Dodany: 06.08.2004 14:03|Autor: igaga

Powrót do miejsc nieobecnych


Moje dzieciństwo kojarzy mi się z czytaniem lektury "Dzieci...". Niestety nie mieszkałam na tak cudownej wsi, ale wspomnienie pozostało. Ciepła atmosfera, przyjaźń i dziecięce postrzeganie świata. Prawidłowy kodeks moralny podawany dzieciom. Ta powieść jest pierwszą książką, jaką kupiłam mojej - wtedy dwumiesięcznej - córce. Do dzisiaj czytamy ją obie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 100885
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Anima 28.05.2010 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Moje dzieciństwo kojarzy ... | igaga
Od kilku dni bywam w Bullerbyn. Regularnie. Co wieczór. To już nałóg? Uzależnienie? "Mamo, poczytaj mi o dzieciach" – proponuje Tatianka, a ja tylko na to czekam. Świetny pretekst, by choć na kilkadziesiąt minut przeobrazić się w małą dziewczynkę, która będąc w drugiej klasie, nie rozstawała się z opasłym egzemplarzem magicznej książki – Dzieci z Bullerbyn. Lindgren rzuciła na mnie urok. Nie byłam w stanie oderwać się od lektury. Czytałam ją po wielokroć, wyobrażając sobie, że "Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką [akurat tego nie musiałam sobie wyobrażać], to chyba od razu widać z imienia. Mam siedem lat i wkrótce skończę osiem". Cóż, ja wkrótce kończę... ile... e, nieważne.

Tak oto za sprawą Tatianki – już nie po raz pierwszy zresztą – mam okazję wskrzesić raj utracony. Jeden ze szlaków dzieciństwa: maciupeńka wioska składająca się zaledwie z trzech domostw. Zapach siana... Poczta sznurkowa. Jagniątko Lisy. Wiśniowa spółdzielnia. Ząb wyrwany za pomocą sznurka i klamki u drzwi. Słynna lipa między Zagrodą Środkową a Południową. Kura Albertyna. Cukierki ślazowe. Skrzynia Mędrców. Uczta rakowa... Pamiętacie? Ten błogi świat beztroskiego dzieciństwa, pełen prostoty, humoru i ciepła, mimo szwedzkiego kolorytu tak bardzo swojski i bliski. Czy w erze gier komputerowych, kreskówek i elektronicznych gadżetów może jeszcze uwodzić dziecięcą wyobraźnię?

Jako dziewczynka namiętnie czytałam Dzieci z Bullerbyn; obecnie nakładem wydawnictwa Zakamarki zostały wydane kolejne książki ukazujące nowe przygody jej bohaterów: Wiosna w Bullerbyn, Boże Narodzenie w Bullerbyn oraz Dzień Dziecka w Bullerbyn. I właśnie za sprawą tej ostatniej przeżywam ponowną fascynację światem wykreowanym przez Astrid Lindgren i Ilon Wikland.

Kiedy byłam mała, dzieci nie miały tylu zabawek i takich atrakcji, jakimi są karmione dzisiaj. Liczyła się kreatywność. Można było zrobić coś z niczego. Za sprawą wyobraźni zamienić szare pudełko po butach w magiczny domek dla lalek, z kapsli po butelkach uczynić najwspanialsze sportowe samochody, w ogrodzie za domem wykreować iście bajkowe światy. Nie czekało się na gotowe. Trzeba było działać samemu. Równie kreatywnie bawią się dzieci w Bullerbyn. Lasse, Bosse, Olle, Britta, Anna i Lisa – zainspirowani artykułem o dzieciach w Sztokholmie – chcą urządzić Dzień Dziecka dwuipółletniej Kerstin, siostrzyczce Ollego. Próbują zaimprowizować, i to niemal dosłownie, opisane w gazecie atrakcje. W Bullerbyn nie ma stadniny koni, dokąd rodzice z miasta zabierają swoje pociechy, chcąc sprawić im przyjemność, nie ma też parku z wielką karuzelą i rollercoasterem ani teatru lalek. Mali pomysłowi bohaterowie postanawiają zaaranżować dla Kerstin nieco skromniejsze, ale równie emocjonujące atrakcje: przejażdżkę na źrebaku na pastwisku, szalony seans na starej sznurkowej huśtawce na trzepaku, tak aby dziewczynce zakręciło się w głowie jak podczas jazdy na karuzeli, przedstawienie z rozbójnikami w roli głównej straszącymi usmolonymi sadzą twarzami, na widok których Kerstin rozpłakała się z przerażenia, wreszcie spuszczanie dziewczynki z okna na linie, by doświadczyła takich emocji, jakich dostarcza dzieciom jazda kolejką górską. Ale na każdą z tych niespodzianek dziewczynka reaguje głośnym płaczem. A do tego jej mama jest zaniepokojona tak ryzykownym przedsięwzięciem, w którym jej pociecha zmuszona jest uczestniczyć jako główna bohaterka. Ostatecznie dzieci znajdują korzystne rozwiązanie. Przecież można urządzić Kerstin Dzień Dziecka na sposób bullerbyński: na miarę możliwości znanego im świata, który ma tyle do zaoferowania. Wystarczy uważnie się rozejrzeć. Najpierw odbyła się wycieczka do kurnika i wspólne karmienie rozgdakanych kur. Potem wyprawa do obory i podziwianie małych prosiąt, które bardzo się spodobały Kerstin. Kolejną atrakcją było spotkanie z owieczkami, podziwianie cieląt na pastwisku, oględziny i dokarmianie królików, zabawa z kotkiem, a na koniec skromny poczęstunek w altance i przejażdżka wózkiem zbudowanym przez trzech małych konstruktorów: Lassego, Ollego i Bossego. Wszystkie atrakcje bardzo podobały się małej Kerstin, a najbardziej mali czworonożni mieszkańcy osady.

Czytam tę książkę z sentymentem i nostalgią. Bo ukazuje świat pełen prostoty, surowy, skromny, a jednocześnie przepełniony harmonią, bliski i wywołujący ciepłe uczucia. Sporo tu humoru, tak charakterystycznego dla pisarstwa Astrid Lindgren. Niezmiennie urzekają mnie także ascetyczne, kreślone prostą, minimalistyczną kreską ilustracje Ilon Wikland. To wspaniały prezent z okazji Dnia Dziecka.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: