Dodany: 18.12.2005 13:31|Autor:
z okładki
Recepcja powieści Güntera Grassa była skomplikowana jak kaszubsko-niemiecko-polskie związki, o których opowiada. Opublikowana w 1959 r. na Zachodzie, szybko została okrzyknięta arcydziełem i najsłynniejszą po wojnie książką niemiecką.
W krajach bloku sowieckiego przez wiele lat była na indeksie. Zastrzeżeń komunistycznych cenzorów nie wzbudził jednak odważny erotyzm. Kwestionowali sceny z udziałem żołnierzy Armii Czerwonej, która po wkroczeniu do Gdańska kradnie, gwałci i morduje. Grass jako jeden z pierwszych - nie wybielając nazizmu - pisał o cierpieniach ludności niemieckiej.
Jeszcze większe kontrowersje „Blaszany bębenek” wzbudził w Polsce. Niemieckiego pisarza atakowano za rzekomą pornografię i oczernianie Polaków. Zgodnie z prawdą, a wbrew peeselowskiej propagandzie Grass napisał, że nie wszystkich obrońców Poczty Gdańskiej rozstrzelano. Rodziny pocztowców zarzucały, że hańbi pamięć o zabitych (był wśród nich wuj autora), pisząc, że podczas walk grali w karty. Publikację „Blaszanego bębenka” po polsku trzeba było odłożyć na długie lata. W 1979 r. książkę wydała podziemna oficyna NOWA, a cztery lata później – z ingerencjami cenzury – PIW.
Do dziś „Blaszany bębenek” przetłumaczono na ponad 30 języków. Historia liliputa Oskara, który na znak protestu przeciw niesprawiedliwości świata w wieku trzech lat postanawia przestać rosnąć, trafiła na ekran. W 1979 r. powieść sfilmował Volker Schlöndorff.
Günter Grass. Urodził się w 1927 r. w Gdańsku Wrzeszczu, gdzie mieszkał do 1945 r. Syn Niemca i Kaszubki. - Jestem Kaszubą - odpowiada pytany o tożsamość narodową. Należał do Hitlerjugend, służył w pomocniczych formacjach Luftwaffe, a potem w Wehrmachcie. Ranny, trafił do niewoli amerykańskiej. Nigdy nie wybielał biografii. Po wojnie pracował jako rolnik, górnik, kamieniarz, a także perkusista jazzowy i model w Akademii Sztuk Pięknych. Studiował rzeźbę w Düsseldorfie i Berlinie. Mówi, że jest wykształconym rzeźbiarzem i pisarzem samoukiem. Należał do słynnej grupy literackiej 47. Zadebiutował w 1956 r. tomem wierszy "Zalety kur wiatru". Trzy lata później opublikował swoją najważniejszą książkę, "Blaszany bębenek", która wraz z opowiadaniem "Kot i mysz" oraz powieścią "Psie lata" stanowi tzw. Trylogię Gdańską.
Od lat angażuje się w życie polityczne i społeczne. Pisał przemówienia kanclerzowi Willy'emu Brandtowi, któremu towarzyszył podczas wizyty w Warszawie i przy podpisaniu traktatu pokojowego z Polską w 1970 r. W czasach PRL wspierał opozycję demokratyczną. Gdańsk oraz kaszubsko-niemiecko-polska historia zajmuje w jego twórczości szczególne miejsce. Powieść "Turbot" opowiada m.in. o protestach robotników w grudniu 1970 r., a "Szczurzyca" nawiązuje do narodzin "Solidarności". Wątki gdańskie pojawiają się we "Wróżbach kumaka". Grass jest także autorem powieści "Rozległe pole" poświęconej zjednoczeniu Niemiec, esejów i sztuk teatralnych. Często ilustruje swoje książki. Jego ostatnia powieść, "Idąc rakiem" opowiada o tragedii pasażerów statku "Wilhelm Gustloff" storpedowanego w styczniu 1945 r. na Bałtyku przez radziecką łódź podwodną. W 1999 r. pisarz otrzymał literacką Nagrodę Nobla.
"Chociaż proszek dostał mi się do nosa, zrobiłem miną, jakbym skosztował czegoś bardzo smacznego. To Maria stuliła dłoń. I Oskar był zmuszony nasypać jej trochę proszku musującego do różowej miseczki. Nie wiedziała, co ma począć z tą kupką. Pagórek na dłoni był dla niej czymś zbyt nowym i zbyt zaskakującym. Wtedy pochyliłem się, zebrałem wszystką ślinę, przekazałem ją proszkowi musującemu, zrobiłem to jeszcze raz i cofnąłem się dopiero wtedy, gdy nie miałem już w ustach ani trochę śliny. W dłoni Marii zaczęło syczeć i pienić się. Raptem wonna marzanka wybuchnęła jak wulkan. Zakipiała, nie wiem czyja, zielonkawa wściekłość. Działo się coś, czego Maria jeszcze nie widziała i nie doznała chyba nigdy, gdyż dłoń jej drżała, trzęsła się, chciała odfrunąć, bo marzanka gryzła ją, przenikała pod skórę, podniecała, dawała jej rozkosz, rozkosz, rozkosz...
Gdy owa zieleń rozrastała się niepowstrzymanie, Maria poczerwieniała, uniosła dłoń do ust, oblizała jej wewnętrzną stronę wysuniętym językiem, zrobiła to kilkakrotnie i tak rozpaczliwie, że Oskar skłonny był już sądzić, iż język nie osłabia tej tak podniecającej rozkoszy marzanki, lecz wzmaga ją do owego punktu, a może ponad ów punkt, który normalnie stanowi granicę wszelkiej rozkoszy. Potem rozkosz ustąpiła. Maria zachichotała, rozejrzała się, czy marzanka nie ma świadków, a zobaczywszy, że dokoła leżą dyszące w kostiumach, obojętne i brązowe od Nivei krowy morskie, opadła z powrotem na prześcieradło, na tym tak białym tle powoli znikał jej rumieniec wstydu".
[Mediasat Poland, 2004; Kolekcja "Gazety Wyborczej"]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.