Dodany: 22.07.2004 00:36|Autor: adas
Dzień z życia dyplomaty
Jak dumnie głosi okładka: "[Pod wulkanem] należy do kanonu powieści dwudziestowiecznej". Jeśli dodać do tego legendę, kreującą pisarza na wiecznie zmagającego się ze sobą i całym światem życiowego rozbitka, można się było spodziewać czegoś naprawdę mocnego. A jak jest w rzeczywistości?
Powieść jest bardzo dobra, miejscami autobiograficzna - choćby fragment poświęcony wyprawie do wschodniej Azji - ale spodziewałem się czegoś bardziej "gęstego". Nie pod względem atmosfery, książka momentami jest bardzo duszna, a formy. Czyta się zaskakująco łatwo, szybko i przyjemnie (choć... nie zawsze), mimo że poruszane problemy przytłaczają swym ciężarem. I pomyśleć, że czytałem o użytej w tej powieści, cytuję: "nowatorskiej technice pisarskiej"...
"Pod wulkanem" - bardzo udany tytuł; dwa wulkany (Popocatepetl i Ixtaccihuatl) stanowią stałe tło wydarzeń, nie sposób wyrwać się spod ich czujnego oka, ich milcząca obecność ciąży nad okolicą i bohaterami. Akcja książki rozgrywa się w Zaduszki roku 1938 - rozdział wstępny relacjonuje wydarzenia dokładnie o rok późniejsze - w meksykańskim mieście Ouauhnahuac (Cuernavaca), powieść jest jednak bardzo europejska. Główny bohater, Konsul (w jakimś stopniu alter ego autora) - zawieszony właściwie w próżni, Wielka Brytania zamroziła stosunki z Meksykiem rok wcześniej - jest nałogowym alkoholikiem w którymś stadium delirium. Obok częstej polemiki z - mocno już przebrzmiałą - wielkością Imperium, właśnie akapity poświęcone zapijaczonemu Anglikowi są najciekawsze. Każdy rozdział ma swoją "główną" postać i to jej przeszłość oraz aktualne przemyślenia poznajemy. Konsula próbuje ratować troje ludzi - jego żona, brat i przyjaciel z dzieciństwa - z różnych środowisk i pokoleń; Yvonne, była gwiazda niemego kina, jest Amerykanką, M. Laruell francuskim reżyserem, a Hugh dziennikarskim "wolnym ptakiem". Sam Konsul przynależy jeszcze do potężnej, głównie liczebnie, kasty "sług" Imperium, jego młodszego brata Hugh fasynuje już komunizm (właśnie dogorywa hiszpańska wojna domowa). Grupkę spajają skomplikowane więzi wzajemnych zależności - nienawiść ściera się z miłością, skrupuły z pretensjami, fascynacja z odrazą. Najsilniej łączy ich jednak poczucie niespełnienia, przegranej.
W książce aż roi się od akcentów politycznych. Nic dziwnego - przecież trzydziesty ósmy rok to krytyczny moment dwudziestego wieku, ciemne chmury od dawna kłębią się nad Europą, teraz zaczyna kropić (układ monachijski), wielkimi krokami nadchodzi nawałnica. I książka wiernie oddaje atmosferę schyłku pewnej epoki - czasu złudnego pokoju i oszukańczej nadziei.
Jak już wspominałem, akcja powieści rozgrywa się w Meksyku. Sam Meksyk (nieślubne dziecko Starego i Nowego Świata) stanowi jednak tylko tło - barwne, uwodzące tropikalną urodą, ale tylko tło "europejskich" rozważań. Nie znaczy to jednak, że nie jest ono ciekawe. Z jednej strony straszliwy upał, kurz, walające się wszędzie odpadki, porewolucyjny bałagan; z drugiej - radość życia najbiedniejszych Indian, kolorowe fiesty, wszechobecny kult Matki Boskiej. Na ostatnich stronach usuwany dotychczas w cień "Meksyk" przypomni o swoim istnieniu. Brutalnie wejdzie w życie buńczucznych rezydentów, wybuchając przy tym okrutnym, szyderczym śmiechem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.