Dodany: 29.07.2004 00:03|Autor: dorsz

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Białe zęby
Smith Zadie

3 osoby polecają ten tekst.

Past tense, future perfect


Jak zawsze, kiedy chodzi o książkę szeroko reklamowaną, z nieufnością podeszłam do lektury "Białych zębów" Zadie Smith, wychodząc z założenia, że coś tak zachwalanego nie może być dobre. Na szczęście w tym przypadku moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Od pierwszej strony urzekł mnie jej styl, w miarę przewracania kartek coraz bardziej przypominający mi zresztą specyfikę Davida Lodge’a... tylko jeszcze lepszego. To proza z prawdziwym nerwem, postaci są pełnokrwiste, chwilami miałam wrażenie, że kiedy podniosę oczy znad książki, zobaczę obok siebie starą Hortense wpychającą mi "Strażnicę", Alsanę jakby wyjętą z powieści Marqueza (przez osiem lat nie używa słów "tak" ani "nie" odpowiadając na pytania męża), jej synów bliźniaków różnych od siebie jak niebo od ziemi... i jeszcze kilkanaście innych postaci, każda odmalowana z precyzją i maestrią, o jaką nigdy nie podejrzewałoby się dwudziestopięcioletniej debiutantki.

Mamy więc dwóch przyjaciół, którzy właściwie nie powinni się byli nigdy spotkać, gdyby nie wojna (druga światowa) – pochodzącego z Bangladeszu Samada, całe życie wiernego ideałowi swojego pradziadka, przez nikogo innego nie uważanego za bohatera, oraz dość bezbarwnego Anglika Archibalda. Czasy wojny wracają na kartach książki w kilku zaledwie epizodach, niezbędnych do plastycznego odmalowania tła tej przyjaźni. Właściwa akcja rozpoczyna się w roku '75, kiedy obaj się żenią – dla Samada jest to małżeństwo zaplanowane ponad 30 lat wcześniej, z Induską Alsaną wybraną przez jego rodziców. Dla Archiego jest to drugie małżeństwo, z Murzynką spotkaną całkowicie przypadkowo, młodszą od niego o lat prawie 30, której pochodząca z Jamajki matka jest gorliwą wyznawczynią Jehowy. I tak aż do roku 1992 będziemy śledzić perypetie i wybory życiowe ich samych i ich dzieci, a po drodze wkroczy jeszcze do akcji prawdziwie angielska rodzina przedstawicieli klasy średniej, Chalfenowie, posiadający drzewo genealogiczne sięgające wieku siedemnastego. Marcus Chalfen jest genialnym naukowcem pracującym nad manipulacjami genetycznymi, co jest osnową ostatniej części powieści – ale bez obaw, również i w tym przypadku autorka wykazała się wyczuciem i raczej stawia pytania niż daje łatwe odpowiedzi.

Prawdziwym bohaterem powieści jest Historia. W tym momencie wszyscy byli uczniowie szkolni umęczeni powtórkami dat westchną z odrazą. Niepotrzebnie! Ta Historia jest żywa, jest częścią ludzi, jest niesamowitym splotem okoliczności, jest nieustannie zadawanym pytaniem o własne korzenie i o własną tożsamość. Zadie Smith genialnie pokazuje, jak nasza przeszłość – nawet to, co wydarzyło się przed naszym urodzeniem – determinuje naszą teraźniejszość. Jak jest nam z jednej strony nieodzowna, a z drugiej strony nieustannie nas krępuje. I jest to opowiedziane znacznie zabawniej, niż mogłoby wynikać z niniejszych słów. Irie, walcząca z własnymi włosami, niechcianym dziedzictwem genetycznym; Samad, walczący z niemuzułmańskim pociągiem do nauczycielki własnych dzieci; przedziwna historia irlandzkiego baru O’Connella, który nie był irlandzkim barem...

Marzę o takiej powieści na gruncie polskim. "Past tense, future perfect" – motto przewijające się przez książkę ("przeszłość pełna napięć, przyszłość doskonała") jest przecież i nam bardzo bliskie, nawet jeśli nie mamy u siebie imigrantów z Jamajki i Bangladeszu. Warto i o tym pomyśleć, z zachwytem oddając się lekturze.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12329
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: