Dodany: 21.07.2004 23:34|Autor: EPA!

Książka: Okręt
Buchheim Lothar-Günther

1 osoba poleca ten tekst.

bez tytułu


Rok 1941. Z St. Nazaire w okupowanej Francji wypływa niemiecki okręt podwodny (ubot) na swój kolejny rejs. Czytelnik towarzyszy jego załodze w niełatwej drodze przez Atlantyk w kierunku Cieśniny Gibraltarskiej i z powrotem. Cel wyprawy: niszczyć wroga; miejsce pobytu wroga: gdzieś na morzu lub w powietrzu; czas powrotu - nieznany (jeśli powrót w ogóle nastąpi).

To, że okręt jest akurat niemiecki, nie ma (dla mnie) większego znaczenia. Bardziej istotne jest, że wewnątrz tej metalowej puszki są zamknięci ludzie. Niewiele wiadomo, czy ci ludzie mają jakikolwiek stosunek do wojny, w której uczestniczą. Momentami robią wrażenie zupełnie odczłowieczonych. Pozornie jedynym ich celem jest zatopić jak najwięcej wrogich BRT (ton rejestrowych brutto wykazywanych w raportach do dowództwa) i wrócić cało do portu, gdzie czekają "wino, kobiety i śpiew". Ludzkie uczucia "dopadają" ich tylko czasami. Szczególnie dotkliwie w momentach strachu lub gdy bezsilnie patrzą na śmierć marynarzy zatopionego przez ich okręt statku, albo nieopatrznie pozwolą sobie na wspominanie tego, co pozostawili na lądzie.

Rejs zdaje się nie mieć końca, okrętowa rutyna jest trudna do zniesienia. Każdy na swój sposób stara się ją oswoić. Jest więc "Badacz Pisma" - maniakalnie czytający Biblię, jest "Pierwszy" (pierwszy oficer) kochający się w dokumentach i regulaminach, jest grupa preferująca niewybredne wspominki seksualnych podbojów gdzieś w portach świata.

Te długie okresy nudy i rutyny bywają przerywane, gdy wróg jest w pobliżu. Wtedy wybór jest prosty: upolować go lub zostać przezeń upolowanym. W takich momentach nudę wypiera determinacja. Ludzie działają jak tryby maszyny, napędzane niczym motorem serią krótkich, zdecydowanych rozkazów Kapitana (cóż za osobowość ten Kapitan!).

Bywa, że z powodu zagrożenia na powierzchni Kapitan zarządza zanurzenie okrętu na bezpieczną głębokość i cóż... trzeba czekać. Nudę zastępuje wtedy potworny strach i poczucie, że nie ma absolutnie żadnej możliwości zrobienia czegokolwiek. Puszczają wtedy nerwy, zawodzi fizjologia. Hydroakustyk wydaje się Bogiem w takich razach. Podaje komunikaty co i skąd słychać, a na podstawie jego podpowiedzi Kapitan usiłuje ustawić okręt w możliwie najlepszej pozycji do ataku lub przetrwania - zależnie od sytuacji.

Niesamowite wrażenie zrobił na mnie opis namierzania okrętu przez ASDIC, a raczej opis tego, co słyszą i czują ludzie uwięzieni w namierzanym okręcie... Pozwolę sobie zacytować ten opis:

"- Asdic! - słyszę jakiś głos z tyłu centrali. To ostro dźwięczące słowo zapala się nagle jakby jaskrawo świecącymi wersalikami w mojej głowie: ASDIC.

Druga garść żwiru... trzecia!
Po plecach przebiega mi dreszcz: Allied Submarine Detection Investigation Comittee, urządzenie ultradźwiękowe!

To wiązka ultradźwięków, uderzająca o nasz pokład powoduje ten brzękliwy, ćwierkający ton.

W absolutnej ciszy nabiera on wymiarów akustycznych syreny okrętowej. Przerwy między impulsami: około trzydziestu sekund.

Chciałbym ryknąć: wyłączyć! To ćwierkanie piłuje po moich nerwach. Nikt już się nie waży podnieść głowy albo sapnąć. Przy tym asdic znajdzie nas również wtedy, gdy nikt nawet nie westchnie. Na asdic milczenie nic nie pomaga. [...] Głębia nie daje nam już żadnej osłony.

Słucham w napięciu. Drżą mi dłonie. Cieszę się, że nie muszę stać na nogach, tylko mogłem przykucnąć we włazie. Próbuję różnych funkcji ciała, które nie wymagają poruszania kończynami: przełykania, zamykania powiek, ściskania zębów, napinania mięśni twarzy, ryjek w lewo, ryjek w prawo, przecisnąć ślinę między zębami. [...]"

Opisywanym w książce wydarzeniom przydaje mocy fakt, iż relacja prowadzona jest w pierwszej osobie. Autor był w czasie wojny korespondentem wojennym i uczestniczył osobiście w rejsach okrętów podwodnych. Jak sam zastrzega, książka nie jest opisem jakiegoś szczególnego rejsu, lecz raczej sumą doświadczeń autora.

Istotnym walorem książki są dla mnie również opisy morza, bardzo wysmakowane, z dużym, malarskim wyczuciem koloru. Wobec piękna tych opisów, tym bardziej wyraziste wydaje się poczucie bezsensu toczącej się wojny.

Bardzo polecam tę książkę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 10198
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: fajkowy 25.05.2009 14:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Rok 1941. Z St. Nazaire w... | EPA!
W wojennej marynistyce ta książka jest czymś niezwykłym. Klimat, sugestywność opisów, rysunek postaci - wszystko jest tu na najwyższym poziomie.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: