Dodany: 03.10.2005 11:34|Autor: errator
Hercules Poirot i hipisi, czyli mały kryzys twórczy
Powieść, pomimo obecności w niej przesympatycznego detektywa, Herculesa Poirota, jest - moim skromnym zdaniem - wyjątkowo kiepska. Dzieje się tak z trzech powodów. Po pierwsze, autorka, skądinąd mistrzyni kryminałów zamkniętych przestrzeni, dżentelmenów i salonów, tym razem próbuje domieszać do fabuły nieco pościgów i życia. Niestety, efekt tego zabiegu bardziej przypomina parodię książki akcji, niż nią samą.
Druga rzecz to próba osadzenia fabuły w obyczajowych realiach Londynu połowy lat 60-tych, kiedy to powstawały tam pierwsze zręby kultury hipisowskiej. Problem polega jednak na tym, że realia te przedstawione są z pozycji starszej pani, która, po pierwsze - nie sposób nie odnieść takiego wrażenia - zna je tylko z gazet, a po drugie, zbyt często i zbyt na siłę próbuje być cool.
Trzecia sprawa, która może skutecznie zniechęcić do lektury, to przewijająca sie przez książkę postać znudzonej autorki powieści kryminalnych, niejakiej Ariadny Oliver. Jest ona, jak mniemam, alter ego samej Christie, ponieważ, tak jak i ona, stworzyła postać detektywa (tym razem jest to Fin, nie Belg), a jej utwory rozchodzą się w milionach egzemplarzy.
Niestety, panna Oliver ma z dnia na dzień coraz bardziej dość swego pisania i Fina, a pisze o nim jedynie dlatego, że posiada zobowiązania wobec wydawcy, co może tłumaczyć zarówno powstanie "Trzeciej lokatorki", jak i być powodem, by powieść tę omijać z daleka. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy sięgnąć po inne, doskonałe książki pierwszej damy kryminału, której gwiazdy na pewno nie przyćmi to jedno potknięcie.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.