W moim ogrodzie...
"Szukałam zagubionych śladów, odnalazłam uczucia. Przywoływałam Cienie, odpowiedzieli mi Żywi. I tak odnaleźliśmy się znowu w ogrodzie pamięci."
Choć nie zawsze się zgadzam z tymi, którzy przyznają Nagrodę Nike, na przykład zirytował mnie brak nagrody dla "Madame" Antoniego Libery, to jestem im wdzięczna za przyznanie przed dwoma laty wyróżnienia dla "W ogrodzie pamięci" Joanny Olczak-Ronikier. Dzięki nim odkryłam przewspaniałą opowieść, tym cudowniejszą, że prawdziwą, niepomiernie czarowną ze względu na detale, znakomicie napisaną, ciepłą i rodzinną.
Opowieść rozpoczyna się w momencie, kiedy autorka książki w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku pyta wiedeńskiego rabina o informacje na temat własnego przodka - Lazara Horowitza, którego syn poślubił Julię Kleinmennową, jej przyszłą prababkę. Rabin nie dotrzymał słowa i nie wysłał fotografii, ale rozbudził w znakomitej pisarce, spod której pióra wyszły "Piwnica pod Baranami" i "Piotr", ciekawość dziejów własnej rodziny. Do tego momentu autorka traktowała minione lata jako balast; więzi z rodziną, pracowicie pielęgnowane przez poprzednie pokolenia, znacznie osłabły w tej generacji. "W ogrodzie pamięci" jest podwójnie wzruszające - ze względu na treść, jak i świadomość, że nad tą książką rodzina spotkała się powtórnie.
XX wiek z jego marzeniami, nadziejami i tragediami jest bohaterem tej prywatnej historii. Obok rodziny - znakomitych polskich intelektualistów - na kartach książki można spotkać Stanisława Przybyszewskiego kokietującego jedną z bohaterek, tragiczny cień Dagny, Lenina pożyczającego rower, Różę Luksemburg... Zastanawiam się, którą z ciotek czy babć autorki lubię najbardziej. Nie wiem. Z jednej strony babcia Janina, właścicielka wydawnictwa, tłumaczka literatury dziecięcej, w której przekładzie czytałam między innymi "Czarodziejską podróż" i "Gucia zaczarowanego", nie wiedząc, że spotkam ich autorkę jeszcze kiedyś. Może Julia - surowa, ale kochająca wszystkie ośmioro dzieci i kilkunastu wnuków? Uwielbiam ich wszystkich.
Joanna Olczak-Ronikier udała się w poszukiwaniu minionego czasu o ponad sto lat wstecz. Odtworzyła historię swojej rodziny, tworząc nie tylko opowieść o tych niezwykłych ludziach, których życie przyczyniło się do jej narodzin, ale historię całego narodu. Pozytywistyczni społecznicy, młodopolscy romantycy, socjaliści i rewolucjoniści, a przede wszystkim dumni ze swej polskości ludzie żydowskiego pochodzenia, z którymi historia obeszła się nader boleśnie. Asymilacja nie zawsze mogła uchronić przed choćby drobnymi nieprzyjemnościami. Są tu przedmioty, które zaginęły w czasie Powstania Warszawskiego, a ocalały przechowane w pamięci - czerwona peleryna, zeszyty z wierszami, księgarnia i książki z własnego wydawnictwa. Jest to kapitalna kopalnia wiedzy obyczajowej.
Kocham tę rodzinę, prawie jak własną. Takie czytanie jest niepoważne, ale to jedna z tych książek, których autorce szczerze zazdroszczę. Nie tylko antenatów, ale łaskawości losu, który zachował stare listy, zdjęcia, dokumenty, i pozwolił jej z taką dokładnością odtworzyć świat, który już nie istnieje. "W ogrodzie pamięci" to prezent prawie idealny - nie potrafię sobie wyobrazić osoby, której nie przypadłoby do gustu znakomite wydanie i piękna historia. Pisanie o książkach, które szczególnie cenię, zawsze grozi tym, że wpadnę w nadmierną emfazę, dlatego skończę w tym miejscu. Pierwszy raz przeczytałam tę powieść w jedną noc. Płakałam jak bóbr po Maksie, Anusi, Kostusiu, Ryszardzie, czy Julii - matce całego rodu. Adoptowali mnie na te kilka godzin. Dorastałam wraz z pokoleniami tej rodziny. Dziękuję!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.