Dodany: 03.11.2005 18:58|Autor: Anna 46

Jeleń o zachodzie słońca, z łabądkiem na jeziorze w tle


Podtytuł: "Moje spotkania z Mniszkówną".

Każde szanujące się miasto posiada swój plac targowy, gdzie można dostać w s z y s t k o.

Cofamy się teraz na początek lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Właśnie na takim bazarze znajdzie się zawsze kawałek jakiejś ściany albo siatki ogrodzeniowej - "galeria sztuki". A "dzieła" tam wiszą zaiste porażające:
- jelenie na rykowisku,
- młode sarenki na ośnieżonym polu,
- łabędzie na jeziorze na tle zachodzącego słońca.
Landszafty owe, malowane jadowicie krzykliwymi kolorkami, przyciągały wzrok z daleka. Smaczku całości dodawał fakt, że wszystkie były w potężnych, złoconych ramach. Obok tego nieziemskiego kiczu nie sposób było przejść obojętnie; trzeba było stanąć i "się napawać" - takie to było ohydne!

Właśnie "Trędowata" budzi we mnie takie skojarzenia: nie sposób przejść obojętnie!

Krótko o samej książce: wydana przez Gebethnera i Wolffa w 1909 roku (ukończona rok wcześniej); przyjęta przez krytykę z pełną rezygnacji wyrozumiałością.

Piękna Stefania Rudecka po zawodzie miłosnym udaje się do majątku Słodkowce, gdzie zostaje nauczycielką Luci Elzonowskiej. Poznaje tam Waldemara Michorowskiego, przystojnego magnata. Oczywiście najpierw niechęć, potem wielka miłość. Z wzajemnością - rzecz jasna, ale co z tego, kiedy panna "nie z naszej sfery". Stanowcze veto całej arystokracji i wojna, w której wszystkie chwyty dozwolone...

Moje I spotkanie.

Początek lat 70. Moja siódma albo ósma klasa podstawówki; angina dopadła mnie jakoś tak znienacka, że nie zdążyłam wymienić książek w bibliotece. Rozpacz zupełna, bo w czasie choroby można spokojnie czytać, nikt niczego nie wymaga, o matmie i fizie się zapomina; przedsionek raju!

Tu będzie pierwsza dygresja: moja babcia miała znajomą, ta znajoma zaś - wspaniałą bibliotekę i nie mam pojęcia, jakim cudem te książki przetrwały. Nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby zapytać. Potem też nie... Jako zaprzyjaźnione dziecko miałam do tych książek dostęp i stąd moja znajomość pani Zarzyckiej, pana Makuszyńskiego, pani Krüger; autorów zachwycających lektur dla podlotków.

Młodzi Czytelnicy nie bardzo pewnie rozumieją, już wyjaśniam: nie drukowano wówczas książek, które nie byłyby zgodne z ideą partii, czyli prawomyślne i "po linii". Większość przepięknych i wartościowych pozycji była młodzieży obca, bo powstała w okresie międzywojennym, czyli za Sanacji - tak znienawidzonej przez ówczesny ustrój. Koniec dygresji.

Nie mogąc znieść moich jęków i narzekań, że nie mam co czytać, babcia przyniosła mi książkę: twarda, ciemnozielona oprawa, kartki smakowicie pożółkłe (roku i wydawnictwa nie znam - wtedy na takie "drobiazgi" nie zwracało się uwagi); słowem - trwaj chwilo, jesteś piękna!

Od pierwszych stron dzieło mnie porwało; miało duże litery i pisownię taką bardziej nietypową, ale już znaną z wcześniejszych książek.

Początkowo uśmiechałam się pod nosem; potem chichot się nasilił, by w końcu zabrzmieć fortissimo! No, jakże się było nie śmiać, kiedy (przepraszam, ale cytuję z pamięci, nie mam tekstu) "panna Stefanja unosiła się ze swemi myślami", ordynat kupił dla niej "pyszną wierzchówkę", a papa Prątnicki "w warszawskich mętach miał pewne zastosowanie".

Język był potwornie pretensjonalny; bohaterowie nie rozmawiali - przemawiali. Autorka nie radziła sobie zupełnie ze swoim "dzieckiem": dziwolągi językowe, tasiemcowe dyskusje o niczym (istny słowotok) i nade wszystko: kwintesencja kiczu - opisy przyrody. Wypisz, wymaluj jeleń na rykowisku i łabądki. Całe stada. Te z bazaru!

Moja radocha nie trwała długo; do pokoju wpadła babcia, rzuciła okiem, ujrzała wzrok dziki i włos zmierzwiony. Książkę, mimo protestów, zabrała i rozpustę ukróciła. Książka dostarczyła mi takich wrażeń, że niepokojąco podskoczyła temperatura.

Potem wyzdrowiałam i doczytałam, ale już cichutko, co było baaaardzo trudne.

II spotkanie.

Rok 1976 - premiera "Trędowatej" w reżyserii pana Hoffmana. Poszłam, a jakże! Stefcia - pani Starostecka, śliczna jak obrazek (tylko jej głos łzawy jakoś mię dziwnie drażnił); Michorowski - pan Teleszyński, zabójczo przystojny (na szczęście nie w moim typie, mogłam spać spokojnie); Serio: doskonała pani Barańska jako baronowa Elzonowska. Więcej nie napiszę nic, bo pan Hoffman to zacny i uroczy człowiek! No i "Trylogia"...

III spotkanie.

Znów dygresja. Brat-student dopuszczał mnie do grona swoich przyjaciół (od czasu do czasu) i dla licealistki to była wtedy pełnia szczęścia! Środowisko studenckie w latach siedemdziesiątych to był tygiel kipiący, beczka prochu i zarzewie wszelakiego buntu. Koniec dygresji.

Po premierze filmu postanowili nakręcić swój - studencki. Miał to być wielce intelektualny twór ze wstawkami historyczno-społecznymi. Oto jeden z epizodów: cieciowaty osobnik w kufajce, gumiakach i czapie "uszance" na głowie; na czapie - czerwona gwiazdka; w rękach kij sękaty. To indywiduum ma maszerować wzdłuż torów. To miała być zapowiedź zmian ustrojowych w Rosji Carskiej!

Odtwórcę roli odpowiednio odziano i AKCJA! Pomaszerował "tam" - "z powrotem" już nie zdążył, bo czujni funcjonariusze SOK (Służba Ochrony Kolei) zareagowali błyskawicznie! I cud boski, że nie "mielicja obywatelska", bo dostaliby 48 godzin, jak nic (dopuszczalny okres zatrzymania w areszcie bez podania przyczyny). Sokiści jedynie "pouczyli" filmowców i puścili do domów.

IV spotkanie i (do tej pory) ostatnie...

Tu już będzie króciutko. Kupiłam "Trędowatą" w dwóch tomach (to już lata 80.), takie coś różowawe, ze smutną kobiecą twarzą na okładce. Otworzyłam. Rozczarowanie potężne: język współczesny, rażące błędy poprawione, cały klimacik licho wzięło! EEEEE.

Miłe Czytelniczki, to arcydzieło pretensjonalnego grafomaństwa do nieskończonej potęgi!

Obojętnie nie przechodźcie!

Albo potraktujcie serio i ciśnijcie w kąt daleki, albo przymknijcie oczko - otwórzcie - i pokwikujcie z uciechy!

Czytajcie i płaczcie - ZE ŚMIECHU!

Prośba serdeczna: ktokolwiek ma stary tekst, niech uzupełni rzetelnymi cytatami!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 38791
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 29
Użytkownik: 00761 09.01.2006 11:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Ciekawa recenzja!
Ja przez "Trędowatą" nie przebrnęłam, ale namówiona przez moją przyjaciółkę poszłam z nią do kina. Ona oglądała film Hoffmana już trzeci raz. Ledwo pojawiła się czołówka, Małgosia zaczęła ronić krokodyle łzy, które w miarę postępu akcji zamieniały się w tłumiony szloch, co we mnie wyzwoliło jakiegoś złośliwego trolla i w efekcie spowodowało znaczne "ochłodzenie stosunków bilateralnych" na czas dłuższy.
Potem oglądałam w tv już bez nastawienia na "nie" i zapadło mi w świadomość jedno magiczne zdanie o Stasi Rudeckiej wypowiedziane z pogardliwą i złowróżbną zgrozą przez jakąś damę z arystokratycznej "sfory": "To nauczycielka!".
Użytkownik: kasia_n 09.04.2006 11:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Wspaniala recenzja!

Do "Tredowatej" mam dokladnie taki sam stosunek jak recenzenka- tej ksiazki nie mozna brac na serio.Czytam sobie te "Tredowata" od czasu do czasu i zwijam sie ze smiechu, gdy np. "Waldemar wyszedl i zawolal sluzacego o bobry" lub "dusza jej rozkwitla kwieciem cudnym, majowym" itp. Mimo to, ze ta ksiazka to kiczol jakich malo, ma swoj pewien klimacik i bardzo poprawia humor!
Użytkownik: misiak297 07.05.2006 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Anno, nie bardzo rozumiem... Czyli zmieniono tekst, nad którym kiedyś się zaśmiewałaś?To dozwolone? Czyli to oznacza, że jeśli chciałbym się z tego pośmiać tak samo jak kiedyś Ty, to już nie ma co o tym myśleć?Pozdrawiam
Użytkownik: Anna 46 31.05.2006 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Anno, nie bardzo rozumiem... | misiak297
Nie, Misiaku, tekstu nie zmieniono, bo go zmienić nie sposób; jedynie uwspółcześniono czyli: nie Stefanja, tylko Stefania;
nie myślałam o t e m - nie myślałam o tym.
Nie mam tekstu przed sobę i daję przykłady z głowy.:-)
Użytkownik: misiak297 31.05.2006 23:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, Misiaku, tekstu nie ... | Anna 46
Bardzo mnie to pocieszyło! Chyba normalnie się skuszę! W końcu tak jak czasem każdy Pasjonat Literatury powinien przeczytać jakiś konsumcyjny chłam, tak może i grafomańskie wypociny... naprawdę jestem ciekaw!!
Użytkownik: Maxim212 27.09.2006 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mnie to pocieszyło... | misiak297
Masz rację, co do konieczności przeczytania grafomańskich wypocin np. "Pan Tadeusz" Mickiewicza też się do takiego poznania nadaje... :-)
Użytkownik: Anna 46 27.09.2006 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, co do koniecz... | Maxim212
Witam Cię serdecznie!
Dawno nie nie pisałeś o Wieszczu, który wieszczył... ale z całym szacunkiem, Maximku, Mickiewicz i Mniszkówna w jednym nie będą stali domu - nie uchodzi!:-)))
Użytkownik: Maxim212 27.09.2006 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam Cię serdecznie! D... | Anna 46
Wiem, że to nie jest możliwe (i chwalić Pana Boga), bo obydwoje napłodziliby takich literackich (po)tworów, że głowa mała.
A jeszcze gdyby ta cała twóczość była obowiązkiem szkolnym, to tylko: usiadłszy, płacz...
Pozdrawiam serdecznie :-)
Użytkownik: Anna 46 27.09.2006 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiem, że to nie jest możl... | Maxim212
:-)))))))))))))))))))))))))
Użytkownik: aleutka 01.06.2006 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
A czytalas "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec? Swietna parodia!
Użytkownik: joanna.syrenka 01.06.2006 00:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Anno, dziękuję! Dawno sie tak nie uśmiałam :)))
Użytkownik: złośliwiec 15.08.2006 14:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
"Trędowata" to takie jelenie na rykowisku, tyle że w wersji "kolejowej" czyli rykowisko blisko torów podąża parowóz! Idiotyczne opisy, nieprawdopodobe sytuacje i dialogi, najczęściej przechodzące w słowotok, którego nie powstydziłaby się żadna południowoamerykańska telenowela. No i jeszcze ten "morderczy list", który zabija na jakiś wiek przed wynalezieniem wąglika, "komplimenta" oraz imię "Waldy" pisane przez "y" - ręce opadają! Po lekturze, sprowokowanej zresztą inną książką, nasuwa mi się jedna myśl: grafomańskich "wypocin" Heleny Mniszek nie należy traktować poważnie, tylko z wielkim przymrużeniem oka, jako farsę, z której można się tylko serdecznie pośmiać, bo nie wzrusza już od dobrych 80 lat...
Użytkownik: --- 15.08.2006 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
komentarz usunięty
Użytkownik: Anna 46 27.09.2006 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
"Nie miałaś chyba na myśli, że nie drukowano Makuszyńskiego i Kruger".
A owszem, drukowano, w latach sześćdziesiątych; do dzisiaj mam Szaleństwa panny Ewy i Pannę z mokrą głową z tamtych lat.
Maria Krüger też była drukowana (oprócz Szkoły narzeczonych) wcześniej, ale lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte jakoś nie obfitowały we wznowienia - chyba, że mnie pamięć zawodzi.

