Dodany: 16.11.2005 11:56|Autor: bazyl3

Wolę Robinsona


"Wielkie solo Antona L.", jak zapewniała okładka, miało być "żartem literackim, swoistą robinsonadą, napisaną z charakterystycznym dla Rosendorfera dowcipem, pomysłowością i darem zajmującego opowiadania (...)"*.

Pomysł niewątpliwie jest, robinsonada i to swoista - owszem, ale z resztą pozwolę sobie się nie zgodzić.

Pomysł fabularny - niezwykły. Każdy z nas słyszał z pewnością o tajemnicach Trójkąta Bermudzkiego, który w czasach popularności Dänikena elektryzował społeczeństwo za sprawą niewyjaśnionych zniknięć załóg statków i innych niesamowitości. Teraz wyobraźmy sobie, że Trójkąt rozszerzył zasięg i "zniknął" wszystkie duszyczki na Ziemi, oprócz tytułowego bohatera, który nie dość, że nie wyróżnia się in plus z reszty społeczeństwa, to, wręcz przeciwnie, jest człowiekiem raczej życiowo przegranym i gnębionym niezrozumiałymi, przynajmniej dla mnie, fobiami. Tak zatem Anton L., austriacki urzędnik skarbowy, zostaje jedynym mieszkańcem naszej planety. Swoista robinsonada ;).

Niestety, nigdzie nie mogłem się dopatrzeć dowcipu. Wręcz przeciwnie, działania pozostawionego samemu sobie Antona napawały mnie raczej niesmakiem czy wręcz obrzydzeniem i nie widziałem w nich nic zabawnego. Przemyślenia głównego bohatera również były dla mnie (z nielicznymi wyjątkami) tak irracjonalne, jak większość jego działań. No i gdzie ten dar zajmującego opowiadania? Jak czytam Hrabala, to zapadam się w snutą przez niego gawędę. A u Rosendorfera? Co się zacznę wciągać w jakiś wątek, rach-ciach, już się coś Antonkowi przypomniało. I tak ni z gruchy, ni z pietruchy lecimy w zupełnie inną stronę. Aż do zupełnie niezadowalającego mnie zakończenia. Makabra.

Jedyne, co mi się w książce podobało, to możliwość skonfrontowania własnych odczuć na temat całkowitej samotności z tym, jak w tej niecodziennej sytuacji radzi sobie ktoś inny. Gdyby jeszcze ten "ktoś" był mniejszym oszołomem, przyjemność z konfrontacji byłaby większa ;).


---
* H. Rosendorfer, "Wielkie solo Antona L.", "Czytelnik", Warszawa 1989

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4991
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Agis 30.03.2006 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "Wielkie solo Antona L.",... | bazyl3
A jednak ta książka ma w sobie urok. Czytałam ją dawno, a wydaje mi się, że dość dobrze pamiętam fabułę (a to nie zdarza się często!) i humor też pamiętam, np. fragment, gdy bohater stwierdził, że jest sam jeden na świecie, więc jest dla siebie papieżem i zaczął zwracać się do siebie: "Wasza Świątobliwość" bądź podobnie. :-)
Użytkownik: Panterka 03.03.2007 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: A jednak ta książka ma w ... | Agis
Moim zdaniem to doskonały przykład antybohatera. Nie zostaje osoba cnót szlachetnych pełna, wrażliwa na piękno (np. japońskiej altanki z cennego drewna), umiejąca sobie radzić jak właśnie Robinson Crusoe.
Mamy podrzędnego urzędnika niezbyt dbającego o higienę, łażącego bez celu po mieście, nie zadającego sobie trudu, by gdziekolwiek choćby zadzwonić, by się dowiedzieć że faktycznie został sam jeden na świecie. Został sam w mieście - i nie wiemy nic więcej, bowiem Anton poza miasto się nie rusza.
Powieść jednak wpadła mi w pamięć głęboko. Spodobał mi się pomysł.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: