Dodany: 04.01.2006 15:08|Autor: bratek
"Jeśli cedry płoną, cóż czynią mchy"
To zdanie z Drugiej Księgi Miszny otwiera "Autoportret z blizną"* Romana Fristera. Autor urodził się w 1928 roku w Bielsku w rodzinie żydowskiej. Ojciec, dobrze prosperujący adwokat, zarabiał wystarczająco dużo, aby zapewniać rodzinie - żonie i jedynakowi - dostatnie życie. Tak więc mały Roman spędza dzieciństwo w domu z wielkim ogrodem, pełnym rozłożystych kasztanów i kwitnących bzów. Otoczony jest nianiami i służbą, uczęszcza oczywiście do prywatnej szkoły. Uczy się pilnie niemieckiego, a na spotkaniach miejscowej śmietanki, zapraszanej przez jego rodziców do domu, recytuje Goethego w oryginale, gdyż, jak wpajała mu matka, "nie ma niczego wyższego od cywilizacji narodów mówiących po niemiecku"*.
Idyllę dzieciństwa przerywa wybuch wojny. Państwo Fristerowie zaopatrzeni w fałszywe dokumenty tożsamości przenoszą się z jednego miejsca na drugie. Ale w końcu dopada ich gestapo. Roman wraz z ojcem trafia do obozu. I tu zaczyna się to najgorsze. Chociaż nie tylko opis obozowej rzeczywistości wstrząsnął mną do głębi, chyba jeszcze trudniej było mi uwierzyć w postępowanie ludzi na tzw. "wolności". Czasami przerażała uwaga, rzucona przez autora jakby na marginesie tekstu. Ze zdumieniem dowiedziałam się na przykład, że Amon Goeth, słynący z okrucieństwa komendant obozu w krakowskim Płaszowie, pracował przed wojną w Wiedniu jako lektor w jednym z wydawnictw książkowych. Kim więc był z wykształcenia? Zapewne humanistą. A z zamiłowania? Może intelektualistą, może kochał książki, tak samo jak my...
Opisując wojenną rzeczywistość, autor zapytuje sam siebie, czy istnieją jakieś granice, których nie wolno przekroczyć w sytuacjach ekstremalnych. Czy naprawdę każde postępowanie da się usprawiedliwić? Co jest dozwolone, a co nie, jeżeli grozi nam śmierć? Kogo należy poświęcić? Siebie czy innych? A kim człowiek staje się "potem"? Jaką miarą należy oceniać postępowanie ludzi w czasie wojny? "Czy mamy prawo sądzić czyny popełnione w epoce ciemności według kryteriów epoki światła?"* pyta w "Posłowiu".
W swoich wspomnieniach Autor zastosował ciekawy sposób narracji, łamiąc zasady chronologii. W jednym rozdziale jesteśmy z nim w obozie koncentracyjnym, aby już w następnym zająć miejsce w jego służbowym mercedesie, którym 40 lat później postanawia wybrać się na drogi przeszłości.
Tak więc "Autoportret..." opowiada nie tylko o czasach wojny. Obejmuje również czas po jej zakończeniu. Mamy tu nawet ciekawy epizod z początku lat 90., gdy Roman Frister był reprezentantem w Polsce potentata światowego rynku wydawniczego Roberta Maxwella. Opowiada m.in., że jako gość zapraszany był do programu "Bliżej świata", emitowanego w każde niedzielne popołudnie (był to notabene mój ulubiony program telewizyjny tamtych lat). Jaka szkoda, że nie mogę go sobie przypomnieć.
Książka jest wspaniale napisana. Trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Chociaż wiedząc, że autor jest od 50 lat dziennikarzem, laureatem wielu prestiżowych nagród, trudno się dziwić, że w tak mistrzowski sposób opanował sztukę opowiadania.
Po przeczytaniu całego "Autoportretu...", zaczęłam go czytać od początku. No i postanowiłam napisać dla Was recenzję.
Dobro i Zło tak blisko siebie, czy warto wierzyć w Człowieka? Może jednak jest nadzieja? Zresztą, osądźcie sami...
---
Roman Frister "Autoportret z blizną", przekład z hebrajskiego Elżbieta i Roman Frister, Świat Książki, Warszawa 1996.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.