Dodany: 14.01.2004 16:35|Autor: dorsz
Superpies i inne genetyczne manipulacje
Koontz jak zwykle zaczyna swoją opowieść mocnym akordem, godnym najlepszych wzorów Hitchcocka. W pierwszym rozdziale „Opiekunów” w dramatycznych okolicznościach poznajemy Travisa Cornella oraz pewnego sympatycznego psa rasy golden retriever, który przyplątuje się do niego podczas polowana na węże. Za chwilę okaże się zwierzęciem obdarzonym jeszcze większą inteligencją, niż przypisuje mu to zachwycony nowy pan, i doprowadzi do spotkania Travisa z Norą, nieodzowną dla powieści Koontza postacią kobiecą po przejściach. Norę trzeba będzie dość dosłownie oswoić ze światem, który do tej pory nie miał jej za wiele przyjemności do zaoferowania. Travis w tej roli odnajdzie się doskonale i w ten sposób poznajemy pozytywnych bohaterów powieści oraz jej najbardziej sielankowy wątek. Pozostałe są bardziej tajemnicze, a nawet brutalne. Szybko dowiadujemy się, że pies będący jednym z głównych bohaterów jest ścigany przez istotę będącą efektem manipulacji genetycznych, uzbrojoną w potężne kły i pazury, ogromną szybkość, doskonałe mięśnie, a do tego inteligencję dorównującą ludzkiej. Jeśli to brzmi jak nowa wersja „Wyspy Doktora Moreau”, to słusznie, autor nawet w pewnym momencie otwarcie powołuje się na tę klasyczną powieść Wellsa. Travis z Norą i ich czworonożnym ulubieńcem są w poważnym niebezpieczeństwie i oczywiście będą musieli się ukrywać, czeka ich też nieuchronne decydujące starcie.
Jest to jedna z dość wczesnych książek Koontza, pochodząca z roku 1987, autor szafuje więc jeszcze pomysłami dość beztrosko. W tej powieści otóż nieoczekiwanie pojawia się drugi, niezależny czarny charakter, co u tego pisarza jest wielką rzadkością. Płatny zabójca Vince jest nie tylko nieźle wyszkolony, ale w dodatku święcie przekonany, że każda zamordowana ofiara dostarcza mu porcji energii życiowej, przybliżając go tym samym do nieśmiertelności. Jego największym marzeniem jest wchłonięcie energii życiowej jeszcze nienarodzonego dziecka i będzie do tego dążył w ciągu całej akcji. Przy okazji ma ochotę odnaleźć superpsa, o którego istnieniu dowiedział się przypadkiem, jasnym jest więc, że wszyscy bohaterowie pod koniec będą musieli się spotkać, i dopiero wtedy okaże się, komu z nich uda się przeżyć, a kto poświęci się dla innych jako tytułowy opiekun.
Koontz jak zwykle stara się przewidzieć problemy i niebezpieczeństwa wynikające z rozwoju najnowszych technik (najnowszych oczywiście na miarę czasów, w których książka została napisana). Zderza spotworniałego Obcego i cudownego, inteligentnego psa, jako zły i dobry efekt manipulacji genetycznych. Nie daje łatwych odpowiedzi na pytanie, czy ludzkość powinna dążyć do rozwijania tej gałęzi nauki i stwarzać nowe istoty bądź udoskonalać na swój sposób istniejące gatunki. Zaskoczyły mnie natomiast wyraźne ciągoty harlequinowe Koontza, ujawniające się w całym wątku romansu Travisa z Norą, oraz w zdaniach typu: „Ona, chociaż będąc dziewicą, odczuwała prawdopodobnie pewien lęk przed zbliżeniem, także go pragnęła, był o tym przekonany”. Podsuwanie tej lektury romantycznym nastolatkom może się jednak okazać krokiem nierozważnym, sobowtórów Travisa nie starczy bowiem w realnym świecie dla wszystkich chętnych. Tym niemniej miłośnicy wartkiej sensacyjnej akcji, charakterystycznej dla tego autora, nie mogą chyba darować sobie tej pozycji, obfitującej w bogactwo wątków i nieoczekiwane zwroty akcji.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.