Śmiech przez łzy
Dawno, dawno temu, w jakimś pięknym, nieistniejącym już świecie, jeden z moich ulubionych wykładowców, zwany Wielmożnym TB, stwierdził, że była to książka, przy której pokładał się ze śmiechu do tego stopnia, że patrzył na niego cały autobus. Znając jego usposobienie, zapewne zdrowo przesadził, choć do śmiechu skłaniały go na pewno opisy kadry uniwersyteckiej, mające odzwierciedlenie w każdej kadrze uniwersyteckiej na świecie.
Ja, czytając tę książkę w innym autobusie, w innym już miejscu na świecie, płakałam(-łem) [w zależności od tego, który awatar Lorda_Nevermore sobie wybierzecie :))))]. Bo jest to książka niesłychanie smutna, sentymentalna i czuła, a my, Słowianie, "my lubim sielanki" i bardzo łatwo przechodzimy od jednego skrajnego stanu emocjonalnego do innego. A może to po prostu zależy od tego, w jakim stanie ciała i ducha się coś czyta? Być może...
"Pnin" jest opowieścią o nieprzystosowaniu do życia w ogóle i o nieprzystosowaniu do życia na emigracji, w kraju, który nie jest twój i choćbyś się bardzo starał, nigdy twój nie będzie... Co więcej, kraju, z którego pochodzisz, też już nie ma, zastąpił go jakiś twór zjednoczonych republik, w którym wykoślawiły się wszystkie idee, a idee twojej młodości stały się pośmiewiskiem. Nie ma więc miejsca, z którego pochodzisz, a miejsce, w którym istniejesz, nie przyjmuje twojego istnienia do wiadomości.
Można powiedzieć, że to nieporadność i niezaradność życiowa Pnina sprawia, że jest on zawsze obok, że staje się przedmiotem kpin, że przez kilkanaście lat nie jest w stanie nauczyć sie płynnnego angielskiego, a jego studenci chcą czytać w oryginale "Zbrodnię i karę" Tołstoja (sic!). Jest jednak w bezradności Pnina coś niezwykle czułego i naiwnego - chciałoby się powiedzieć: chłopie, wyjedź z tego kraju, to nie miejsce ani czas dla ciebie... Tylko po chwili przypominamy sobie, że przecież on nie ma dokąd wyjechać, a w podróży pomyli pociągi i pewnie zgubi bagaż. Pnin nie jest tylko profesorem na podrzędnym uniwersytecie, jest metaforą pewnego typu ludzi, jak najbardziej istniejących, chodzących po ulicach rzeczywistych miast, gubiących kapelusze i oglądających wiewiórki w parkach. Czasami aż korci, by zapytać, co oni zrobili panu Bogu, że są tak naiwnie dziecięcy? No, ale zdaje się, że Nietzsche pochował Boga, więc nie ma kto na to odpowiedzieć, a Nabokov aż do tronu niebieskiego nie apeluje :).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.