Dodany: 23.08.2005 02:35|Autor: Aphte
Zmierzch bogów
Wiele już powiedziano o urodzie tej powieści, wiele zapewne zostanie jeszcze powiedziane. Krytyczne analizy poświęcone obrazowi Południa zawartemu na kartach tego romansu wypełniłyby zapewne małą biblioteczkę. Postaci głównej bohaterki – nieszablonowej i oryginalnej w swej konsekwencji (żeby nie nazwać tej cechy Scarlett po prostu uporem) – poświęcono wiele rozpraw. Ja też chcę dołożyć tu swoją cegiełkę.
Zanim jednak spróbuję wyjaśnić, w czym widzę wyjątkowość tej postaci, poświęcę dosłownie kilka zdań tytułowi powieści. "Gone with the wind", czyli "Przeminęło z wiatrem…". Bardzo trafiona metafora całej powieści. Jest to bowiem opowieść o świecie, który zniknął niczym za podmuchem wiatru. Właściwie nie był to podmuch, a czas burzliwych przemian. Skończyła się epoka dumnych plantatorów. Wojna secesyjna sprawiła, że dawne Południe odeszło w zapomnienie. Przeszłość można było znaleźć jedynie w zapachu starych miast i krajów, jak to w finałowej scenie określił Rhett. Narodziła się nowa jakość, a przystosowanie do zmienionej rzeczywistości nie było łatwe.
I w ten sposób dochodzę małymi kroczkami do oceny głównej bohaterki, co pozwoliłam sobie zapowiedzieć powyżej. Szesnastoletnią Scarlett O'Harę poznajemy w 1861 roku. Południe szykowało się wówczas do wojny, a wśród jego mieszkańców panowało przekonanie o jej rychłym końcu i zwycięstwie nad Jankesami. Dlatego nawet czające się widmo wojny domowej nie zburzyło sielankowej wizji. Wystarczyło jednak kilka lat, a stary porządek runął w gruzy. Świat, w którym żyła Scarlett, uległ diametralnej przemianie, a rzeczywistość, w jakiej przyszło egzystować bohaterom powieści, wymagała przystosowania się, zmiany poglądów, niekiedy zaprzeczenia ideałom. Na Południu narodził się biznes i, żeby utrzymać się na powierzchni, należało walczyć o byt, przetrwanie. Ci, którzy tego nie potrafili, ginęli. Naszej Scarlett nie brakowało ani energii, ani woli walki. To urodzona kobieta biznesu, wręcz zaprogramowana na sukces, jak gdzieś przeczytałam. Wprawdzie jej praktyczny stosunek do życia i bezkompromisowość graniczyły z okrucieństwem, ale nie sposób nie czuć dla niej podziwu. Była odważna, a ta cecha w każdych czasach budzi szacunek. Spryt, choć nie wszyscy wartościują go dodatnio, umożliwił jej egzystencję w czasach, które przetrwali tylko najsilniejsi. Dzięki tym cechom wyprzedziła czasy, w których przyszło jej żyć.
To trudne warunki zmusiły ją do walki o przetrwanie. Niestety, z czasem walka stała się celem samym w sobie, dlatego bohaterka straciła szansę na miłość. Nie zauważyła, że przez szereg lat u jej boku stał mężczyzna, który nie tylko ją kochał, ale i rozumiał doskonale. Zbytnio skoncentrowana na ustawicznym braniu się z życiem za bary, nie dostrzegła, że Rhett - jedyny na świecie - rozumiał jej determinację, cenił jej jakże niekobiecy zmysł praktyczny. Z takim mężczyzną, może cynicznym, ale i zaradnym, inteligentnym oraz namiętnie kochającym, mogła iść przez życie.
Samemu Rhettowi należałoby właściwie poświęcić osobną recenzję, podobnie jak Meli i Ashleyowi. Warto by się pokusić również o ocenę stosunku ludzi Południa do niewolników, odnieść się do kwestii wiarygodności obrazu Margaret Mitchell w tym względzie. Może jeszcze podejmę się tego zadania na stronach Biblionetki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.