Dodany: 15.08.2005 19:06|Autor: verdiana
Jak nie zwariować
Do napisania o tej książce zabieram się od 2 tygodni – bo o niej pisać trzeba, jak najwięcej, tylko co jeszcze można dopisać do tego, co opowiedział sam autor?
Ruben jest dzieckiem Wenezuelczyka i Hiszpanki. Nie ma jednak szczęścia. Rodzi się w Moskwie i natychmiast trafia do sowieckiego domu dziecka. Ma czterokończynowe porażenie, ale w pełni sprawny i bystry umysł. Mieszka razem z innymi fizycznie upośledzonymi dziećmi. Myli się jednak ten, kto sądzi, że w domu stworzonym specjalnie dla kalekich dzieci mają one opiekę. Nie mają. Są pozostawione same sobie, bez opieki, bez pomocy, bez rehabilitacji i oczywiście bez wózków inwalidzkich. Aby dotrzeć do łazienki, Ruben musi się czołgać po korytarzu, wykorzystując resztki zachowanej sprawności. Karmią go na ogół inne, sprawniejsze dzieci.
Dzieci pomagają same sobie, wzajemnie, uzupełniając się, do granic możliwości wykorzystując szczątkową sprawność, sprawniejsi opiekują się mniej sprawnymi. Na pierwszy rzut oka wydaje się to barbarzyńskie, ale z drugiej strony, paradoksalnie, te dzieciaki są lepiej przystosowane do życia niż niesprawne dzieci wychowane przez rodziców, często nadopiekuńczych. Jeśli wychowankowie tego domu dziecka nie trafią do domu starców zaraz po osiągnięciu pełnoletności (a to był standard), mają szansę sobie poradzić. Tak jak Ruben.
To trudna książka. Gallego opisuje swoje życie już z dystansu czasowego i z perspektywy człowieka, któremu w ostatecznym rozrachunku się powiodło (dom, żona, dziecko, praca), a mimo to jest to historia wstrząsająca. Nie łagodzi tego oszczędność słowa, skoro i tak wiemy, ile autora kosztuje wystukanie każdego zdania. Nie łagodzi też "łagodny" sposób narracji, bez obrazoburczości, bez wiwisekcji, bez szczegółowego opisywania niesprawności i ohydnych warunków w domu dziecka – wystarczy kilka słów nakreślających scenografię, a czytelnik wie już wszystko.
"Białe na czarnym" to, obok naszego polskiego "Bidula", kolejny dowód na to, że można wszystko, że nic nie ogranicza ludzkich możliwości, że wystarczy wiedzieć, czego się pragnie i dążyć do tego z całych sił. Bo Gallego miał jeszcze trudniej niż Maślanka, a przetrwał. I nie tylko przetrwał, ale i zatriumfował. Ta książka daje nadzieję jeszcze bardziej niż "Skafander i motyl" czy "Cholerna cisza". Otwiera na ludzi, na doświadczenie, uczy, jak każde doświadczenie, nawet to najbardziej traumatyczne, obrócić na swoją korzyść, jak z niego czerpać. Pozostaję pod wrażeniem Rubena Gallego, to człowiek wielkiego formatu. Koniecznie przeczytajcie jego książkę.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.