Dodany: 19.07.2004 12:34|Autor: Fulmerford

[bez tytułu]


Ta książka jest super. Jest to książka sensacyjna, przynajmniej przez większość czasu tak mi się wydawało, ale pod koniec staje się czymś innym. Sensacyjna, ale z tych najlepszych sensacyjnych dzieł, tych, które bardzo angażują emocjonalnie, tak jak filmy "Leon zawodowiec" albo "Gorączka"; przypomina je mocno (przypomina je też pod innym względem, ale nie powiem, gdy ktoś przeczyta, to się domyśli).

Książka opowiada o początkach Hongkongu, o okresie, gdy Hongkong stawał się angielską bazą handlu z Chinami. To czasy, gdy przeniesiono z Chin do Indii herbatę (dzisiaj ja wolę zdecydowanie indyjską) i odkryto lekarstwo na malarię.

Jej bohaterami są głównie potężni kupcy, właściciele flot handlowych - ci kupcy przypominają nieco piratów, są żeglarzami, dbają o własne interesy, bywają brutalni - dlatego tę książkę można porównywać z książkami o piratach, przychodzi mi do głowy np. "Kapitan Blood", jednak "Tai-Pan" jest nieporównanie lepszy (np. związek Piotra Blooda z jego Arabellą przypominał mi z wyglądu twarz kretyna), przypomina mi też, przynajmniej w pewnym momencie, "Hrabiego Monte Christo" - jedną z ulubionych książek młodości mojego ojca, ale również jest lepsza. Napisanie jej wymagało potężnej wiedzy o realiach tamtego czasu i potężnej wyobraźni.

Akcja rozgrywa się około 1840 roku, czyli w podobnym okresie co "Wichrowe wzgórza", jakże jednak inni lub inaczej opisani są tutaj ludzie. W "Wichrowych wzgórzach" ci ludzie niemal nic nie robili, jakże bezsensowna była ta książka, tutaj są znaczącymi figurami, każdy tutaj ma swoje stanowisko i to przydaje mu wagi, zacząłem nawet troszeczkę inaczej patrzeć na ludzi pod wpływem tej książki.

Jest tu zastosowana taka metoda, że autor przeskakuje nawet co chwila z jednego bohatera na drugiego i opisuje jego myśli, nie zwróciłem nigdy uwagi, jak to jest w wypadku innych książek, teraz chyba zacznę na to zwracać uwagę. Z tej książki, uważam, można dużo dowiedzieć się o Chinach tamtych czasów, ten świat jest odmalowany wyśmienicie. Równie wyśmienicie, po prostu doskonale charakteryzowane są postaci przez to, co mówią, przez sposób wypowiadania się, postaci po prostu żyją we własnych słowach, zwłaszcza nieśmiertelna Mei-Mei, Dirk Struan i Cullum.

Chyba będę wracał do tej książki, może już za miesiąc lub za dwa miesiące. Jest pewna uważność w języku tej książki, pewne specyficzne brzegi, to jest pewnie zasługa pary tłumaczy, na przykład inni, myślę, mogliby przetłumaczyć zwrot "synkowie" na "mali synowie", nawet brutalny Brock używa słów "twojego tatę", nie: "twojego ojca", syfilis nazywa się tu francą, i tak dalej, angielski slang Chińczyków to osiągnięcie pewnego daleko posuniętego wyrafinowanego stylu. Tłumacze są małżeństwem, co wydaje mi się znamienne, również ich duch, uważam, unosi się nad kartami tej książki. Nad kartami tej książki unosi się jednak przede wszystkim twarz autora, widzę w pewnym momencie, jak przypatruje się Struanowi, to musi być niezwykły facet, porządny facet, musi znać się na dziewczynach, zadziwiające, że ja nic o nim nigdy nie słyszałem, ani o tej książce, że jego sława do mnie nie dotarła, nie wiem o nim zupełnie nic, nie wiem czy to pisarz współczesny czy sprzed stu lat, później zajrzę do encyklopedii, ale na razie nie. Mam zamiar się nim zainteresować, chyba zyskałem ważną dla siebie osobę, rangi bliskiej Nabokovowi, a ten facet ma szansę nie być tak zarozumiały jak Nabokov.

Jedna scena w tej książce jest porażająca, mianowcie scena z Mei-Mei wybierającą się na bal. Gdy tę scenę czytałem, po prostu stężała mi twarz (zastanawiam się, czy nie obnaża mnie to jako pewnego rodzaju dzikusa). Scena jest nadzwyczajnie intensywna. Mógłbym ją tu całą w dwu częściach wpisać, ale byłby to spojler, a wtedy nie mógłbym zachęcać do pójścia jak najszybciej do biblioteki i wzięcia z niej tej książki, właśnie tej (chyba coś pokręciłem z gramatyką). Czytałem tę książkę popołudniami i wieczorami w tych dniach, gdy rozmawiałem z Kudłatą [na pl.sci.ksiazki], i przez nią chodziłem codziennie godzinę lub dwie godziny później spać (czytałem w swoim dużym pokoju na pierwszym piętrze, szafa pod ścianą, duży stół na środku, dookoła którego czasem spaceruję, lampka na stole, a między moim łóżkiem a stołem, krzesło, na którym kładłem książkę). Książka jest gruba, co przy jej dużej jakości jest dużą zaletą. W tym roku czytam książki jak Szatan, "Blaszany bębenek", "Dar Humboldta", "Tai-Pan" - ta trójka, ich autorzy byliby ze mnie zadowoleni, czytam tak dobrze jak w żadnym roku w życiu, co stoi w sprzeczności z moim pomysłem, że w tym roku jestem w bardzo słabej formie. Jedna rzecz mi się jednak w książce nie podobała, następnego zdania najlepiej nie czytać. .ot einm ołibęngz ,mełatsod ot einśałw i meławeizdops ęis oget ,meramok z ot ęis im ołabodop eiN Pod koniec książka wyszła ze schematu powieści sensacyjnej i poważnie zaskoczyła mnie. Tam gdzie duchy latają nad kartkami, metafizyka tej książki jest zupełnie zgodna z moją (Clavell wie to, co ja, a więc obaj wiemy prawdę), jak on się mógł tego dowiedzieć, jeśli nie czytał Nabokova. A więc jest nas co najmniej trzech.

Fulmerford aka Charles Kinbote

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11977
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: A-cis 19.10.2005 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka jest super. Je... | Fulmerford
Należy dodać, że kontynuacją tej powieści jest "Noble House" (na podstawie którego nakręcono również świetny serial TV)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: