Dodany: 09.07.2004 12:55|Autor: Anitka
Niewiele śmiesznego
Po kilku ambitniejszych lekturach poczułam potrzebę, by dać odetchnąć mózgownicy, i w tym celu sięgnęłam po „Wilta” Toma Sharpe'a, książkę polecaną przez wszystkich naokoło. Bohater to niespełniony zawodowo wykładowca college'u, postać godna pożałowania i głęboko sfrustrowana z powodu konieczności ukulturalniania (głównie poprzez literaturę) grup rzeźników, murarzy czy mechaników. Po raz kolejny omija go awans, a w trakcie zajęć jeden z prymitywnych słuchaczy odreagowuje napięcie rozkwaszając mu nos. W życiu prywatnym dzieje się nie lepiej: Eva, jego stale niezadowolona żona o rozmaitych snobistycznych aspiracjach i umysłowości nastolatki, oczywiście uważa własnego męża za kompletnego nieudacznika; dołóżmy do tego nieudane pożycie seksualne i kredyt do spłacania na karku, a nasze własne problemy życiowe wydadzą się niczym wobec rozmiaru nieszczęść Wilta. Jedyną chwilę względnego spokoju ma wtedy, kiedy spaceruje wieczorem z psem i snuje fantazje o zamordowaniu swojej żony. Fantazje te ożywają szczególnie pod wpływem alkoholu, ale ich realizacja zdecydowanie przekracza jego możliwości. Gdy jednak Eva znika w niejasnych okolicznościach, policja ma poważne podstawy, żeby podejrzewać o morderstwo właśnie Wilta. Dalej będziemy świadkami przepychanek Wilta z policją, jak również przygód Evy, która w wieku trzydziestu czterech lat będzie miała w końcu okazję nieco otrząsnąć się ze swojej infantylności.
Ze względu na obecne w książce takie motywy jak środowisko, nazwijmy je, akademickie, przerysowane zderzenie kultury brytyjskiej i amerykańskiej czy dość bezpruderyjne potraktowanie erotyki, ustawiłabym Toma Sharpe'a na tej samej półce co Davida Lodge'a. Jednakże jeśli porównamy klasę dowcipu czy biegłość pióra, to, moim skromnym zdaniem, Sharpe nie dorasta Lodge'owi do pięt. „Wilt”, będąc lekturą z założenia śmieszną, łatwą i przyjemną, dla mnie osobiście okazał się niestety średnio zjadliwy. O ile wstępny zarys fatalnej sytuacji życiowej Wilta całkiem mnie rozbawił, o tyle opis dalszych perypetii bohaterów wydał mi się niemalże żałosny. Im dalej, tym gorzej. Slapstickowy humor, mało prawdopodobne zbiegi okoliczności, schematyczne aż do bólu postaci czy przewidywalne zakończenie, to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Autor, chcąc zapewne wykpić pewne cechy społeczeństwa, jak np. miernotę moralną i intelektualną elit oraz różne –izmy (jak choćby feminizm, seksoholizm, alkoholizm czy snobizm), przerysował większość postaci i wyolbrzymił pewne motywy, z czym jednak chyba trochę przesadził. Nie ma w tej książce miejsca na aluzję, na subtelną ironię; żart jest siermiężny, podany na tacy, zupełnie jak w telewizyjnej komedii sytuacyjnej: gdy bohater przewraca się na skórce od banana, a w tle słyszymy podłożony śmiech - wiemy, że to jest na pewno ten moment, w którym też się powinniśmy uśmiać. W rezultacie podczas lektury zdecydowanie częściej czułam zażenowanie poziomem dowcipu niż autentyczne rozbawienie.
Powyższe zarzuty mogą się komuś wydać niezbyt trafione w przypadku książki, której jedynym zadaniem jest dostarczyć prostej i niewyrafinowanej rozrywki, ale cóż ja poradzę, że nawet od tzw. „odmóżdżaczy” oczekuję jakiegoś poziomu. Poziomu dowcipu, chociażby.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.