Dodany: 07.12.2005 13:39|Autor: kocio
Synteza
Pierwsze zdanie podziękowań - i od razu stres: "Książka ta zawdzięcza swoje powstanie ruchowi wyzwolenia kobiet"...* Oho, czyżby manifest nawiedzonej feministki, przeniesiony z życia społeczno-politycznego w dziedzinę psychiatrii? Może właśnie kolejna Kazia Szczuka odkryła nietknięte dotąd poletko do wygrywania na nim własnej sprawy? Strach czytać! Jak się okazało, na szczęście nic z tych rzeczy, choć autorka od niczego się nie odżegnuje, a nawet wykazuje pewien związek między tematem książki a polityką i feminizmem.
Ale jaki jest właściwie temat? Polski wydawca, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, niestety zdeformował tytuł, dlatego to pytanie nie jest wcale retoryczne. Mamy: "Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi", a powinien brzmieć raczej: "Uraz psychiczny i powrót do równowagi. Następstwa przemocy - od przemocy w rodzinie do terroru politycznego", czyli tak, jak w oryginale. Mimo średniowiecznej rozwlekłości dużo wierniej oddaje, o czym jest ta książka. Patrząc na ostatnią stronę okładki podejrzewam, że chodzi o ukłon w stronę serii, w której wytłuszczone słowo "przemoc" doskonale pasuje do równie wytłuszczonych "przemoc w rodzinie", "autoagresja" i "zrozumieć samobójcę". Przyznam, że nie podoba mi się takie ujednolicanie na siłę, bo pachnie tanim marketingiem.
A przecież książka Herman to zdecydowanie pierwsza liga literatury popularnonaukowej i zasługuje na uznanie. Za sam ten wybór GWP należy się przynajmniej oddanie sprawiedliwości - nie po raz pierwszy promuje rzeczy o niebo bardziej ambitne niż choćby wydawnictwo Santorskiego. Tu właściwie mam poważną trudność, czy nie mówić wręcz o literaturze stricte naukowej, ponieważ MEN przyznał książce status podręcznika akademickiego, a przypisy zajmują 30 stron ciurkiem, choć są to same suche odniesienia bibliograficzne, a nie autorskie dygresje. Pomińmy jednak rozróżnienia gatunkowe. Jakkolwiek by książkę określić, to nadal jest pierwsza liga, bo autorka dokonała eleganckiej syntezy bardzo rozgałęzionego problemu.
Książka ma przejrzystą strukturę, dokładnie odzwierciedloną w układzie i tytułach rozdziałów, łatwo więc wrócić do szczególnie interesującego fragmentu. To dlatego, że sama treść jest równie przejrzysta i logicznie przedstawiona. Judith Herman stara się dowieść, że różne typy przemocy wywołują u ofiar podobne skutki, i w związku z tym należy je traktować jako jedno zjawisko. I pewnie za tę genialną syntezę dostała w New York Times Book Review recenzję: "Jedna z najważniejszych prac psychiatrycznych opublikowanych od czasów Freuda". Ważne odkrycie może mieć przecież bardzo prostą formę.
Herman jest bardzo przekonująca w swojej tezie. Wiele twierdzeń popiera konkretnymi wypowiedziami, zachowując przy tym zdrową równowagę - cytaty tylko ilustrują tekst i nie zakłócają myśli przewodniej. Jako praktyk terapii urazów autorka sypie też szczegółami, ale i one są wykorzystane odpowiednio, czyli jako spoiwo wiążące poszczególne elementy koncepcji, a nie okazja do chwalenia się swoją kolekcją suszonych owadów. Dzięki temu wypełnieniu ta synteza nie jest zimną abstrakcją, tylko dobrze wyważoną próbą opisania zespołu urazu psychicznego i metody jego leczenia. Dlatego, mimo całego bagażu teoretycznego i fachowego, jest w pełni strawna nawet dla laików.
Ten tekst jest również świadectwem odwagi intelektualnej. Autorka nie boi się powołać na wczesne prace Freuda o histerii ani pokazać, gdzie i dlaczego zboczył ze ścieżki zrozumienia problemu. Nie waha się zestawić obok siebie ofiar gwałtu (kobiety), nerwicy frontowej (mężczyźni) i przemocy domowej, z wykorzystywaniem seksualnym włącznie (dzieci), a także więźniów politycznych czy obozów koncentracyjnych, choć niby nie wypada porównywać "zwykłej histeryczki" z ofiarą holocaustu. Potrafi też wskazać, jaką dodatkową krzywdę ze strony lekarzy niesie takie lekceważenie.
