Dodany: 28.01.2006 18:11|Autor: Krzysztof

Bezradność „bogów”


Na obcej planecie przebywa grupa naukowców z Ziemi, aby żyjąc wśród miejscowych ludzi, obserwować tamtejsze społeczności. Może dziwić fakt tożsamości fizycznej i psychicznej tamtych stworzeń z nami, ludźmi, ale niech tak będzie. Rozumiem, że autorzy nie chcieli wymyślać obcej cywilizacji, a przenosząc Ziemię gdzieś w Kosmos, stworzyć warunki do realizacji swoich zamierzeń literackich. Jakich? No właśnie, jakich? Przecież nie o tuzinkowy pomysł na fabułę chodziło, nie o opis przygód Rumaty-szlachcica. Świadczy o tym chociażby powściągliwość autorów w epatowaniu czytelnika opisem technicznych możliwości Ziemian - za co należy się im uznanie. Pozostaje teza zawarta w tytule powieści.

W czasie lektury zwróciłem uwagę na sprzeczność między deklarowaną pozycją neutralnego historyka-obserwatora, a czynnym angażowaniem się w życie tej planety. Oczywiste jest, że obserwując wszystko z orbity, bohaterowie nie byliby w stanie zrozumieć tych ludzi, a tym samym pojąć znaczenia i sensu zachodzących tutaj przemian społecznych, jednakże Ziemianie zachowują się trochę tak, jak Dobrycy, bohater opowiadania Lema „Altruizyna”, robot wyposażony we współczujące serce (pompę?, mikrostos?), który chcąc dobrze dla ludzkiej społeczności, zostawił za sobą zgliszcza. Tyle że ten sympatyczny robot chciał nakarmić ludzi preparatem powodującym współodczuwanie, podczas gdy Rumata finansuje walkę miejscowego rewolucjonisty, niemalże, używając współczesnej terminologii, terrorysty. Dobrycy był poczciwiną-pustelnikiem i nie wiedział, że nie można zmienić wnętrza człowieka za pomocą chemii, że altruizyna nie uczyni aniołów ze złych ludzi; Rumata i jego koledzy-bogowie wiedzieli o tym, ale i oni zastanawiali się nad podobnym sposobem uszczęśliwienia ludzkości.

W swoich rozmyślaniach Rumata dochodzi do wniosku, że oni, Ziemianie, mogąc wiele, tak naprawdę nic nie mogą zrobić dla tych ludzi, może poza próbami ratowania pojedynczych osób z krwawego pogromu. Że działając, niejako akceptuje się - chociażby poprzez udział - obowiązujące zasady, a wtedy trudno o moralną niewinność. Jednak on i jego koledzy wydają się zdziwieni tym, jak łatwo im chwytać głownię miecza.

Ich czyny nie idą w parze z wiedzą. Czy było to przez autorów zamierzone, a jeśli tak, to w jakim celu? Dla pokazania bezradności Ziemian, tytułowych bogów dysponujących niewyobrażalnymi możliwościami, w wydobyciu miejscowych ludzi z ich barbarzyństwa? A może więcej: dla pokazania bezradności Bogów, którzy ręce sami sobie związali, dając ludziom wolną wolę i podmiotowość?

Budach, jeden z nielicznych miejscowych uczonych, w rozmowie z Rumatą dochodzi do wniosku, że najlepsze, co mógłby doradzić Bogu, to aby ten zechciał zostawić ich i pozwolił iść własną drogą. Bogowie Strugackich nie potrafią być biernymi obserwatorami, i w ten sposób popadają w sprzeczność.

Trudno być Bogiem współczującym i działającym, a przy tym zachować niewinność; ludzie sami muszą wyzbyć się swoich zwierzęcych instynktów - zdają się mówić Strugaccy.

Jeśli takie było przesłanie, to wymowę powieści osłabia rysowanie sylwetek bohaterów zbyt kontrastowo, w biało-czarnej tonacji, oraz stanowczo przejaskrawione barbarzyństwo miejscowych ludzi. Także zachowanie się Ziemian, którzy działają tak, jakby nie mieli żadnych planów strategicznych, zajmując się tylko tym, co narzuci bieżąca chwila, nie jest takie, jakiego można oczekiwać po „prawie-bogach”.

Historia miłości Rumaty nie pasuje tutaj zupełnie, tym bardziej że opisana jest niezdarnie, bez miłosnej aury między kochankami, bo kilka banalnych słów jej nie stworzy. Kira wydaje się bardziej zapatrzona w Rumatę niż w nim zakochana, a i lęk w niej jest, jakby nie była pewna, czy ma do czynienia z człowiekiem. Finał ich związku wydaje mi się nieprawdziwy, naciągnięty do przyjętych założeń fabularnych.

Po latach wróciłem do tej powieści Strugackich z czystej ciekawości: aby dowiedzieć się, czy tak samo wysoko ocenię ją teraz, jak i wtedy, gdy czytałem ją po raz pierwszy. Niestety; odkładając książkę pomyślałem, że nie zawsze warto wracać do starych lektur...

W książce znalazłem zabawne relikty sowieckiej cenzury - jak ten o komunistycznej przyszłości naszej planety. Tak uważam, bo jakoś nie mogę uwierzyć w szczerość takich słów u Strugackich. Myślę, że pisanie o komunistach przy opisie społeczności ludzi wolnych i w pełni z wolności korzystających było swego rodzaju gorzką ironią autorów, obywateli Rosji umęczonej rządami komunistów. Wszak Strugaccy pisali te słowa w latach głębokiego komunizmu, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o pierestrojce, zakończeniu terroru i likwidacji gułagów.

Piękne, ale nieco naiwne jest marzenie autorów o Ziemi bez przemocy i zabijania, gdy jedyną czerwienią na ludzkich rękach będzie sok z poziomek - jak w ostatniej scenie powieści.

Na koniec pozwolę sobie przepisać z książki słowa, które dla mnie, Polaka, są pocieszeniem:

„Albowiem śmiercią dla egoistycznych ignorantów i fanatyków [będących u władzy - dop. mój] staje się rozwój kultury narodu w najszerszym pojęciu - od badań przyrodniczych, po zdolność zachwycania się wielką muzyką”*.

Tylko czy aby na pewno to prawda? A jeśli tak, to kiedy to nastąpi?


---
* Arkadij i Borys Strugaccy: „Trudno być bogiem”, tłum. Irena Piotrowska, wyd. Iskry, Warszawa 1974, strona 169.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6288
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: blaine 09.08.2009 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Na obcej planecie przebyw... | Krzysztof
Ja bym się nie czepiał sowieckiej cenzury czy wtapiania komunistycznej przeszłości naszej planety. Ważne, że przyszli *my* jesteśmy dużo bardziej rozwinięci od obcej cywilizacji. Czy by to nie był stalinizm, czy kapitalizm - bardziej od nich wolni. Oba światy są zresztą przedstawiane skrajnie. Ziemię odczytujemy tutaj za idealną, królestwo Arkanaru za okrutne średniowiecze. Z założenia Strugackich taka jest Ziemia a taki jest Arkanar. Jaki to komunizm był zły to zupełnie inna działka.

Historia miłości Rumaty, według mnie jest po prostu zobrazowaniem, że widzi wśród tego okropnego kotłochu ludzi wartościowych. Jednak w tym świecie są oni obywatelami drugiej, trzeciej kategorii. Pisarzy i umiejących czytać się prześladuje i zabija. Ich miłości zresztą nie widzę jako tej "klasycznej"...

Kontrastowe postaci w tej książce, są według mnie po to aby uwypuklić postać przyszłych nas, jako tutułowych bogów i średniowieczną, okrutną i bezmyślną ludzność Arkanaru. Że będąc nawet w pozycji boga, jesteśmy bezsilni. Starych władców zastapimy podobnymi nowymi, bo wychowanymi w tej samej mentalności. Przyjmując samemu dowództwo, niejako niewolimy tę ludzkość, nie dając im szansy na zbudowanie własnej tożsamości, samemu zapracować na wolność.
Użytkownik: Krzysztof 19.09.2009 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym się nie czepiał so... | blaine
Dziękuję za komentarz.
Trudno mi podjąć dyskusję, ponieważ zbyt słabo znam twórczość Strugackich. Wydaje mi się, że oni nie potrafili nakreślić innego obrazu miłości tamtych dwojga, co i nie jest łatwe: nie dość, że piszą mężczyźni, to i mając do dyspozycji niewielką ilość miejsca - bo wszak nie o miłości miała być książka. Tak mi się tylko wydaje, ale chętnie zmieniłbym zdanie, na przykład po przeczytaniu ładniejszego i pełniejszego opisu miłości w innej książce tych autorów. Niestety, nie czytałem.
W tej chwili wspomniałem opis rodzenia się uczucia między dwojgiem ludźmi w "Bolesławie Chrobrym" Gołubiewa; nie wiem, dlaczego akurat tego autora, skoro nie jest on dla mnie mistrzem czy wzorem. Może dlatego, że potrafił on w kilku zdaniach oddać cały czar uczucia. Sztuka, której chyba jednak Strugackim brakuje.
Z pozostałymi uwagami mogę się zgodzić, mimo iż czarno-biały rysunek nieco razi mnie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: