Dodany: 22.02.2006 12:27|Autor: salem
Życie tkwi w szczegółach
Życie składa się z drobiazgów. Z krotochwil myśli, z milisekund uczuć, z ułamków zdarzeń. Czekanie na wielkie szczęście na pewno ma sens, ale czy nie pozbawia nas codziennych małych radości? Z tego, że pachnie jabłko, że ziemia paruje po deszczu, że szyba zalśniła w słońcu, że pies macha nam ogonem na powitanie… To takie staroświeckie - cieszyć się drobiazgami, zwłaszcza teraz, gdy liczy się wielki sukces, wielki samochód, wielkie nadzieje. W takim razie skąd taki sukces książki Philippe'a Delerma „Pierwszy łyk piwa i inne drobne przyjemności”?
Mała rzecz, a cieszy
Milion egzemplarzy książki sprzedanych we Francji. Pierwsze miejsca na listach bestsellerów w całej Europie. Pochlebne recenzje nawet tych co bardziej sceptycznych krytyków. Postanowiłam sprawdzić na własnej skórze, czemu ta niewielka książeczka zawdzięcza taki sukces. I już wiem: drobiazgom. Bo przecież się mówi: diabeł tkwi w szczegółach. Z tym, że tu czuć raczej muśnięcie białych skrzydeł.
Książka „Pierwszy łyk piwa i inne drobne przyjemności” nie zniewala objętością. To ledwie osiemdziesiąt stroniczek tekstu. Ale przecież nie wielkość jest ważna; wszak to właśnie drobne przyjemności liczą się najbardziej. Kolejne rozdziały, jak czekoladki w bombonierce, ułożone są jeden przy drugim, ale każdy osobno. W każdym inny smak, inne wspomnienie, kolejna okazja, by delektować się smakiem życia.
Wielkość drobiazgów
To, co najbardziej mnie zaskoczyło w książce Delerma, to przede wszystkim potęga współodczuwania. Jakże podobnie odbieramy wiele rzeczy! Jak bliźniacze emocje towarzyszą nam w tych samych sytuacjach. Jak wyjątkowo zgodnie z nieprzebranego bogactwa wrażeń wybieramy dokładnie takie same!
Tak sobie myślę, że znacznie łatwiej mówić o smakach. Kiedy spytasz na przykład, kto lubi kawę, to zaraz podniesie się do góry las rąk. Smakosze wina czy czekolady też będą rozumieć się bez słów. Ale kto wpadnie na pomysł, żeby porozmawiać o… szumie rowerowego dynama? Albo o zapachu jabłek w piwnicy. Nie, nie chodzi o to, żeby napomknąć, gdzieś mimochodem zaznaczyć istnienie takich wspomnień, uczuć. Mówię tu o swoistym „poemacie na cześć”. O poświęceniu rogalikowi całego rozdziału. Skupieniu się na tym drobiazgu, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
Przy(smaki) życia
Delerm ułożył swoją książkę jak menu. Tylko zamiast potraw umieścił w niej smaki życia. Słodkie, słodko-gorzkie, te bardzo znajome i te już zapomniane. Czytasz na przykład rozdział o porannej gazecie i po prostu czujesz, jak z zakamarków pamięci wyłania się ciepły zapach kawy, niemal słyszysz szelest papieru, a pod palcami – tak, jakby to działo się tu i teraz – masz ten dotyk: szorstki, a zarazem miękki. Na kliszy pamięci wyświetla się obraz, który trąca struny uczuć. Przypominasz sobie z całą wyrazistością to, jak bardzo lubisz wziąć do ręki gazetę, której jeszcze nikt przed Tobą nie czytał. Jest taka nieskalana, gładka. Ekspedientka w kiosku złożyła ją na pół, żeby zmieścić ją w niewielkim okienku, ale nie zniszczyła tej delikatnej natury: nowości, tajemnicy. Otwieranie nowej gazety ma w sobie coś z rozpakowywania prezentu: nawet jeśli znowu dostałeś skarpetki, przez chwilę czujesz tę miłą niepewność.
Niewiele trzeba do szczęścia
Trzydzieści cztery rozdziały to stanowczo za mało, żeby opisać wszystkie drobne, codzienne i niecodzienne przyjemności, jakie niesie ze sobą życie. Ale wystarczająco, żeby przypomnieć sobie, że one istnieją! Żeby sprowokować nas do ich dostrzegania. Bo ta książka to prowokacja, ja przynajmniej tak uważam. To wyzwanie dla marudzących, że nic się nie dzieje wyjątkowego, że dzień do dnia za bardzo podobny, że omija nas prawdziwe życia, że nie spotka nas na pewno nic dobrego… Narzekanie jest łatwe. Każdy to potrafi. Tylko po co to robić? Może trudniej, ale o ile przyjemniej jest się cieszyć. Choćby drobiazgami. Właśnie i przede wszystkim drobiazgami! Bo tak naprawdę bardzo niewiele potrzeba nam do szczęścia.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.