Dodany: 04.08.2004 13:16|Autor: aniaposz
Zapraszamy do podróży przez czas i przestrzeń
Czy da się recenzować klasykę i dzieła wybitne, unikając banałów i sloganów? Bo dla mnie do dzieł wybitnych należą niemal wszystkie książki Lema, włączając "Dzienniki gwiazdowe". Nie wiem, czy uda mi się napisać coś oryginalnego, ale przynajmniej wyrażę publicznie mój zachwyt dla kunsztu Mistrza i może przy okazji uda mi się zachęcić do klasyki sf parę osób, które do tej pory Lema omijały szerokim łukiem.
W "Dziennikach..." jest wszystko, za co ceni się Lema: humor, świetne pomysły, refleksja, ironia, przenikliwość i mądrość. Ijon Tichy, gwiezdny podróżnik, podczas swoich niekończących się kosmicznych lotów odwiedza coraz dziwniejsze planety, przeżywając przy tym masę nieprawdopodobnych wprost przygód. Przyjmuje zaproszenie na konferencję, na której dowiaduje się, jak powstało życie na Ziemi, odwiedza planetę, gdzie usilnie próbuje odkryć, co to są popularne na owej planecie sepulki, narażając się przy tym nie raz na zdumienie i święte oburzenie w odpowiedzi na swoje nietakty i gafy, wpada w pętlę czasową, przez co spotyka samego siebie (a właściwie kilku "samych siebie") z przyszłości i przeszłości, otrzymuje misję ponownego skonstruowania świata od podstaw i poddaje się zabiegowi rozłożenia na atomy, który to zabieg mieszkańcy jednej z planet uważają za rutynowy i stosują masowo, chociażby podczas snu (to nic, że czasami przy przesyłaniu kodu molekularnego pocztą zdarzają się pomyłki). A to tylko kilka z arcyciekawych i arcyzabawnych przygód Ijona.
Oczywiście "Dzienniki..." to nie tylko humor, to także celne obserwacje i refleksje na temat otaczającej nas rzeczywistości i ludzkiej psychiki, zgrabnie przyprawione ironią i ubrane w fantastyczne "łaszki". Czasem rozważania Lema ocierają się niemal o granice absurdu ("Tragedia pralnicza" czy genealogia rodu Tichych), ale jak zwykle ten absurd nie jest pozbawiony podtekstów, trafności spostrzeżeń i celowości. I ogromnej dawki humoru. Muszę przyznać, że nieraz zdarzały się chwile, kiedy śmiałam się w głos lub czytałam jakiś fragment po kilka razy, nie mogąc się nadziwić pomysłowości czy wręcz genialności jakiejś myśli. Wspaniałe są prześmiewcze rozważania na temat prawników i rozpraw sądowych, prowadzące do konstatacji, że wszystko jest w sumie kwestią odpowiedniej argumentacji, a dobry prawnik jest w stanie przekonać innych, że "czarne jest białe".
Polecam "Dzienniki..." gorąco.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.