Dodany: 19.02.2006 16:48|Autor: dot59
Blizna w kształcie krainy dzieciństwa
Często zdarza mi się zupełnym przypadkiem przeczytać, jedną po drugiej, dwie książki poruszające ten sam temat z nieco odmiennych punktów widzenia. Tym razem bezpośrednio po „Na imię mi kobieta” Arbatowej natrafiłam na autobiografię amerykańskiego naukowca Carlosa Eire (nazwisko po irlandzkim pradziadku), urodzonego na Kubie w roku 1950. Obydwie pozycje opisują społeczne skutki ogarnięcia kraju epidemią prymitywnego komunizmu. W odróżnieniu jednak od Arbatowej, wychowanej w tym systemie od kołyski i mogącej zaznać smaku niekomunistycznej rzeczywistości dopiero w wieku dojrzałym, Eire zdążył zażyć spokojnego i dosyć dostatniego dzieciństwa na przedrewolucyjnej Kubie, zaś z systemem totalitarnym zetknął się dopiero jako podrastający chłopiec, by wkrótce stać się wygnańcem oddzielonym od rodziny i – mimo jasnej skóry i inteligenckiego rodowodu – obywatelem drugiej kategorii, nędznym Latynosem, „burritojadem”. O tym, jak udało mu się przełamać stereotypy i wyjść poza obręb latynoskiego getta, pisze niewiele – ale też i nie to jest główną materią jego wspomnień, lecz zapamiętany z dzieciństwa portret Kuby, jeszcze nieskażonej „szarzyzną i przygniatającą opresją”*, jeszcze nie będącej „fizyczną ruiną”*, jeszcze nie zmienionej przez dyktatora w „najgłębszy krąg piekła”*. Kuba utrwalona we wspomnieniach małego Carlosa to kraina barwna i magiczna, pełna niesamowitych smaków, zapachów, obrazów. To miejsce koegzystencji niemal niewyobrażalnego bogactwa i pogodzonej z losem biedy, żarliwego hiszpańskiego katolicyzmu i odwiecznych wyspiarskich guseł, prawie nieskażonej technocywilizacją przyrody i najnowszych amerykańskich wynalazków. To wreszcie kraina pierwszego występku, pierwszego lania, pierwszego zakochania, która zawsze – jakakolwiek by była – pozostaje w pamięci swego rodzaju miejscem uświęconym, zaś w sercu pozostawia bliznę „jak chmura w kształcie Kuby”*.
Piękna to opowieść, choć miejscami trochę przegadana, snuta językiem czasem aż nazbyt kwiecistym, pełnym zaskakujących metafor i odwołań do historii, religii, filozofii, przetykana surrealistycznymi wizjami. Lecz nade wszystko wybijają się te fragmenty, w których autor w sposób niemal namacalny roztacza przed nami zmysłowe uroki dawnej Kuby: zapach spiekanych orzeszków ziemnych, smak koktajlu z tropikalnego owocu mamea, barwę fal oceanu, dźwięk rozbijania owocu drzewa chlebowego. To jeden z kroków ku poznaniu świata, którego nie widzieliśmy i najpewniej nigdy nie ujrzymy – więc podwójnie wart zainteresowania.
---
* Carlos Eire: "Czekając na śnieg w Hawanie - wyznania kubańskiego chłopca", przeł. Tomasz Bieroń, wyd. Zysk i S-ka, Warszawa 2005.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.