Judith Herman znajduje wspólny mianownik między wszelkimi formami niewolenia i upokorzenia, dzieli je tylko na krótko- i długotrwałe, co ma znaczenie w późniejszej terapii. "Istotą doświadczenia urazu psychicznego jest pozbawienie siły i zerwanie związków z innymi. Powrót do zdrowia polega więc na tym, aby ofiara odzyskała siłę i stworzyła nowe związki"**. Pewnie każdy przeciętnie zdolny humanista byłby w stanie zdobyć się na taką refleksję, ale pozbawiona kontekstu byłaby jedynie pustosłowiem, podczas gdy w tej książce stanowi cenny drogowskaz, uzupełniony wszechstronną analizą.
Z tego cytatu widać, że autorka dostrzega w urazie wymiar nie tylko osobisty, ale i społeczny. Nie zaniedbuje go także w innych fragmentach książki i kilkakrotnie podkreśla w tekście z różną siłą, że nie da się wrócić do równowagi bez kontaktów i związków z innymi ludźmi.
Poza kwestie czysto psychologiczne wychodzi zresztą nie raz. Wspomina na przykład o znaczeniu niezależności materialnej, etycznej postawie terapeuty poświęca uwagę nie mniejszą niż kwestii łagodzenia skutków pracy z ofiarami przemocy, a techniczne wskazówki co do postępowania z pacjentem nie przesłaniają jej zasadniczego znaczenia tego, co dzieje się w procesie podnoszenia się po urazie. Szczególnie pięknie wyraziła to pisząc: "Uraz zmusza przeciętnego człowieka, aby stał się teologiem, filozofem i sędzią. Ofiara staje przed zadaniem wyartykułowania wyznawanych niegdyś wartości i przekonań, które teraz legły w gruzach. Skonfrontowana zostaje z bezmiarem zła, wobec którego każdy system wartości jest nieadekwatny"***.
Ofiara przemocy nie jest przez nią traktowana jak obiekt pocieszenia, tylko jako człowiek, który na powrót musi znaleźć siebie i swoje miejsce wśród ludzi. Powrót ten odbywa się w heraklitowej rzece życia, dlatego nie wystarczy "zebrać się do kupy", aby być znów "zdrowym jak wcześniej". Wymaga to zbudowania swojego świata na nowo, bo punkt wyjścia jest już nieosiągalny, a trwanie w miejscu oznacza przecież ciągłe cierpienie.
Co wobec tego zrobić z wydarzeniami, które spowodowały uraz? Według Judith Herman nie chodzi wcale o przebaczenie ani zrozumienie dla sprawcy, jak to się potocznie przyjmuje, tylko o to, żeby włączyć te przeżycia do swojej historii życia, znaleźć słowa do opisania tego, co dotąd trwało w psychice jako niewysłowione.
To cel ostateczny, po drodze bowiem musi nastąpić sprzęgnięcie tych obrazów z emocjami. Nie da się tego pominąć, choć jest to o tyle trudne, że "zagubione" emocje zostają zakonserwowane i początkowo palą żywym ogniem. Ale wbrew pozorom, o ile dzieje się to w odpowiednich warunkach, taki stan nie trwa wiecznie. "Te różne fobie i lęki są interesujące, kiedy dzieją się pierwsze 50 czy 500 razy. Teraz nie potrafię się tym tak przejmować"**** - mówi po latach ofiara gwałtu.
Wyjście z cienia urazu to jednocześnie ponowne wejście pacjenta do gromady ludzkiej: "chociaż przeszłe doświadczenia pozostawiają w nim niezatarty ślad, swoje ograniczenia rozumie teraz jako część ludzkiego losu"*****. "Wspólnota z ludźmi jest pojęciem bardzo szerokim. Oznacza przynależność do społeczeństwa, spełnianie publicznych ról, udział w tym, co powszechne (...), zwyczajowe, zwyczajne, powszednie i codzienne"*****. To przywrócenie zaufania do siebie, innych ludzi i porządku całego świata oraz porzucenie poczucia wyjątkowości, które wyrosło dla przetrwania w nienormalnych warunkach, ale potem zmieniło się w dodatkową kulę u nogi.
W takiej właśnie perspektywie widzi proces zdrowienia z urazu psychicznego Judith Herman - lekarz, naukowiec, feministka i humanistka.
---
* Judith Lewis Herman "Przemoc. Uraz psychiczny i powrót do równowagi", tłum. Anna Kacmajor i Magdalena Kacmajor, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 2004, wyd. II, s. 9.
** Tamże, s. 143.
*** Tamże, s. 188.
**** Tamże, s. 205.
***** Tamże, s. 245.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.