Zamczyska Goszczyńskiego
Tak jak wielu polonistów uważam, że najlepsze dzieła polskiego romantyzmu zostały napisane przez tych mniej znanych twórców, takich jak Malczewski, Zaleski czy właśnie Goszczyński, którego „Króla zamczyska” chciałbym Państwu teraz przedstawić.
Historia zaczyna się typowo: do powiatu krośnieńskiego przyjeżdża młody poeta-rewolucjonista, uczestnik powstania listopadowego ukrywający się przed władzami rosyjskimi. Z miejsca zostaje wciągnięty w lokalne układy i koterie, na które zresztą spogląda krytycznie i z dystansem. Przebywając wśród nich odkrywa coś niezmiernie cennego, choć całkowicie niezauważalnego dla miejscowych – zamek Odrzykoń i jego opiekuna/właściciela: Jana Machnickiego.
Spotyka go po raz pierwszy na imieninach gospodarza, u którego zamieszkał i tu Machnicki od razu oczarowuje go swoją poezją:
„Chętnie jałmużnę dajecie
Żebrzącej o grosz niedoli,
Nie odmawiajcież dobrej woli
Wariatowi i poecie.
Wszak to worka nie wysusza,
A skorzystać może dusza:
A czyja? Zapewne wiecie”*.
Człowiek ten okazuje się być opanowany manią na punkcie zamku odrzykońskiego (w którym notabene współczesny Goszczyńskiemu Fredro umieścił akcję swojej „Zemsty”). Przezywa się królem zamczyska i „panuje miłościwie” wśród ruin, za co bezlitośnie jest obrzucany przez miejscową społeczność złośliwościami. To powoduje jego alienację, ale i wyróżnienie, zgodnie zresztą z romantycznym wzorcem bohatera. W każdym razie - razem z poetą stąpamy za Machnickim po ruinach i słuchamy jego niezwykłej opowieści o Zamku, o jego korzeniach, o korzeniach Narodu, o trwaniu i przede wszystkim – o królowaniu, bo w ujęciu Goszczyńskiego „królowanie”, władza, to żaden przywilej, to obowiązek – raczej przykry i najeżony niebezpieczeństwami, niż przyjemny. Wędrujemy po lochach zamczyska i ze zdziwieniem, pomimo upływu tylu lat i przewalenia się tysięcy nieraz chorych i kalekich idei w naszej rodzimej historii, stwierdzamy, że to, co mówi ten „wariat”, nie jest pozbawione sensu. Nawet dziś, po niemal dwustu latach od napisania tego utworu. Ten łagodny uśmiech politowania zakwitły na naszych wargach po zapowiedziach, iż Machnicki nie jest takim wariatem, na jakiego wygląda, znika szybko i do końca nie wraca. Bo Goszczyński nie toczy wojny z zaborcami, z niedolą, która spotkała nasz kraj w XIX wieku, nie pieni się na cara czy cesarza i nie pluje Bogu w twarz. Mówi prosto i wyraźnie – winni jesteśmy my sami! Nasze niedbalstwo, lenistwo, zaściankowość i wiele innych grzechów rozkładają nas samych i tylko od nas zależy, czy przerwiemy ten proces, czy nie. Więcej nic nie zdradzę, żeby nie powiedzieć za dużo...
Wielka szkoda, że Goszczyński trafił niedługo potem do Towiańskiego, gdzie, tak jak wszyscy członkowie tej sekty, miał całkowity zakaz pisania. Uważam, że zmarnował w ten sposób naprawdę wielki talent i dziś możemy cieszyć się tylko niewielkimi jego odpryskami. Takimi jak „Zamek kaniowski” czy właśnie „Król zamczyska”. Gorąco polecam tę książkę (raptem 85 stron z przypisami), bo naprawdę warto ją poznać!
---
* S. Goszczyński, "Król zamczyska", Ossolineum, Wrocław-Kraków 1961, wyd. 2, s. 18.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.