"Nie przeceniałabym książek Zarzyckiej, mniej więcej na poziomie Courth-Mahlerowej."
Courth-Mahlerowej coś tam kiedyś czytałam (pół oczka wyżej niż Mniszkówna!) - Zarzyckiej nie przeceniam - doceniam!:-)
Użytkownik: villena 28.09.2006 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nie miałaś chyba na... | Anna 46
Z wydawawaniem Makuszyńskiego nie było tak źle. Sama mam „Bezgrzeszne lata” z 1980, „Szaleństwa panny Ewy” z 1979, „O dwóch takich co ukradli księżyc” z 1982. Do tego Koziołki Matołki i Małpkę Fiki Miki z przełomu 70 i 80-tych, ale przypuszczam, że to się nie liczy :-)
Po szybkim przejrzeniu aukcji na allegro widzę, że jest bardzo dużo książek Makuszyńskiego właśnie z początku lat 80-tych, wtedy chyba zaczęła wychodzić taka seria Wydawnictwa Literackiego w twardych okładkach z białymi obwolutami. Z lat 70-tych jakby trochę mniej, ale też sporo np. w tej chwili trwające aukcje: „Perły i wieprze” z 1975, „Awantura o Basię” z 1973, „O dwóch takich co ukradli księżyc” z 1973, „Szaleństwa panny Ewy z 1970”.
Użytkownik: Czajka 28.09.2006 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wydawawaniem Makuszyńsk... | villena
Koziołki Matołki z Małpkami liczą się jak najbardziej! Ale pewnie stopniowo wyjdą z mody i z obiegu. :-(
Użytkownik: Anna 46 28.09.2006 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Z wydawawaniem Makuszyńsk... | villena
Dzięki za sprostowanie!
Wniosek: pamięć zawodzi...:-)))
Użytkownik: pilar_te 26.09.2006 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Rewelacyjna recenzja :D
Użytkownik: dobry_rocznik 28.09.2006 10:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Rewelacyjna recenzja :D | pilar_te
Anno - to jest świetne, dziękuję za doskonałą zabawę.
Czy ktoś jeszcze pamięta "Na ustach grzechu" w interpretacji Ireny Kwiatkowskiej - przed laty w radiowej "Trójce"? :)))))
Użytkownik: Anna 46 28.09.2006 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Anno - to jest świetne, d... | dobry_rocznik
Pamiętam, a jakże! I potem to sobie nabyłam na własność i pożyczyłam, i ktoś mi nie oddał (wrrr), ale mam z taniej książki za 1 zł polski ( z ilustracjami Gwidona Miklaszewskego)!!!:-)))
Użytkownik: Hanuśka 04.07.2007 16:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
a ja się nie zgadzam..
Użytkownik: Anna 46 13.07.2007 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: a ja się nie zgadzam.. | Hanuśka
A z czym się nie zgadasz?
Użytkownik: Sznajper 13.07.2007 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: A z czym się nie zgadasz? | Anna 46
A czy to ważne? Nie zgadza się i już. "Veto" ma w Polsce bogatą tradycję. Żeby jeszcze Rejtana się chciało paniom naśladować, to bym był całkiem szczęśliwy :P
Użytkownik: Anna 46 14.07.2007 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy to ważne? Nie zgadz... | Sznajper
Hmmm... veto vetem, demokracja demokracją, wolność słowa wolnością słowa, ale porządek musi być; drążę: z czym się nie zgadzasz? Ze Stefcią w ogóle? W przecudnej piękności "dziełem"? A może z ideą jelonka na rykowisku o zachodzie słońca?

Ech, Sznajper, życie nie składa się z samych przyjemności... a żal!
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 14.07.2007 01:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Anno, wyprodukowałaś oto boski zupełnie kawałek literatury wspomnieniowej :-)))

Z lektury "Trędowatej" niestety nie zostało mi w pamięci nic, poza obśmianym przez licznych pisarzy sformułowaniem "Stefcia usiadła półgębkiem" - przed lekturą nie wierzyłam, że tam naprawdę tak jest! :)) Nie mam pojęcia, jakie wydanie czytałam, ale podejrzewam, że to z lat osiemdziesiątych. Dawna pisownia, sprzed reformy, rzeczywiście dodaje niektórym dziełom niepowtarzalnego uroku :)

Zgadzam się co do siły kiczu - zdarzają się takie niesamowite twory, od których oka oderwać nie sposób, a i przyśnić się mogą. Człowiek, którego gusta ukształtowano w określony sposób, przeżywa szok widząc (lub czytając) coś tak nieprawdopodobnie kłócącego się ze wspomnianymi gustami, a jednocześnie oderwać się od tego nie może :) Mam ci ja w domu księgę, która absolutnie niezawodnie dostarcza mi wrażeń tego typu. Niestety, nie jest po polsku, więc nie nadaje się do BiblioNETki. To podręcznik dla cukierników, ogromna kobyła formatu Planu Sześcioletniego, w sześciu bodajże językach (angielski, niemiecki, francuski, szwedzki... a może tylko w czterech?), ilustrowana przebogato i wściekle kolorowo. Wytwory sztuki cukierniczej, te wszystkie marcepany i ciągniony karmel - czego tam nie ma! Zające wielkanocne w kraciastych portkach, huśtawki, kramiki-kosze pod parasolkami, kwiecie najróżniejsze - niezapominajki i róże, kule (z lodów chyba?) pod wdzięcznymi nazwami (np. Mozart), łabądź-ptaszyna oczywiście też tam jest, cały przejrzysty i zmultiplikowany, usadowiony na czymś w rodzaju fontanny :) Chyba muszę to dzieło wiekopomne odnaleźć i ponapawać się, bo mi swego czasu dostarczało tak intensywnych wrażeń, co tobie "Trędowata", tylko wizualnych ;-)
Użytkownik: Anna 46 14.07.2007 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Anno, wyprodukowałaś oto ... | Ysobeth nha Ana
Omatko! Usiłuję sobie wyobrazić te przecudnie ilustrowane specyjały. :-)
Czy przepisy są w rodzaju "weź sześć tęgich dziewek i zasadź do ucierania w makutrze"? Jeśli tak, to przetłumacz jakiś szczególnie smakowity kąsek i wrzuć w czytatkę; uszczęśliwisz mnóstwo ludzi! :-)))
Dziękuję za miłe słowa.
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 14.07.2007 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Omatko! Usiłuję sobie wyo... | Anna 46
Nie, to jest dla cukierników, takich co to robią na sprzedaż w ilościach hurtowych, niemalże przemysłowo - oprócz cudnych ilustracji są normalne, małe zdjęcia i rysunki, pokazujące jak robić szablony do tych śliczności i takie tam.
Gdzieś to wściubiłam - co jest dużą sztuką, bo księga ogromna. Ale znajdzie się...
Użytkownik: Anna 46 22.02.2010 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Tu, w czytace Dot, "Nieśmiertelna potęga grafomanii" są przepiękne cytaty:
Nieśmiertelna potęga grafomanii
Użytkownik: melissa 21.08.2011 23:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Podtytuł: "Moje spotkania... | Anna 46
Dyskusja jak przy "Znachorze". Kiepska literatura, wielki film. A może to tylko Hoffman jest wielki? :)
Nie czytałam "Trędowatej" i chyba nie mam na to ochoty, ale film jest bardzo dobry! Doceniłam go dopiero po wielu, wielu latach (a dokładniej dziś na TVP Kultura).... :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: