Dodany: 20.02.2006 20:00|Autor: bidrek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Jadąc do Babadag
Stasiuk Andrzej

3 osoby polecają ten tekst.

Wymęczony podróżą do Babadag


Przyznam, że nie mam wielu skojarzeń z Europą południowo–zachodnią. Kiedy mówię: Rumunia, Albania, Mołdawia - mam na myśli Cyganów, ich tabory, zapyziałe miasteczka, bez ulicznych lamp, asfaltowej drogi, kury przechadzające się po całej miejscowości, studnie, zardzewiałe kombajny, rozklekotane auta. Widzę ogromne, puste przestrzenie, z maleńkimi osadami, wioseczkami, w których ludzie oddychają cięższym, gęstszym, lepiącym się powietrzem, przykryci szklanym kloszem, odcięci od reszty świata. Historię tego regionu też znam jedynie pobieżnie.

Dlatego kiedy usłyszałem o książce „Jadąc do Babadag”, za którą w roku 2005 przyznano Stasiukowi Nagrodę Nike, liczyłem na to, że czeka mnie niesamowita podróż po tej nieodkrytej części Europy, uświadamiająca mnie poprzez odkrywanie pięknej strony tego zapomnianego Wygwizduna. A co znalazłem? Dokładnie to, co jest naszym wyobrażeniem, stereotypem. Biedne, rozpadające się osady, złomowiska, stosy śmieci i żyjących w tym wszystkim przygarbionych, wcześnie postarzałych, noszących zniszczone ubrania ludzi, którzy zajmują się handlem na miejscowych bazarach lub trudnią się przemytem. To wszystko nas tylko utwierdza w przekonaniu o tym, że faktycznie jest to zadupie Europy.

Stasiuk chciał przedstawić poczciwe żywoty mieszkających w tych realiach ludzi, którzy nie są tak skażeni cywilizacją, żyją bliżej natury, nie spoglądają często na zegarek. Dzięki temu są niby szczęśliwsi, bardziej spełnieni, piękniejsi wewnętrznie. Żyją jakby obok tego globalnego pędu, przyglądają się jedynie, popijając sobie pod parasolem alkohole, zaciągając się papierosami. Kontemplują. Natomiast świat zachodni jawi się tutaj jako zło, niebezpieczeństwo, chcące zaatakować i zabrać nowym krajom ich suwerenność, specyfikę. To świat zabieganych ludzi, żyjących w szklanych i plastikowych metropoliach, kupujących mleko ze sklepu, rozbijających namioty w czasie wakacji, grillujących, a nie rozpalających ogniska, posiadających krótszy kodeks moralny, nieustannie w dodatku korygowany. I tej półsztuczności świata jest przeciwstawiony idylliczny wręcz obraz społeczności albańskiej, mołdawskiej.

Tutaj od razu pojawia mi się skojarzenie z turpistami. To właśnie oni twierdzili, że w życiu dominuje brzydota, a czystość estetyczna jest podejrzana, bo idealizuje rzeczywistość. W ten nurt pod tytułem „Wolę brzydotę” doskonale wpisuje się Stasiuk. Przez 316 stron próbuje udowodnić tezę, że to, co brzydkie, stare, chore - jest tak naprawdę piękniejsze. Paprze się w syfie, krowich plackach, przemierza zakurzone miejscowości, spotyka pijaczków, przemytników. Jemu podoba się to życie jakby na zewnątrz, ten spowolniony, niezmierzony czas, ta bierność, lenistwo, nicnierobienie. Ja odczytuję to jako gloryfikację takiej postawy.

Stasiuk sam przyznaje, że chciałby żyć w tych rejonach, gdzie nie czuje się uciekającego czasu, nie wyczekuje niczego, nie patrzy się w przyszłość – człowiek nie umiera, bo sam nie czuł, że żyje naprawdę. W tym znajduje receptę na nieśmiertelność. Dla mnie są to naiwne, wymuszone, absurdalne przemyślenia, które do mnie nie trafiają, a jedynie wywołują uśmiech. Chce spędzić życie u delty Dunaju i rozmyślać o życiu, przeszłości. Czyli o czym, skoro się nic w tym życiu nie zrobiło, żyło się biernie, poddając się następującym po sobie porom roku? I takich quasi-metafizycznych rozważań jest wiele.

Oczywiście znajduję także kilka wartościowych przemyśleń, chociażby tych o współgraniu różnych światów, gościnnych w nich występach, ożywianiu na moment miejsc, w których się jest obecnie. Ale ta pochwała bierności i to półistnienie jest dla mnie nie do zaakceptowania. Nie godzę się na tę teorię, jakoby aktywność i próba uszczknięcia życia miała się wiązać jednocześnie z zatraceniem swojej moralności, a prawdziwie godne i piękne życie miało się toczyć, a serce bić - w tych zapomnianych, zarośniętych pierdolnikach, wykluczając tym samym Kraków, Budapeszt, Pragę. Nie twierdzę, że ludzie w tamtych miejscach nie mogą być spełnieni, piękni, radośni – owszem, wielu jest, ale skąd to automatyczne wykluczenie Europy Zachodniej? Czyżby Stasiuk był tak jednostronny, nieobiektywny, zachłyśnięty jedną częścią Europy, nie będąc w stanie dopatrzyć się piękna i wartości drugiej?

Ta łopatologia i ciągłe udowadnianie wysuniętej na początku tezy nuży. To temat na dłuższe opowiadanie lub kilka dobrych felietonów, bo maglowanie wciąż tego samego tematu, przy jednoczesnym moim sprzeciwie, sprawiło, że podróż do Babadag, z odchodzeniem od wątków, chaotycznym przemieszczaniem się po wielu miejscowościach na raz, była dla mnie męcząca i irytująca. Książka powinna być zdecydowanie krótsza, bo że mogłaby być dłuższa – w to nie wątpię, gdyż dopisać kilkaset stron o piciu piwka za szopą, trzymaniu źdźbła trawy w zębach, graniu w karty w sadzie, to dla Stasiuka żaden problem przy jego upodobaniu do brodzenia w tych krainach. Często przyłapywałem się na tym, że czytając odbiegałem od niej myślami, nie zwracałem uwagi na treść, kontrolowałem jedynie tekst, myśląc całkiem o czymś innym. To nie jest trudne, kiedy czyta się wciąż to samo, tylko ubrane w inne słowa, nazwy, imiona. To duża wada książki, kiedy nie potrafi przykuć uwagi czytelnika, tym bardziej że rzadko coś takiego mi się zdarza.

Jednego nie mogę odmówić książce – pięknego, starannego, poetyckiego języka. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Stasiuk to taki męski odpowiednik Tokarczuk. Oboje charakteryzują się starannym, metaforycznym, lekkim piórem.

Mimo to nie potrafię ukryć, że książka mnie rozczarowała, chociaż podjęty temat faktycznie zasługuje na uwagę. Gorzej z wykonaniem. Stasiuk ani nie pokazał innej strony tej części Europy (a ona pewnie istnieje), ba! utwierdził mnie w powszechnie panującym, nieprzychylnym przekonaniu, ani też nie potrafił wzbudzić we mnie niechęci do świata zachodniego – nadal uważam, że daje sporo możliwości, nie żądając jako zapłaty zaprzedania duszy. Stasiuk pisze, że „gówno go obchodzi, dokąd zmierzamy, a ciekawi tylko to, skąd przychodzimy”*. Ja natomiast spoglądam w przeszłość, poznając swoje korzenie, ale jednocześnie patrzę w przyszłość, starając się je wzmocnić. I chyba stąd ta moja niezgoda na Stasiukowy świat. Wolę zdecydowanie swój własny.


-------
* Andrzej Stasiuk: „Jadąc do Babadag”, Wyd. Czarne, 2004.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17763
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: chaneczka 02.03.2006 11:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że nie mam wiel... | bidrek
Z żalem stwierdzam, że dopiero ta recenzja dokładnie odzwierciedliła moje wrażenia z prób czytania "Jadąc..". Słysząc wcześniejsze peany na cześć bardzo się nastawiłam, a skończyło się, że również "Często przyłapywałem się na tym, że czytając odbiegałem od niej myślami, nie zwracałem uwagi na treść, kontrolowałem jedynie tekst, myśląc całkiem o czymś innym." Spodziewałam się, że dowiem się czegoś więcej o tym, co juz widziałam, a skończyło się na tym, że nie dotrwałam do końca, co zdarzyło mi się tylko kilka razy w moim nie takim już krotkim życiu. Książka jest poetycka, idealnie oddaje klimat, ale ten misz-masz w takiej ilosći nuży i "Książka powinna być zdecydowanie krótsza". Może wtedy spojrzałabym na nią życzliwszym okiem....
Użytkownik: carmaniola 02.03.2006 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Z żalem stwierdzam, że do... | chaneczka
Och, błagam Cię, usilnie proszę... nie niszcz w tak okrutny sposób mego imienia. Dostaję dreszczy i w uchu mi trzesczy!! Zmień to kochanieńka, zmień!!!
Użytkownik: zofijek 01.07.2006 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że nie mam wiel... | bidrek
Jestem właśnie w trakcie czytania tej książki i jest to dla mnie niesamowita podróż, dokładnie taka, jaką powinna być podróż pozwalająca zobaczyć, jak naprawdę wygląda życie gdzieś. Nie znam za bardzo tych terenów, trochę Ukrainę, trochę wschodnie granice Polski, po których podróżuję w trochę podobny (choć jednak bardziej "ucywilizowany") sposób. I w książce Stasiuka nie odnajduję bynajmniej tego, że autor "Paprze się w syfie, krowich plackach, przemierza zakurzone miejscowości, spotyka pijaczków, przemytników". Dla mnie jest to głównie opis tego, co mnie samą fascynuje w tamtych terenach i takim sposobie podróżowania - nieskrępowanej wolności i niesamowitej gościnności i życzliwości tamtejszych ludzi.
Użytkownik: Kuba Grom 01.07.2006 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem właśnie w trakcie ... | zofijek
Książka faktycznie jest okropna w czytaniu. Męczyłem się nad nią 2 tygodnie. Tak jak autor ze swych podróży zapamiętał tylko mgliste wspomnienia, tak i ja nie zbyt wiele z niej pamiętam.
Utkwiła mi w pamięci cena jak zmęczony znajduje na plaży makietę Stonehege, i zasypia wewnątrz płuciennego głazu.Albo kiedy rozmawa z wariatem o demokracji, pijąc z nim jakiś trunek, i wcale mu nie przeszkadza kim jest rozmówca. Albo kiedy zagląda do domu i widzi pokój z w połowie zbudowaną ścianką, obok ktorej ktoś siedzi i ogląda telewizje. Obrazy kolejnych krajów zlewają się ze sobą. Polska, Słowacja, Węgry,czy Ukraina, wszędzie ludzie żyją podobnie, tylko innymi językami witają dzień. Pamiętam scenę kiedy zimą jedzie na przejście graniczne, patrząc jak śnieg zaciera granice.
Nie odczuwam tego jako obraz syfu i biedoty innych krajów, jako spojżenie utwierdające nas tylko w naszych setreotypach i uprzedzeniach.
opisał co widział i tyle.
Użytkownik: jod6 11.06.2007 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że nie mam wiel... | bidrek
jestem w trakcie czytania tej książki i zajęcie to okazuje się w tym przypadku być wyjątkowo trudne. chyba mi nie po drodze ze Stasiukiem do Babadag...
Użytkownik: sophia 04.07.2007 13:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że nie mam wiel... | bidrek
Ha! Cóż mam Ci powiedzieć, tak to wygląda i na tym polega urok tych krajów. Ja jeździłam sporo po Serbii i te bazary pełne Cyganów wrzeszczących, cygańskie orkiestry na dworcach, Ci wieśniacy w górach ubrani częściowo w ludowe stroje... Oczywiście zapewniam Cię, że i tam znajdziesz wypasione knajpy, ekskluzywne restauracje i najlepsze dyskoteki oraz młodzież ubraną w najmodniejsze ciuchy. Tylko po co o tym pisać, skoro to jest wszędzie takie samo, bez względu na to czy jesteś w Paryżu, Belgradzie czy Ułan-Bator.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: