalety, wy uznajecie za wady i odwrotnie".

Afryka była jej ucieczką. Tu jej odwaga, szczodrość, otwarte serce, ogromny talent do przyjaźni, o(d)porność na konwenanse i żądza przygód znalazły wreszcie możliwość rozkwitu. Jako Lioness Blixen (jak ją – przekręcając Baroness Blixen – nazwał jeden z boyów) organizowała safari, polowała na lwy, latała samolotem, prowadziła farmę i organizowała transporty transkontynentalne. "Tu człowiek budził się co rano i myślał "Jestem, gdzie powinienem być" - mówiła. "Zawsze chciałam być pochowana w Afryce, bo po prostu nie wyobrażałam sobie innej możliwości"...

Konieczność sprzedaży farmy była ciosem w samo serce. A jednak w książce znajdziemy jedynie zdanie "Moja farma leżała za wysoko na uprawę kawy..."

Kiedy Karen stanęła wobec utraty wszystkiego, co kochała, w szczególnym, "symbolicznym" nastroju, z dna rozpaczy zadawała sobie nieuniknione pytanie "Dlaczego". Odpowiedź, jaką otrzymała, była przedziwna. Karen wyszła na podwórze, gdzie zobaczyła małego kameleona. Zanim zorientowała się, co się właściwie dzieje, kogut dopadł jaszczurki i oddziobał jej język. Karen zastrzeliła kameleona ("bez języka kameleon nie może polować i jest skazany na powolną śmierć głodową") i przyjęła do wiadomości to, co właśnie jej powiedziano. Wielkie potęgi wszechświata śmiały się ze mnie – bo jaką w końcu odpowiedź mogłyby dać... Wtedy właśnie jej dewizą stało się "Dlaczego nie?". Samo "Dlaczego" jest skomleniem i skargą; "Dlaczego nie" przywraca proporcje. Trzeba mówić życiu tak bez żadnych warunków. Trzeba rozumieć szczególne poczucie humoru Boga.

Być może więc Holden instynktownie rozpoznał ten sam bunt i tęsknotę. Być może właśnie dlatego zrozumiał, co w tej książce jest najważniejsze.

Jest to wyznanie wiary w życie i szczególne świadectwo wręcz niezwykłej, wszechogarniającej miłości wobec życia. Jest to książka o odwadze, tolerancji i innych demonach. Tak. Miłość, odwaga i tolerancja – te trzy. Z nich zaś najważniejsza jest... Nie wiem. One warunkują się nawzajem. Właśnie to jest dla mnie najbardziej fascynujące.

Bardzo to trudna miłość – pozwalać komuś, aby był w pełni sobą, rezygnując z prób ulepszeń wynikających z rozkosznego przekonania "Ja wiem lepiej, jaki powinieneś być". Otwierać serce na oścież wobec wszystkiego, co przynosi życie, mieć w sobie zawsze gotowość i odwagę niezbędną do takiej akceptacji. Jest to bardzo przejmujące, bo dotyczy dosłownie wszystkiego – krajobrazu i drzew, chłopczyka o ropiejących nogach, Masajów, gazeli, której trzeba pozwolić odejść, gdy pora już nadeszła. Całe "Pożegnanie..." jest taką miłością przesycone i poniekąd nie jest to wcale dziwne. Już jako stara i schorowana, wręcz wyniszczona chorobą kobieta Karen wyznała, iż wobec wszelkich przejawów życia był w niej element zakochania – czy chodziło o obraz, konia, drzewo czy człowieka. Tak było zawsze i tak będzie zawsze, choćbym ukończyła 90 lat...

Jeszcze trudniejsza jest tolerancja w "Pożegnaniu...". Zawsze mnie zdumiewają ludzie z ogromną łatwością deklarujący, że są tolerancyjni. W dzisiejszych czasach to pojęcie bardzo staniało, stało się wręcz trendy. A tymczasem prawdziwa tolerancja jest postawą niezwykle trudną. Nie ma nic wspólnego z obojętnością i olewactwem taniej tolerancji (możesz wierzyć w co chcesz, bo to i tak nie ma żadnego znaczenia). Nie sztuka ćwiczyć ją na czymś, co w gruncie rzeczy rozumiemy i akceptujemy.

Prawdziwa tolerancja to akceptacja faktu, że pewne rzeczy zawsze pozostaną dla nas obce. Że niekiedy będziemy doświadczać tego poczucia obcości, samotności w sposób niezwykle bolesny i przejmujący. I że musimy to przyjąć jako część życia, jeśli chcemy naprawdę je przeżyć. Z drugiej strony – akceptacja tego bolesnego aspektu uwolni nas od poprawiactwa i gorsetów, pozwoli żyć i rozwijać się pełną piersią. O tym także jest "Pożegnanie z Afryką", dlatego poniekąd zdumiała mnie recenzja Pawła Wolniewicza sugerująca, iż życie krajowców przedstawione w tej książce jest "proste" (w domyśle "bardziej idylliczne") niż życie białych. Karen daleka była od takich uproszczeń, właśnie dlatego, że była osobą naprawdę tolerancyjną. Z całego "Pożegnania" przebija fascynacja odmiennością kultury i sposobu myślenia krajowców, zachwyt nad ich postawą wobec życia i humorem, połączony z bolesną świadomością obcości, faktu, że jest to kultura, której nigdy w pełni nie zrozumiemy, a co najbardziej przerażające – że uważamy się za zwolnionych od prób prawdziwego porozumienia. (Warto tu zaznaczyć, że Karen ze swoją postawą pro–native była przedmiotem protekcjonalnych żarcików, często też utrudniano jej życie z tego powodu).

A odwaga? No cóż, bez niej nie byłoby dwóch pozostałych... Nie chodzi tu jedynie o wyprawy na lwy, ale przede wszystkim o tę nieustanną gotowość do przyjęcia tego, co niesie życie. O odsłonięcie serca, świadomą rezygnację z barierek ochronnych ego w kontaktach z ludźmi, przyrodą i życiem w ogóle. Ta nuta jest w "Pożegnaniu" tak podstawowa, że często się jej nie zauważa...

Jest to książka pisana z daleka, przesycona tęsknotą. To hymn wygnańca. Jest więc w niej nostalgia doprawiona humorem, fragmentaryczność połączona z drobiazgowością wspomnień. Obraz Afryki wyłaniający się z tej powieści jest niezwykle żywy i plastyczny, zabarwiony zachwytem autorki. Opowieść jest potoczysta i pełna życia, język jasny, prosty i klarowny. Konstrukcja powieści jest przemyślana, a w swoim czasie była eksperymentem dość niezwykłym. Karen świadomie odsunęła się na dalszy plan, dając pierwszeństwo temu, co ukochała najbardziej. A jednak to właśnie jej siła, wola życia, hojność jej serca czynią z "Pożegnania" książkę fascynującą i dają poczucie obcowania z kimś zupełnie niezwykłym.

Pozwolę sobie na zakończenie na nutkę bardziej osobistą. Lektura "Pożegnania" była dla mnie jednym z kamieni milowych. Odpowiedziała na pytania, które dopiero się we mnie kształtowały, przygotowując grunt pod przemiany, które miały dopiero nastąpić. Nie potrafię być wobec tej książki obiektywna, a Karen stała się dla mnie kimś naprawdę bliskim. Rzadko mam takie odczucia wobec samych pisarzy, a jednak – ja także chętnie zatelefonowałabym do niej...


Mogłabym – biorąc przykład z Karen – zatytułować tę recenzję "Z notatnika emigranta". Nie mam w tej chwili dostępu do mojego egzemplarza Pożegnania... - cytaty są więc zbliżone – zaczerpnięte z pamięci na podstawie przekładu Giebułtowicza. (Ręczę, że niczego nie zniekształcam!) Wspomnienie Tomasza Dinesena, cytat z listu i cytat o zakochaniu zaczerpnęłam z książki Else Grundbjerg "Kvinden kaetteren, kunstneren Karen Blixen" – niestety niewydanej po polsku i także chwilowo dla mnie niedostępnej... Cytat z "Buszującego w zbożu" Salingera przesłała mi Jakozak (czymże Biblionetka byłaby bez niej...), pozwoliłam sobie jedynie na poprawkę ewidentnego błędu translatorskiego. Nie chodzi o "W afrykańskim buszu". Chodzi właśnie o "Pożegnanie z Afryką"...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 37142
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 15
Użytkownik: aolda 28.03.2006 01:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Dziękuję za głęboki humanizm tej recenzji i piękny portret Karen Blixen, której również jestem wielką admiratorką.
Użytkownik: ioanka 28.03.2006 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Niesamowita recenzja. Brak słów by napisać więcej...
Użytkownik: aleutka 29.03.2006 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Niesamowita recenzja. Bra... | ioanka
Dziekuje ci naprawde... Nastepna juz obmyslam i to zabawne bo bedzie z mysla o tobie - to ty napisalas, ze nie lubisz opowiadan o ile pamietam... Wiec to przez ciebie:))

Klopot jak zwykle lezy w mojej naturze - unikatowe polaczenie perfekcjonizmu z lenistwem:)))
Użytkownik: ioanka 29.03.2006 18:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziekuje ci naprawde... N... | aleutka
Ale Ty masz pamięć!! Jednakże, kobieta zmienną jest i ostatnio zaczęłam interesować się nawet opowiadaniami. Wprawdzie, nadal obstaję przy tym, że nie ma to jak coś grubego i wielostronnicowego, ale patrzę na opowiadania coraz bardziej przychylnym okiem ;-). Czekam więc niecierpliwie na Twoją recenzję...
Użytkownik: norge 28.03.2006 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
To prawdziwa przyjemność przeczytać taką recenzję jak ta twoja, Aleutko. Chyba nadawała by się ona na konkurs, nie myślisz?
Zainspirowana twoimi odczuciami przy lekturze, postanawiam wrócić do tej ksiązki raz jeszcze. Przy najbliższej okazji. Dziękuję ci i gorąco pozdrawiam.
Użytkownik: aleutka 29.03.2006 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawdziwa przyjemność ... | norge
Jak milo zobaczyc cie z powrotem w Bnetce Diano! Dlugo cie nie bylo..
Wzruszylam sie czytajac te komentarze bo mialam treme dodajac te recenzje. Chcialam ja napisac NAJLEPIEJ. Chcialam oddac moja fascynacje. Pozegnanie zasluguje na to co najlepsze:)) Robilam wiele podejsc... (Nie mowiac juz o tym, ze dopiero kiedy dodalam recenzje zorientowalam sie jaka jest dluga! W Open Office to poltorej strony:)))

Jesli udalo mi sie cie zachecic to bardzo sie ciesze!!

Sciskam cie i pozdrawiam
Użytkownik: Draganso 31.03.2006 15:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
"Pożegnanie z Afryką" jest również moją ulubioną książką, ale tak wytrawnej, mądrej i osobistej recenzji - nie potrafiłabym napisać. Gratuluję!!
Użytkownik: olala 01.04.2006 14:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Świetna recenzja! Raz już zabierałam się za "Pożegnanie z Afryką", ale czy to z powodu innych lektur, czy po prostu braku czasu, odłożyłam na półkę ledwie napoczętą... Po przeczytaniu tej recenzji na pewno dam jej niedługo drugą szansę :) Dziękuję!
Użytkownik: ok dinghy 22.09.2006 23:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Dziękuję za tę poruszającą recenzję. ( Wprawdzie mamy dyskutować o książkach, ale recenzja też może pobudzić emocje ;-) ). Zamierzałem sięgnąć po książkę ze względu na klimat filmu, ale to co w niej dostrzegłaś, mam nadzieję stanie się też po części moim udziałem :).
Użytkownik: aleutka 28.09.2006 10:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tę poruszając... | ok dinghy
Ja ci dziekuje za komentarz - to naprawde cenne widziec, jak recenzja porusza, w sumie najpiekniejszy komplement...

Hmmm... klimat filmu... Z reguly jest tak, ze jesli ktos najpierw widzial film to jest ksiazka przynajmniej zaskoczony. Jak to ujal Pawel Wolniewicz czytajac ksiazke o filmie nalezy zapomniec (no moze z wyjatkiem ujec przyrody i krajobrazow...)

Mysle ze Karen Blixen przewraca sie w grobie. Przede wszystkim - o tym tez pisze w recenzji - ona w ksiazce swiadomie usunela sie na dalszy plan. Film jest mozna powiedziec przede wszystkim o niej. To zasadnicze wypaczenie, zwlaszcza ze w wykonaniu Meryl Streep...

Karen jest w ksiazce obsesyjnie dyskretna i nie wiedzac o jej zwiazku z Denysem Finch-Hattonem z ksiazki tego nie wyczytasz. To jest bardzo skandynawskie, oni zreszta do dzis to maja - o uczuciach i zwiazkach nie mowia zbyt latwo (niezwykle latwo mowia o seksie, ale uczucia...) Uczucia to rzecz intymna. To co dla wielu jest jeszcze objawem zrozumialej ciekawosci czy przyjazni dla Skandynawow jest juz pchaniem sie z butami do czyjejs intymnosci. I ten film to wlasnie robi - wlazi z butami, bez chocby jednego przepraszam. W ksiazce sa chyba dwa zdania, ktore cos moga mgliscie sugerowac - moja farma byla jego domem gdy wracal z safari... i juz. Bylo to wydane pod meskim pseudonimem i Denys przedstawiony jest jako jeden z przyjaciol po prostu - wyjatkowy, bo w sercu Karen kazdy prawdziwy przyjaciel ma wyjatkowe miejsce. To nie byla jeszcze epoka brukowcow i odslaniania intymnych detali w imie "opinia publiczna ma prawo wiedziec".

Pomijam fakt, ze zupelnie inaczej sie poznali, ze w Denysie nie bylo ani odrobiny protekcjonalnosci, ktora Redford czesto emanowal, ze film sprowadza Denysa (i Brora Blixena) do roli emocjonalnych popaprancow... Rzeczywistosc byla o wiele bardziej zlozona i ciekawsza.

Ech, ponioslo mnie...
Użytkownik: Bacia 13.01.2007 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja ci dziekuje za komenta... | aleutka
Książkę czytałam dawno temu. Do recenzji dotarłam dopiero dzisiaj, i to całkiem przypadkowo. Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko:DZIĘKUJĘ!
Użytkownik: Lancan 29.06.2007 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Ta recenzja zachęciła mnie do przystąpienia do Biblionetki, co z przyjemnością własnie uczyniłem.
Trafiłem tutaj szukając informacji o Karen Blixen, gdyż sam pracowałem nad recenzją Pożegnania z Afryką, ale Twoje dzieło po prostu mnie olśniło. Fantastyczna recka!
Gratuluję Autorce.
Użytkownik: aleutka 01.07.2007 15:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta recenzja zachęciła mni... | Lancan
Witaj w Biblionetce! Mam nadzieję że wkrótce zadomowisz się tutaj, to świetna społeczność.

I bardzo serdecznie dziękuję za wspaniały komplement!
Użytkownik: shantaram 22.03.2009 18:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Pięknie zostało to ujęte w Twojej recenzji, właściwie nie ma co dodać. Brawo.
Użytkownik: Roy2002 01.06.2016 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętacie? "Tę książkę, ... | aleutka
Gdyby ktoś chciał bliżej poznać postać Denisa Fincha Hattona, to polecam Za blisko słońca: Opowieść o pożegnaniu z Afryką (Wheeler Sara). Wraz z Karen Blixen stanowili niezwykłą parę.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: