Dodany: 28.01.2006 18:02|Autor: Krzysztof

Impresja wyobraźni


„Nasze pragnienia krzyżują się i w zamęcie bytu rzadkie jest, aby szczęście pokryło się ściśle z pragnieniem, które go wzywało”(1).

Ileż myśli budzą te słowa! Ileż znajomości życia, jego pokrętnych ścieżek, naszych wewnętrznych sprzeczności, ciągłych poszukiwań, strat, rozczarowań i nowych nadziei jest w tych słowach!

Ta powieść, jak i poprzednia, jest niewyczerpanym źródłem zadziwiająco trafnych spostrzeżeń socjologicznych, psychologicznych i filozoficznych, podanych przy tym przez autora w sposób najzupełniej naturalny, jakby przy okazji; bywa, że w nawiasie, w paru słowach uwagi do głównego wątku jego myśli. Ich ilość i celność zadziwia, każe widzieć w Prouście mędrca i geniusza. Wiele jego myśli znajduje taki odzew w naszej psyche, że bywa, iż zajęci swoimi codziennymi sprawami, bolączkami zwykłego dnia, przypominamy je sobie, znajdując wskazówkę, zrozumienie lub pocieszenie - jak tutaj, w tym małym zdaniu zawierającym wielką mądrość:

„Żądza życia odradza się za każdym razem, kiedy uświadomimy sobie piękno i szczęście”(2).

Jakże miło było ponownie pójść, prowadzonym przez autora, na poszukiwanie piękna w rzeczach, widokach, chwilach zwykłych, codziennych, które, dzięki jego wrażliwości, odkrywały przede mną swoją poetycką naturę. Tak, prowadzonym przez niego, człowieka wyjątkowego, bo my przywykliśmy, z braku czasu lub lenistwa, ślizgać się po powierzchni zjawisk naszego życia nie zatrzymując się przy nich, nie próbując zgłębić ich istoty, byle dalej, szybciej, byle więcej zaznać i mieć, podczas gdy on wgłębiał się w nie, znajdował piękno i podziwiał je; wsłuchany w siebie, we własne odczucia, doznania i myśli, poznawał ludzkie wnętrze. Jeśli nam nawet czasami coś wartościowego przyjdzie do głowy, jest to nieprzemyślane, nieuporządkowane, lub, wobec życiowych problemów, uznane jako nie wnoszące do naszego życia nic istotnego, podczas gdy dla Prousta myśli takie były wyznacznikiem poznania. Co prawda, można by powiedzieć, że miał czas na obserwację i analizę zachowań ludzkich: będąc niezależnym finansowo, nie musiał pracować po 80 godzin tygodniowo dla utrzymania siebie i swoich bliskich...

Lektura powieści Prousta to ciągły dialog z nim i z samym sobą: mój egzemplarz powieści upstrzony jest znakami zapytania, podkreśleniami i wykrzyknikami - moją fascynacją, zadumą, moim podziękowaniem.

Zachwyt Odetą, tak poetycko wyrażony w poprzednim tomie, w tej powieści trwa nadal. Zachwyt kobietą niemłodą już, ani niepiękną, lecz gdy się czyta o jej toaletach, o sposobie poruszania się, mówienia, o jej spojrzeniach, o magnetyzmie jej kobiecości, oczarowanie Prousta i czytelnikowi się udziela, i chciałoby się iść przy niej, jak on szedł, i patrzeć na ten cud objawiony.

Ach, te toalety! Proust pisał, że Odeta „była spowita swoją toaletą niby delikatnym i uduchowionym dostojeństwem cywilizacji”(3). Z fascynacją opisuje kwiaty i kokardy ją zdobiące, tkaniny i ich kolory, te guziczki, które nic nie otwierają, a są jedynie wabikiem męskich oczu, domysłem kształtów ukrytych, te umbrelki, szmizetki, żakiety - nazwy już nieznane, ślady minionej epoki, czarów ledwie przeczuwanych.

To opis budzący tęsknotę za czasami, w których kobieta była tajemniczym, czarującym zjawiskiem nie tylko dzięki wyszukanej toalecie, tak niepraktycznej teraz, w czasach, gdy kobieta pracuje i w ręku nosi zakupy, nie umbrelkę, ale także, a raczej przede wszystkim, dzięki innemu odbiorowi kobiecości. Gdy czyta się o Odecie idącej „niby zjawa istoty odmiennego rodzaju, nieznanej rasy”(4), odbierającej hołdy mężczyzn wokół, do głowy przychodzi myśl: czy aby my, mężczyźni, zyskując łatwość w nawiązywaniu kontaktów z kobietami, nie zagubiliśmy czegoś bardzo cennego - czaru tajemnicy? Ileż trudniej jest teraz dostrzec i docenić dobroczynny wpływ subtelnego wnętrza kobiety na nas! Proust dostrzegał: pisząc o młodych mężczyznach, którzy pozbawieni wpływu kochanki na nich, „zostaliby nieokrzesani, gruboskórni w uczuciach, pozbawieni dobroci i smaku”(5), powtarza myśli autora „Gilgamesza” sprzed tysiącleci - wieczysty zachwyt Kobietą i Pięknem. Za Proustem piszę z wielkiej litery, chociaż nie wiem, czy bardziej przez szacunek i podziw autor w ten sposób pisał, czy, wzorem Homera, dostrzegał bóstwa w słowach określających abstrakcyjne pojęcia.

Pewnie dlatego czytając o typowych kłopotach małżeńskich Odety i Swanna, mając w pamięci tak piękny opis jego miłości zawarty w pierwszym tomie, czuje się zawód, jakby przykrość wyrządzoną nam samym, naszym oczekiwaniom i pragnieniom, naszej wierze w uczucie nieprzemijające i szczęśliwe. A szczęście, to dla Prousta „możliwość pomnożenia samego siebie”(6).

Powieść toczy swój spokojny nurt, którym płynie się prowadzonym przez autora wspominającego swoje pierwsze miłości; były one takimi, jakim był Proust, bo też obaj jedno stanowili: rozpamiętywaniem ulotnych wrażeń, zmiennością rysów jej twarzy, fascynacją pierwszymi chwilami poznania, oczarowaniem chwilami oczekiwania, ale też niepewnością i rozterką. Gdy w końcowej części powieści bohater czyni pierwsze kroki ku spełnieniu, zaskakuje typowo męską nieporadnością, kanciastością ruchów niezgrabnego młodzieńca.

Proust jest mistrzem w kreśleniu impresji, słowem malowanych obrazów, w których kolor i grę światła z płócien impresjonistów zastąpił marzeniem i grą wyobraźni - jak w tej urokliwej, baśniowej scenie z podróży bohatera, w czasie której na przystanku kolejowym pojawia się wiejska dziewczyna z dzbankiem mleka, strojna czarem tajemnicy i swojej młodości, niczym Nauzykaa u Homera, by po chwili zniknąć, jak tamta, sprzed wieków i epok, zostawiając nas samych, ale nie osamotnionych, bo z własną wyobraźnią, którą tak uroczo zapłodniła.

„Odrzeć nasze przyjemności z wyobraźni znaczy sprowadzić je do nich samych, do niczego”(7).

Można zazdrościć Proustowi wyobraźni i jego kobiecej wrażliwości; jednakże na ostatnich stronach powieści przeczytałem słowa pełne rezygnacji, słowa, w których autor wyraża swoją niewiarę w spełnienie zgodne z jego wyobraźnią i oczekiwaniami. Przejmująco smutne są te myśli człowieka samotnego, którego nadwrażliwość (świadomie i z przekonaniem używam tego słowa), dając mu tak wiele, tak wyjątkowe postrzeganie świata i ludzi, dała także udrękę niepewności, odbierając szczęście w miłości.



---
(1) Marcel Proust: „W cieniu zakwitających dziewcząt”, tłum. Tadeusz Boy Żeleński, wyd. Prószyński i s-ka, 2004 rok. Tekst oparto na wydaniu PIW, Warszawa 1965, strona 61.
(2) Tamże, strona 215.
(3) Tamże, strona 181.
(4) Tamże, strona 196.
(5) Tamże, strona 329.
(6) Tamże, strona 342.
(7) Tamże, strona 343.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14979
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: Czajka 31.01.2006 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nasze pragnienia krzyżuj... | Krzysztof
Wszystkim, którzy Prousta mają zamiar przeczytać, czytają go właśnie, już przeczytali, albo go chwilowo porzucili, polecam tę przepiękną recenzję.
Więcej nic mądrego nie mam do powiedzenia, poza kolejnymi podziękowaniami dla Krzysztofa.
:-)))
Użytkownik: jamaria 31.01.2006 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkim, którzy Prousta... | Czajka
Od jakiegoś czasu myślę o Prouście, ta recenzja to krok ku niemu :)
Użytkownik: Krzysztof 09.02.2006 23:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wszystkim, którzy Prousta... | Czajka
Dziękuję po raz drugi, Czajko.
Gdy zobaczyłem Twój tak miły dla mnie komentarz, przypomniała mi się odpowiedź udzielona Ci w dyskusji o wierności Odyseusza. Tamte słowa były żartobliwe, ale tutaj, nawiązując do nich, odpowiem Ci bardzo poważnie przypominając, co Elstir mówił o mądrości.
„Nie dostaje się mądrości w darze, trzeba ją odkryć samemu po wędrówce, jakiej nikt nie może podjąć za nas ani jej nam oszczędzić, bo ona jest spojrzeniem na świat. Żywoty, które pan podziwiasz, postawy, które ci się wydają szlachetne, nie były przygotowane przez ojca ani przez preceptora; poprzedziły je początki bardzo odmienne, kształtowało je wszystko zło i wszystka banalność panująca dokoła. Wyrażają walkę i zwycięstwo.”
(str.403 mojego wydania powieści „W cieniu zakwitających dziewcząt”)
Użytkownik: misiak297 07.05.2007 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nasze pragnienia krzyżuj... | Krzysztof
Ja nie wiem jak Ty to robisz... cudnie piszesz o Prouście. Jutro - nie ma dwóch zdań - idę do antykwariatu po jakiś tom. Obojętnie jaki - byle mieć, byle pochłaniać, byle się tym zachwycać. Już teraz - po przeczytaniu pierwszego tomu - wiem jak Twoje recenzje wspaniale oddają Prousta.
Użytkownik: Czajka 08.05.2007 03:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie wiem jak Ty to rob... | misiak297
Misiaku, czytaj po kolei. :)
Użytkownik: misiak297 08.05.2007 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, czytaj po kolei.... | Czajka
Akurat tomu 2 ani 3 nie było, ale z nie mnniejszą radością kupiłem sobie czwarty. Jak tylko skończę targowisko próżności, to po niego sięgnę. Chyba że zacznę czytać równocześnie.
Użytkownik: Krzysztof 09.05.2007 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie wiem jak Ty to rob... | misiak297
Dziękuję, Misiaku. Czuję się nieco skrępowany Twoją pochwałą, nie wiem, co Ci odpowiedzieć...
Jestem sentymentalny, egzaltowany (tą swoją cechą często irytuję moich bliskich), nastawiony raczej na przeżycia wewnętrzne, i pewnie dlatego tak poruszył mnie Proust. A reszta to, jak już gdzieś tutaj pisałem, mozolna (i jakże często mało udana!) próba ubrania odczuć w słowa. Jeśli twórczość Prousta znajduje oddźwięk w Tobie, to znaczy że w jakiejś mierze jesteś do niego podobny, a jeśli tak, to usiądź nad kartką papieru, to znaczy, chciałem powiedzieć: przed ekranem, wsłuchaj się w siebie i pisz. Później czytaj, wsłuchuj się w rytm słów, poprawiaj, słuchaj siebie i słów, i znowu poprawiaj. Ja tak robię. A na koniec i tak nie jestem zadowolony, bo nawet jeśli zauważę arytmię słów, to nie potrafię poprawić. Spróbuj, dla siebie samego zawsze warto to zrobić.
Czajka dobrze Ci radzi, powinieneś czytać tomy po kolei.
Użytkownik: misiak297 08.06.2007 09:03 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nasze pragnienia krzyżuj... | Krzysztof
Krzysztofie, jestem właśnie po lekturze "W cieniu zakwitających dziewcząt" (postanowiłem mimo wszystko czytać w kolejności). Jestem nie mniej zachwycony tym, co pierwszym tomem. Niemniej parę rzeczy mnie raziło co niekoniecznie jest wadą utworu. Nie rozumiem tego antysemityzmu, któremu Proust daje wyraz na wielu kartach drugiej części tomu (Imiona miejscowości. Miejscowość). Dodatkowo - ale z tym się chyba u Prousta trzeba liczyć - niektóre fragmenty zupełnie mnie nie pociągały i chciałem je przeczytać jak najszybciej, żeby Proust znów mógł mnie olśnić na następnej stronie. Mówię tu na przykład o opisie pejzaży i techniki malarskiej Elstira.
I jeszcze jedno: jakkolwiek Marcel jest mi bardzo bliski, bo w wielu aspektach podobnie postrzegamy świat, w tej części niesamowicie mnie irytował. Zwłaszcza nie dbając o przyjaźń z Robertem de Saint-Loup. Przykre po prostu. Niektóre z jego zachowań były tak niedojrzałe, że chciałoby się nim potrząsnąć. Natomiast doskonale rozumiałem jego postępowanie w momencie rozstania z Gilbertą Swann.
Na osobną uwagę zasługuje to o czym piszesz: fascynacja kobietą. Myślę, że Odeta Swann będzie moją ulubioną bohaterką tego cyklu. Tutaj to już dojrzała, spełniona nawet można by rzec niewiasta, a odmalowana z taką fascynacją, że to aż piękne! Bardzo mi się podoba, że Proust dał nam możliwość wejścia w dom rodziny Swannów i do kuchnii ich małżeńskiego życia. Wydaje mi się, że w tomie drugim, bardziej chyba nawet niż w poprzednim, zarysowane jest dokładnie życie arystokracji - zwłaszcza w części "Wokół pani Swann". Szkoda, że w drugim tomie jest tak mało o tych snobistycznych Verdurinach (czy w następnych częściach znów się pojawią?) - jak dla mnie wnosili dużo humoru.
O i jeszcze jedna sprawa. Jakiś czas temu mój kumpel zapytał mnie czy mógłbym mu polecić jakąś ambitną, napisaną ładnym językiem książkę. Bez namysłu podałem mu "W stronę Swanna" i poleciłem przeczytać fragment z magdalenką. Efekt był taki, że zaraz po naszym spotkaniu pojechał do antykwariatu dworcowego otwartego do 22 i nabył sobie pierwszy tom.

No nic, pozdrawiam Cię jak zwykle serdecznie!

Użytkownik: Krzysztof 10.06.2007 00:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, jestem właśn... | misiak297
Witaj, Misiaku. Dziękuję za pozdrowienia. Przyjmij moje.
Antykwariat dworcowy otwarty do późnych godzin? Znam kilka takich ze swoich peregrynacji po Polsce, ale pomyślałem o tym z wrocławskiego dworca głównego. Może mieszkasz w tym pięknym mieście?

Nie martw się, Verdurinów nie zabraknie w dalszych tomach, a pani Verdurin zaskoczy Cię w ostatnim tomie :). Gdy czytałem o przyjaźni narratora (należałoby raczej napisać znajomości, jako że on chyba nie był zdolny do przyjaźni) z Robertem Saint Loupem, czułem taką samą przykrość jak i Ty, a chwilami wprost żal mi było Roberta. Nie bardzo rozumiem intencję autora przedstawiającego taką właśnie przyjaźń; owszem, chciał, jak sądzę, przedstawić złudę bliskości ludzi mających się za przyjaciół, ale dlaczego w tak przejaskrawionych barwach – tego nie wiem. Błąd pisarza? Nie da się tego wykluczyć, ale z powodu mojego doń podziwu trudno mi przyjąć takie wyjaśnienie. Niestety, innego nie znajduję; może ktoś inny potrafi? Dziwne jest ustalenie przez Prousta losów tej znajomości tym bardziej, że on sam umiał się przyjaźnić – tak sądzę według drobnych wskazówek znalezionych w, na przykład, „Pamięci i stylu”, ale nie wiem, co na ten temat pisze Paintner w swojej biografii.
Misiak, książka jednako pasjonująca i piękna na wszystkich swoich stronach raczej nie jest możliwa do napisania, chociażby dlatego, że czytelników pasjonują różne tematy, a i piękno postrzegają inaczej, ale i tutaj zgodzę się z Tobą: są partie powieści, albo całe tematy, mało (albo i wcale nie) interesujące. Jeśliby pozostać przy Robercie, to na przykład militarystyczne rozważania narratora takie właśnie były dla mnie. Ktoś tutaj, w Biblionetce, napisał (czy nie Czajka?), że Proust pisał tak, jakby w tej jednej powieści chciał zawrzeć wszystkie swoje przemyślenia, wszystko, co go interesowało – i tak chyba było. Cóż, był autorem, miał prawo, a jeszcze pamiętać trzeba i o czasie, jaki upłynął od napisania powieści, czasie, który tak bardzo odmienił życie towarzyskie i uczynił obojętnymi sprawy wtedy ważne, i o kraju autora: myślę, że Francuz inaczej odbiera niektóre fragmenty nam obojętne. Wiek w literaturze to dużo czasu, czasem nawet tyle nie trzeba, aby poszli w zapomnienie pisarze dobrzy i kiedyś poczytni, jak na przykład Bratny – pisarz powoli zapominany, ale mnie bliski, bo pamiętam i będę pamiętać swoje olśnienie sprzed wielu lat jego „Kolumbami”. Sumując: myślę, Misiaku, że mniejsze nasze zainteresowanie niektórymi tematami i partiami dzieła jest normalne i zrozumiałe, a w miarę upływu czasu ich ilość będzie się zwiększała, czyniąc powieść coraz bardziej trudną w odbiorze. Niestety.
Prawdy najważniejsze: sztuka, piękno, duchowe przeżywanie swojego życia - te zostaną.
Mam nadzieję.

Użytkownik: misiak297 10.06.2007 01:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Misiaku. Dziękuję ... | Krzysztof
Nie, nie, ja mieszkam w Katowicach. I tam jest ten antykwariat, czy raczej księgarnia rzekłbym z towarem po zaniżonych cenach. Myślę, że to niezły interes na dworcu, czasem ludzie kupują coś na szybko przed długą podróżą.
Wiesz właśnie teraz przyszło mi do głowy coś na temat tych przyjaźni. Często są opisywane takie efemerydy u ojców dziewiętnastowiecznej powieści. Strasznie mnie to zawsze śmieszyło. "Czuję że zostaniemy przyjaciółkami" albo zaprzyjaźnienie się w ciągu jednego dnia... choć to jest może ta nasza mentalność Polaków, że przyjaciół można mieć tylko kilku. Ale takie efemerydy najjaskrawiej chyba widać u Austen, ale również u Theckeraya, sióstr Bronte i jeszcze paru innych. Takie coś w ogóle nie wygląda naturalnie, no ale często stanowi o zaletach tych powieści. Zwłaszcza jest źródłem humoru u Jane Austen. Tyle że myślałem, że skoro Marcelowi tak bardzo zależało na tej przyjaźni, nie rozluźni tej znajomości tak łatwo. Ale to też jest stara prawda: innego zupełnie stosunku nabieramy do rzeczy, człowieka, uczucia, które już posiadamy. Właściwie często jest tak, że po pierwszym okresie fascynacji, przyjmujemy je za rutynę, za pewien pewnik, stały element. Szkoda, że tak zakończyła się przyjaźń Marcela i Roberta - a świadczy to chyba tylko o niedojrzałości tego pierwszego.
Wiem, że przygoda z Proustem na żadnym etapie nie należy do łatwych. Wręcz trzeba mnóstwa cierpliwości i samozaparcia, przy całym pięknie jego prozy. Może gdybym był nieco starszy i bardziej doświadczony, szłoby mi łatwiej. Nie mówię, że przejście przez Prousta jest męczarnią, bo za dużo przyjemności przy tym odczuwam, która zwykle przewyższa pewnego rodzaju znużenie. No ale wyzwanie to jest na pewno. W tym bardzo pomaga mi zachwyt otoczenia. Generalnie ostatecznie do zaczęcia lektury przekonał mnie mój 30letni kumpel. Wielu znajomych moich rodziców czytało również Prousta. Także ja po tom trzeci niedługo sięgnę. Jak tylko uda mi się go jakoś tanio zdobyć, a jak nie - pozostaje biblioteka.
Użytkownik: Krzysztof 15.06.2007 01:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie, ja mieszkam w K... | misiak297
Znam i katowicki dworzec, znam tamtejszą księgarnię. Kiedyś przez nią właśnie spóźniłem się na pociąg, spędzając kilka wieczornych godzin na tym dworcu, który przez ślady desek na gołym betonie zawsze kojarzy mi się z bunkrem. A było tak: mając jeszcze troszkę czasu do odjazdu pociągu, wszedłem do tego sklepu, pochodziłem wzdłuż szeregów półek, pooglądałem, poczytałem, no i... pociąg uciekł. Kto zawinił? Księgarnia, ale nie miałem do niej żalu, bo dzięki zatrzymaniu mnie przy książkach, mogłem poznać kilku bezdomnych, a spędzając z nimi część tamtej nocy, poznałem jeszcze jedno, spośród tysięcy, oblicze naszych losów. Pouczające doświadczenie.
Ja też uważam, że wielu przyjaciół się nie ma – ci liczni mogą być tylko znajomymi. Przyjaźń jest w rzeczywistości chyba równie rzadka, jak głęboka i trwała miłość. O przyjaźni u Prousta bardzo trafnie napisała już tutaj Czajka – od siebie dodam tylko, że nie zgadzam się z twierdzeniem Prousta, iż inny mamy stosunek do człowieka, którego uczucia posiedliśmy. Inaczej odczuwamy związek z nim, to prawda, ale ta inność jest raczej rezultatem spokoju, a ten pewności odwzajemnienia; inność w braku napięcia niepewności.
Co do zmiany stosunku do posiadanych już rzeczy chyba się zgodzę – faktycznie, na ogół tak jest, i ta zmiana mogłaby być świetnym argumentem w dyskusji o potrzebie ograniczenia naszego pędu do otaczania się rzeczami.
Misiaku, oczywiście napiszesz o swoich wrażeniach z lektury trzeciego tomu, prawda?
Użytkownik: Czajka 15.06.2007 11:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Znam i katowicki dworzec,... | Krzysztof
Krzysztofie, trudno zgodzić się z twierdzeniem Prousta, które odzwierciedla jego bardzo pesymistyczną wizję zarówno przyjaźni jak i miłości i pisze o tym tak:
"zazdrością swoją nie dostarczył jej dowodu, iż kocha ją za bardzo; który to dowód między dwojgiem kochanków zwalnia drugą stronę na zawsze od kochania dosyć".

A właściwie powinnam napisać, że trudno mi jest się z tym twierdzeniem pogodzić, bo niestety, w wielu wypadkach taka właśnie zależność zachodzi.
Ty piszesz o miłości spełnionej, już dojrzałej, Proust chyba w taką miłość nie wierzył. On od razu zakładał, że w miłość wpisane jest kłamstwo i jest wpisana jej śmierć. Pamiętasz, jak Swann zastanawia się na początku związku z Odetą, jaki będzie koniec ich miłości? Taki jest piękny fragment o zmienionym w czasie spaceru (?) księżycu.
Użytkownik: Czajka 11.06.2007 05:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Krzysztofie, jestem właśn... | misiak297
Misiaku, bardzo się cieszę, że zostałeś na dobre zaproustowany. :)
Na chwile zwątpień, irytacji i niezgody musisz być jeszcze przygotowany. Proust opisuje świat w sposób wysoce artystyczny, ale, jak to już niejeden raz wspominałam, nie w sposób wyidealizowany. U niego nie ma cukierkowatości, jest szczera prawda, tak jak ją widział (a do postrzegania to miał talent) i jest to prawda niekiedy bolesna.
Ciekawa jestem, czy Twoja sympatia dla Odety się utrzyma do końca cyklu, ja też wcześniej się zastanawiałam nad swoim ulubionym bohaterem i chyba nie mam. Może najmniej straszny jest Swann. :)

Krzysztof odpowiedział już w temacie przyjaźni. Ja też się zastanawiałam od dłuższego czasu, bo proustowska wizja przyjaźni bardzo kłóci się z moją, opartą w głównej mierze na szczerości i możliwości zawierzania myśli najbardziej intymnych.
U Prousta przyjaźń jest podejrzanie blisko dobrych manier i wymiany spostrzeżeń intelektualnych. Wiąże się też z najzwyczajniejszym bywaniem. Nie ma tu bliskości.
Podobnie ponura jest wizja (całościowa) miłości.
Jedyny najcieplejszy chyba kontakt to relacja Narratora z babką.

Trudno mi pisać, czy sam Proust był zdolny do przyjaźni i do miłości. Pojawiają się różne domniemania. Sama Cecylia (osoba bardzo mu oddana) twierdziła, zdaje się, że kiedy już ustalił wszystko, czego potrzebował do książki, przestawał się kontaktować z daną osobą.
Tak jak dalej (w "Uwięzionej") opisuje słuchanie sonaty - słuchał wielokrotnie, aż do całkowitego poznania jej struktury, aż do całkowitego przeniknięcia jej piękna, wtedy ją porzucał i przechodził do następnego utworu.

Ale z kolei osoby, które miały z nim bliższy kontakt w sposób niezwykle pozytywny wypowiadały się o nim jako o przyjacielu. Chwaliły jego delikatność, szczodrość, dobroć, więc oni czerpali pożytki z "przyjaźnienia" się z nim.
Nawet jeżeli je wykorzystywał, robił to niezwykle czarująco.
Tak się zastanawiam, czy mógłby znaleźć się ktoś, kto byłby zdolny zaspokoić Prousta w przyjaźni, biorąc pod uwagę jego intelekt, bystrość, przenikliwość, niezmierne wymagania? Chyba nie. Może więc został przez swój geniusz skazany na wieczne niespełnienie i samotność?

Antysemityzm w dalszych tomach przycicha, zdaje się, ale on był i jest w rzeczywistości, więc musiał być też opisany. A że z takiego stanowiska, nie wiem, czy nie dlatego, że matka pochodziła z żydowskiej rodziny i Proust chciał się w ten sposób od tego odciąć?

Misiaku, bardzo polecam w trakcie czytania oglądanie opisywanych dzieł (Elstir to głównie Watteau). To ogromna przyjemność oglądać te opisywane w pierwszym tomie Cnoty Giotta, Ront Rembrandta, ulubiony obraz Odety, o ile się nie mylę, a już Vermeera trzeba koniecznie, zwłaszcza "Widok z Delft". Albo przyjrzeć się subtelnym kobiecom twarzom Botticellego (ten zarys szyi Odety)
Zobaczysz, jestem przekonana, że czytając cykl drugi raz, właśnie chętnie wrócisz i zatrzymasz się nad tym teraz prześlizgniętymi fragmentami. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: