Dodany: 07.08.2005 00:23|Autor: Bozena

Świat jest szalony


Książka Anatola France'a, francuskiego pisarza żyjącego w latach 1844-1924, noblisty z 1921 roku, to powieść psychologiczno–socjologiczno-obyczajowa. Jej fabuła osadzona jest w realiach osiemnastowiecznego Paryża, tuż po rewolucji francuskiej lat 1793-1794. Autor przedstawia ponury klimat tamtych, naznaczonych cieniem gilotyny lat nie jako historyk, ale jako humanista. Wnikliwie przedstawia drogę, jaką przechodzą normalni ludzie, aby móc w imię opacznie pojętego patriotyzmu skazywać na śmierć niewinnych współobywateli, paryżan.

Poznajemy bohatera powieści, zwykłego, chciałoby się powiedzieć: normalnego, młodego człowieka, malarza Ewerysta Gamelina, i śledzimy mistrzowsko opisany proces jego przeobrażenia w zwolennika republiki, skazującego na śmierć wyimaginowanych jej wrogów. Podczas czytania ponosiły mnie złe emocje, ale wciąż miałam nadzieję, że Eweryst przejrzy, dostrzeże swoje własne czyny. Na próżno, bo machina rewolucji uczyniła malarza zbrodniarzem. On sam nie uważa się za zbrodniarza, o nie! On skazuje na gilotynę wczorajszych sąsiadów i przyjaciół, ale w swoim przekonaniu czyni to w imię słusznych celów.

A. France pokazuje szaleństwo, które ma się powtórzyć na jeszcze większą skalę w sowieckiej Rosji rządzonej przez Stalina: wczorajsi kaci dzisiaj stają się ofiarami. Eweryst, idąc na ścięcie, swoją winę widzi w zbytnim pobłażaniu. Zadziwiająca jest przemiana malarza w zaślepionego głupca i mordercę.

Autor nie epatuje czytelnika potwornościami ciągle pracujących krwawo gilotyn, jednakże realistycznie kreśli sylwetki ludzi bez sumienia, tytułowych bogów łaknących krwi, tych, którzy czuli się panami życia i śmierci ludzi mających sumienie.

Oswajając czytelnika ze zmianą nastroju, stopniowo, pisarz kreśli bardzo realistyczne, także humorystyczne wątki obyczajowe, ukazując normalne życie toczące się w cieniu gilotyn. Eweryst zakochuje się w przewrotnej kobiecie, a miłość do tej kobiety, jej postępowanie i wpływ na niego ugruntowuje proces przemian świadomości tego małego trybiku maszyny urzędniczej, jakim był Eweryst.

Życie obok gilotyn to galeria ludzkich postaw, charakterów, motywów... To nieuczciwe spekulacje i stanie ludzi uczciwych w ogromnych kolejkach po przydziałowy kawałek chleba, to puste kuchnie paryżan i ich głód. To także pikniki i zabawy, gry i zaloty młodzieńców do panien tak śmiałe, jak nigdy dotąd. Bo autor powiada, że za panowania Ludwika XVI trudno było nawet pomyśleć, by mężczyzna mógł dotknąć krzesła, na którym siedziała dama. Teraz... O, teraz nie tylko krzesła mógł dotykać! Miłostki w ogrodowych altankach i rozpaczliwe poszukiwanie sposobów na przeżycie - to przedstawiony w powieści obraz tamtych czasów.

Obok postaci fikcyjnych, autor umieścił w powieści, na drugim planie, także postaci historyczne. Orientujemy się jednak szybko, że przedstawione zostały nieco inaczej, niż opisane są w podręcznikach szkolnych. Maksymilian Robespierre to marny umysł, niezdolny pospiesznie rozstrzygać między prawdą a błędem, nie mówiąc już o kierowaniu republiką. Ten przywódca jakobinów umiał jedynie dużo mówić. Jean Paul Marat, zwolennik terroru, był próżny i łatwowierny. Sam podjudzał do wieszania spekulantów zbożem, by potem przedstawiać się mężem opatrznościowym. To tylko przykłady.

Ta powieść jest nie tylko o bezlitosnej, krwawej, nonsensownej rewolucji. Ona jest przede wszystkim o przeobrażeniach wewnątrz ludzi. To powieść o strachu zmieniającym się w rozpaczliwą, złą, niszczącą człowieka odwagę.

Po książkę sięgnęłam ze względu na sympatię do autora, dla jego języka, elegancji słowa - i tej nie brakuje w powieści - sięgnęłam dla jego wrażliwości i przemyśleń: głębokich, mądrych, bez wszechogarniającego pesymizmu, a ze śladami nadziei na istnienie humanizmu na świecie. Dla tej nadziei, także dla pogodnego nastroju, warto przeczytać powieść „Zbrodnia Sylwestra Bonnard” tegoż autora. W dziele „Bogowie łakną krwi” ta pogoda ducha autora zanika, przemienia się niemalże w urąganie, dotyka Istoty Najwyższej, staje się buntem przeciw szaleństwom tego świata. Ponownie ważne i aktualne jest odwieczne pytanie Epikura, na które pisarz chciałby, ale czy może odpowiedzieć?...

„Bóg albo chce przeszkodzić złemu i nie może, albo może, a nie chce, albo ani może, ani chce, albo może i chce. Jeśli chce, a nie może, jest bezsilny; jeśli może, a nie chce, jest przewrotny; jeśli ani może, ani chce, jest bezsilny i przewrotny; jeśli zaś i może, i chce, to dlaczegóż tego nie czyni?”*...

Książka „Bogowie łakną krwi” nie jest lekturą relaksującą, ale jest godną przeczytania chociażby przez tych, którzy chcą zweryfikować swoją wiedzę historyczną z okresu rewolucji francuskiej. Warta jest także przeczytania dla walorów języka, który tchnie wykwintnym stylem minionej epoki, a z pewnością obejrzeć się za siebie, poznać starszych mistrzów słowa, zawsze warto. Styl Anatola France'a jest po prostu elegancki. Elegancja nie starzeje się.

---
* Anatole France, "Bogowie łakną krwi", przeł. Jan Sten, "Czytelnik", 1985.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11031
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: chrispu 29.07.2008 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka Anatola France'a,... | Bozena
Książka jest niesamowita. Inne spojrzenie na rewolucję francuską, odmienne od tego co uczono w szkołach. Musiałem po przeczytaniu sięgnąć do opisów rewolucji by dokładnie zrozumiec co się wtedy wydarzyło.
Generalnie strasznie to dołująca powieść - ale ciekawa - jeśli nie będzie się przejmować za bardzo losem bohatera. Bardzo szybko się czyta - może dlatego, że człowieka z czasem zaczyna wkurzać główny bohater i chciałaby jak najszybciej "posłać go na gilotynę". Ja nie wytrzymałem - przeczytałem kawałek końca. I potem już się lekko czytało.
Użytkownik: Bozena 01.08.2008 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka jest niesamowita.... | chrispu
1/ Właśnie: malarz, a potem... kat. Eweryst Gamelin to „piękny okaz łotra” - mówiąc słowami Anatola France’a, bo Eweryst piękne cnoty miał, jak choćby poświęcenie dla państwa, uczciwość czy „zimny rozum”, ale to właśnie przez nie słał pod topór gilotyny wczorajszych przyjaciół i sąsiadów;

2/ właśnie: co prawda moja szkolna edukacja jest już dalekim, bardzo dalekim echem, ale, jak chyba zauważyłeś, i ja zwróciłam uwagę (pamiętałam z lekcji) na rozdźwięk pomiędzy tym, czego uczono nas a opisem rewolucji przez France’a, i opisem osobowości postaci wiodących jej, przeciwników i wrogów; sporów, ale i poważnych konfliktów już u źródła: wewnątrz klubów rewolucyjnych kordelierów z przywódcą Maratem, i w najbardziej radykalnym klubie jakobinów z Robespierrem na czele. Straszne to wszystko. Świat jest naprawdę szalony. Dość powiedzieć, że gilotyna, to wynalazek... rewolucjonistów, ale i tak, na przykład, dla przeciwniczki rządów terroru, żyrondystki i zabójczyni Marata, zanim ścięto ją, żądano chłosty, wplecenia jej w koło, ćwiartowania, bo gilotyna miała być... zbyt łagodna;

3/ wiesz - France nie pozwolił na „zdołowanie” czytelnika do końca. Zauważ jak świetnie wplata przemyślenia o treści dalekiej od centrum rewolucji, od placu Delfiny, jak ciekawie, i z humorem zajmuje się obyczajnością paryżan, pisze też o handlu, czy raczej o braku jego, o sztucznym obniżaniu akcji, słowem: o spekulacjach w dogodnym przecież dla spekulantów okresie, i tak dalej. Inaczej, książka – lektura jej - byłaby istną torturą dla wielu z nas;

4/ ucieszył mnie Twój komentarz; po trzech latach... pierwszy na tej stronie; i miło mi, że oceniłeś dzieło Anatola France’a (to jeden z moich ulubionych pisarzy) – najwyżej jak można było. Wiesz, ja kobietą jestem, no i... piątka wystarczy. :))

Dziękuję, i życzę udanych spotkań z lekturami pasjonującymi.



Użytkownik: WBrzoskwinia 03.10.2008 16:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 1/ Właśnie: malarz, a pot... | Bozena
Coś tu nie gra w sprawie szkolnej edukacji: jaki rozdźwięk? Uczyli Was o Rewolucji, a o Terrorze nie, czy jak? Chodziłem do szkoły na tyle dawno, że pewnie uczyliśmy się z tych samych podręczników, wtedy nie było wyboru. Trzeba się było obkuć przyczyn, Bastylii, Wolności-Równości-Braterstwa, Dantona, Robespierre'a i gilotyny, skutków - a w podręczniku był i obrazek sali gry w piłkę ze zbiórką Stanu Trzeciego, gdy się ogłosił Zgromadzeniem Narodowym, i obrazek satyryczny "Robespierre gilotynuje Francję". Od razu było jasne, że medal miał dwie strony. Dlatego sądzę, że uczono nas jednak dwóch oblicz Rewolucji, choć twierdzicie, że jednego. Co prawda, to może być też kwestia nauczycieli, ja akurat miałem szczęście trafić na bardzo dobrych. O ile wiem, teraz też w podręcznikach są nadal obie strony.
Toteż wedle tego, co ja ze szkoły pamiętam, zgoda na wszystko, co o Rewolucji piszecie - z jednym wyjątkiem: nie ma zgody, że ona była nonsensowna. Aha, no i jeszcze detal: nie rewolucjoniści wynaleźli gilotynę, tylko medycy, rewolucjoniści wprowadzili ją do użytku.
Użytkownik: Bozena 03.10.2008 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś tu nie gra w sprawie ... | WBrzoskwinia
„Idzie o to, że masowa wiedza na temat tych wydarzeń jest jednostronna - nacisk kładzie się na Wolność, Równość i Braterstwo a pomija zupełnie, jak w praktyce wyglądała realizacja tych haseł przez ludzi, którzy je głosili”.

To słowa Bohuna, który odpowiedział Ci pod recenzją „Korsarza” Korsarz (Conrad Joseph (Conrad-Korzeniowski Joseph; właśc. Korzeniowski Józef Teodor Konrad))
Pod nimi się podpisuję; na dłuższą odpowiedź mnie nie stać; idąc tokiem Twojej myśli musiałabym powiedzieć, że wszystkie zbrodnie ludzkości nie były nonsensowne. A tak nie powiem. Zresztą mam słabą konstrukcję psychiczną, by o tym mówić szerzej, może traumę jakąś, nie wiem, bo dzisiejszej nocy, gdy na chwilkę położyłam się po napisaniu komentarza do Bohuna – śniło mi się (możesz uśmiechnąć się jak chcesz), że za moment będę... rozstrzelana (nie zgilotynowana a rozstrzelana). Pomyślałam we śnie, że to tylko chwila, i bez histerii, z godnością, jak Maria Antonina, wyrok przyjąć miałam; zobaczyłam też kogoś ważnego dla mnie... za późno już.

Bohun, bardziej mnie zna, ale też nigdy zaczepności w słowach Jego nie dostrzegam, Twoje dziwnie odbieram, bo nie możesz kwestionować tego, co ja słyszałam w swojej ławie szkolnej (pomijam moje samodzielne dociekania).

I jeszcze jedno: masz rację (choć niezupełną, bo medycy głowili się później niż w XIII w.), tak, urządzenie podobne do gilotyny znane było już w XIII wieku (teraz widzę, że nie pierwszy raz w swoich wypowiedziach gnam), ale chodziło mi o ten „użytek” właśnie (bomba atomowa też jest wynalazkiem fizyków, a niekoniecznie fizycy pierwsi jej użyli) i nie tamtego pierwotnego urządzenia, a o unowocześnioną gilotynę z ukośnym ostrzem, kiedy to jednorazowe cięcie pewne jest, i o to mi chodziło, że pierwsi zastosowali ją francuscy rewolucjoniści. Dodam: na tak ogromną skalę! Trzeba mi bardziej uważać w każdej wypowiedzi.
Dziękuję za komentarz i za uwagę.



Użytkownik: WBrzoskwinia 07.10.2008 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: „Idzie o to, że mas... | Bozena
1. Ponieważ o Terrorze uczą w szkole - to znaczy, że nie jest pomijany. 2. Stawiasz sprawę nonsensowności w taki sposób, z którego wynika, że Wielka Rewolucja Francuska i zbrodnie to jedno i to samo, i nic poza tym (przypominam, że to jednostronne, w wypowiedzi pod tekstem Bohuna protestowałem przeciw takiemu właśnie redukowaniu sprawy do czarnej strony medalu; to na pewno nie ma nic wspólnego z postulowanym przez Bohuna wyważaniem spojrzenia na historię, więc za podpisanie się pod nim nie sposób tego uznać). Idąc tokiem takiego rozumowania, skoro np. wojna to zbrodnia, należało siedzieć cicho, ustąpić korytarz w 1939 roku, zachować pokój za wszelką cenę (kto wie, jaka by ta cena być musiała?). 3. Nikogo nie zaczepiam, nie kwestionuję tego, kto co w ławie szkolnej słyszał - stwierdzam tylko, co widział: obie treści i oba obrazki w dawnym podręczniku do liceum i technikum były, w dzisiejszych podręcznikach też obie strony medalu są. Skąd zaś się bierze, czy i na jaką skalę, wskazywana przez Was jednostronność dotycząca białej strony, to nie moja rzecz, tego nie mam skąd wiedzieć (twierdzicie, że powszechna, stawiam tu znak zapytania; dowodem, kto ma rację, mogą być tylko wyniki statystycznych badań, więc musimy pozostać przy pytajniku, a nie przy pewniku - a stawiacie to jako pewnik).

Masz rację, że się uśmiechnąłem na Twe słowa o śnie - bo ja miewam dokładnie to samo, mnie się też czasem śni historia; bardzo dobrze Cię rozumiem: na mnie to też tak działa, stąd uśmiech. Mnie też morza krwi przelanej w ciągu wieków nie są obojętne, lecz na nich rzecz się nie kończy, znaczenia historii nie sprowadzają się tylko do tego. Tak, rewolucji i wojen powinno nie być, one powinny być niepotrzebne, my-ludzkość powinniśmy mieć więcej rozumu, rozsądku, szacunku. Ale były i są. Myśląc o nich, poznając je, zamknąć się w jednej stronie medalu i sprowadzić wszystko do nonsensu - to właśnie odebrać sobie możliwość zrozumienia, rozsądzenia, szanowania, a tak nie można. I mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego, co piszę, w kategoriach "skórka warta-nie warta wyprawki", albo "gdzie drwa rąbią... itd.", bo ja też wiem, jak i Ty, że ludzie to nie drwa. Ale i wiem, i czuję przez skórę (a czasem mi się śni), że czasem bywa tak, że są nie jak drwa, lecz są jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec - jeśli tak trzeba. To właśnie do mnie dociera najmocniej, najgłębiej, a nie sama tylko krew - i pewnie to jest ta główna między nami różnica w tych klockach.
Użytkownik: WBrzoskwinia 09.10.2008 19:57 napisał(a):
Odpowiedź na: „Idzie o to, że mas... | Bozena
Olgo i Bohunie! Dodatek po zastanowieniu: ja czytam wszystko bardzo dosłownie, "tak" to tak, "nie" to nie, "w szkole" to w szkole itd. Toteż ja Wasze wypowiedzi odebrałem tu jako zarzut do szkoły (mam wrażenie, że z kolei Olga odebrała moją wypowiedź jako zarzut do siebie). Teraz przypuszczam, że posłużyliście się poniekąd skrótami myślowymi. Chodziło Wam o to, że większość z nas ma schemat pozytywny pojmowania Wielkiej Francuskiej, za którym negatywny zniknął, co bierze się z rozłożenia akcentów w trakcie nauki szkolnej oraz z tego, że potem oczywiście się mnóstwo zapomina, więc zostaje w pamięci sam pozytyw, a Terror znika - tak? Jeśli tak, zgoda, ale jeśli winicie za to szkołę, to mam nadzieję, że przytoczona przeze mnie zawartość podręcznika przekonuje Was w tej sprawie. Co zaś do schematu: oczywiście, że taki jednostronny jest wykrzywiony, więc oczywiście, że warto go poprawiać; ja tylko, no racja, nie tyle proszę, co rzeczywiście nalegam, żeby go niechcąco nie wykrzywić w drugą stronę. Jeśli fakt nalegania lub jego sformułowanie czytał się jako personalny zarzut, to przepraszam, takiej intencji nie było, nawet niezamierzonej.
Użytkownik: Bozena 10.10.2008 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo i Bohunie! Dodatek p... | WBrzoskwinia
"Chodziło Wam o to, że większość z nas ma schemat pozytywny pojmowania Wielkiej Francuskiej, za którym negatywny zniknął, co bierze się z rozłożenia akcentów w trakcie nauki szkolnej oraz z tego, że potem oczywiście się mnóstwo zapomina, więc zostaje w pamięci sam pozytyw, a Terror znika - tak?"

Doceniam, że zastanowiłeś się, Brzoskwinio.

"Co zaś do schematu: oczywiście, że taki jednostronny jest wykrzywiony, więc oczywiście, że warto go poprawiać; ja tylko, no racja, nie tyle proszę, co rzeczywiście nalegam, żeby go niechcąco nie wykrzywić w drugą stronę."

Myślę, że należy ten schemat poprawiać, co czyniło wielu, w tym, jeśli przyjąć istotę naszych rozważań, J. Conrad, i A. France.
Użytkownik: WBrzoskwinia 10.10.2008 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "Chodziło Wam o to, ... | Bozena
Zastanowienie właściwie wzięło się z docenienia Twego snu, a zwłaszcza Twego "Trzeba mi bardziej uważać w każdej wypowiedzi". Na słowa, zwłaszcza własne, naprawdę warto uważać. Gdyby nie sformułowanie, sprawy szkoły by nie było. Z drugiej strony, popatrz, gdybym nie czytał dosłownie, byłaby sprawa "obozu koncentracyjnego założonego przez Francuzów", bo przeczytałbym to jako "francuski obóz koncentracyjny", ale to już detal.
Użytkownik: Bozena 10.10.2008 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanowienie właściwie w... | WBrzoskwinia
"Trzeba mi bardziej uważać w każdej wypowiedzi"

To zdanie odnosiło się do kwestii gilotyny. I dobrze o tym wiesz! Podziękuję Ci za te wszystkie erystyczne chwyty!

O co Ci znowu chodzi? Napisałam: "obozu koncentracyjnego założonego przez Francuzów". Zostaw mnie w spokoju. "To już detal".

Użytkownik: WBrzoskwinia 10.10.2008 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: "Trzeba mi bardziej ... | Bozena
A ja myślałem, że odnosiło się do każdej wypowiedzi.
A co do obozu: określenie "obóz koncentracyjny" ja czytam dosłownie, natomiast wg schematu odczytania przyjętego przez większość to jest obecnie rozumiane nie dosłownie, lecz w znaczeniu "obóz zagłady typu hitlerowskiego"; a takich Francuzi nie zakładali.
A w ogóle: chodziło mi o to, żeby Ci przekazać, że moje zastanowienie, które doceniasz, to nie tylko moja zasługa: ono pośrednio było skutkiem Twojej otwartości w sprawie snu oraz Twego wniosku w sprawie uważania na słowa. Skoro to budzi niepokój, to daję spokój.
Użytkownik: Bozena 10.10.2008 12:23 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja myślałem, że odnosił... | WBrzoskwinia
Jeśli tak myślałeś, to nic, tylko powinnam uważać, że nie czytasz cudzych tekstów ze zrozumieniem; moje wrażenia są jednak inne.

Masz jakąś misję do wypełnienia? Pytanie retoryczne.

"obóz zagłady typu hitlerowskiego";

To nadinterpretacja!

Nie napisałam: obóz zagłady a koncentracyjny!

Chcesz mieć ostatnie słowo? Proszę.
Użytkownik: WBrzoskwinia 11.10.2008 02:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli tak myślałeś, to ni... | Bozena
Nie. Zamykam się i siedzę cicho. Tyle tylko dodam, że jeśli czymkolwiek uraziłem, to niechcąco. Wiedząc, ze nie intencje się liczą, tylko fakty - przepraszam.
Użytkownik: Tajson 26.11.2010 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie. Zamykam się i siedzę... | WBrzoskwinia
„Poznajemy bohatera powieści, zwykłego, chciałoby się powiedzieć: normalnego, młodego człowieka, malarza Ewerysta Gamelina, i śledzimy mistrzowsko opisany proces jego przeobrażenia w zwolennika republiki, skazującego na śmierć wyimaginowanych jej wrogów.”

Nie podzielam opinii, że proces przemiany bohatera jest opisany „mistrzowsko”. Właściwie dowiadujemy się tylko, że nastąpiła ewolucja jego postawy z umiarkowanej na radykalną, ale bez przedstawienia przyczyn. To istotny brak. Brakuje także szerszego przedstawienia wydarzeń, czyli przybliżenia przebiegu rewolucji, wyjaśnienia w jaki sposób Jakobini doszli do władzy i dlaczego zostali obaleni, przedstawienia przyczyn terroru, uwarunkowań zewnętrznych i wewnętrznych takiego biegu wydarzeń. Nie idzie o rozprawę naukową, ale krótki rys historyczny, żeby czytelnik miał pojęcie o tych wydarzeniach.
Podsumowując ewolucja bohatera powinna być przedstawiona na tle wzmagającego się terroru jakobińskiej dyktatury. Zabrakło opisu tej ewolucji i tła historycznego, co powoduje, że na historię patrzy się ahistorycznie przez moralizatorskie okulary. Takie patrzenie prowadzi do emocjonalizmu i jest zupełnie jałowe poznawczo, bo nie pozwala zrozumieć rzeczywistych mechanizmów historii.
Użytkownik: A.Grimm 09.11.2013 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: „Poznajemy bohatera powie... | Tajson
Wartość tej książki nie leży w historycznym ujęciu ani jej walorach poznawczych, tylko w humanizmie i doskonałym skontrastowaniu sylwetek Brotteauxa, Longuemare'a, Atenais z postacią Gamelina. Bo jakoś dziwnym trafem natura ludzka nie może nigdy dać się związać ideałom rewolucjonistów i zawsze prędzej czy później kończy się terrorem. Spojrzenie Brotteauxa jest do cna ludzkie, a nie utopijne.

A jeśli chodzi o wcześniejszą dyskusję, to zajrzałem do podręcznika historii, z którego uczyłem się w licealnych latach i odkryłem, że nie ma tam słowa o Wandei, rzeziach wrześniowych, szaleństwie Marata - Przyjaciela Ludu, który, jak to ładnie zostało ujęte, krytykował monarchię. Ot, mowa tylko o terrorze jakobińskim. To wszystko.
Użytkownik: A.Grimm 05.12.2010 13:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Książka Anatola France'a,... | Bozena
Recenzja ma już 5 lat, a gorąca dyskusja toczyła się dwa lata temu i, chociaż brałem pod uwagę napisanie własnego tekstu, postanowiłem wypowiedzieć się tutaj.

Na wstępie muszę podpisać się pod pewnymi tezami obecnymi w komentarzu Tajsona i jednocześnie nie zgodzić się z opinią wyrażoną w recenzji. Ewaryst (istnieją dwie wersje jego imienia?) od początku był zwolennikiem Republiki. Jego sylwetka jest słabo naświetlona w początkowych partiach utworu, potem schodzi nieco na drugi plan na rzecz wątku związanego z panem Brotteaux i ojcem Longuemare, by pod koniec wystąpić z całą siłą swego rewolucyjnego szaleństwa i pasji gilotynowania. Dlatego też uważam, że mówienie o perspektywie psychologicznej w przypadku tej książki nie do końca jest uzasadnione. Nie ma tu wyraźnego przeobrażenia ani jakiegoś stopniowego dochodzenia do krwiożerczej postawy z końca powieści. Gamelin zdradza się ze swoim rewolucyjnym opętaniem dość wcześnie. Oto jeden z przykładów:

"- Nie dość jednego Trybunału Rewolucyjnego - rzekł malarz. - Powinien by być w każdym mieście. Co mówię? W każdym powiecie, w każdej gminie! Trzeba, aby wszyscy ojcowie rodzin, wszyscy obywatele byli sędziami. Gdy naród znajduje się pod armatami wrogów i sztyletami zdrajców, pobłażliwość jest ojcobójstwem. (...) Niech gilotyna ratuje ojczyznę." [1]

Używając określenia pana Brotteaux należałoby stwierdzić, że Ewaryst Gamelin był "przedmiotem" od samego początku, co też pokazuje jego enigmatyczność, doktrynerska pasja i zaślepienie. Wprawdzie Anatole próbuje stworzyć drugi plan, na którym toczy się życie Gamelina, - jego miłość do Elodii - ale jest on mało przekonujący. Jeszcze mniej przekonujący, kiedy próbuje powiedzieć czytelnikowi, że Ewaryst rozmawia ze swoją wybranką językiem Saint-Preuxa z "Nowej Heloizy". Niestety, nic w powieści nie wskazuje na to, żeby był on do tego zdolny.

Nie znosiłem tych braków źle. Ani dość ubogie tło historyczne, ani mało przekonująca psychologiczna konstrukcja bohaterów, nie uwierały mnie. Czytałem powieść na większym poziomie ogólności; na poziomie wspomnianego w recenzji humanizmu. Wolę to określenie od deprecjonującego "moralizatorstwa". I uważam, że na tym polu Anatole poradził sobie bardzo dobrze, nie popadając w jakieś skrajnie perwersyjne akty ekstatycznego sadomasochizmu jak chociażby Sienkiewicz w "Quo Vadis". Żadnych trywialnych, naturalistycznych obrazów umierania na co trzeciej stronie. Może ujawnia się w tym wspomniana przez autorkę recenzji elegancja językowa Anatole'a i jego niechęć do takich skrótów emocjonalnych? Jakkolwiek by nie było, jest to na duży plus dla powieści. Nie przeszkadza mi więc to, że mamy w książce opozycję człowieczeństwa i krwiożerczości zgoła nic z człowieczeństwem nie mającej wspólnego. Jest Brotteaux ateista i ojciec Longuemare, którzy pomimo odmiennych poglądów spotykają się w tym najważniejszym punkcie, a więc wspomnianym człowieczeństwie, które pozwala im nie tylko razem mieszkać, ale i zaprzyjaźnić się. Ten wątek mnie ujął i przez dłuższy czasy wynosiłem go ponad dość niewyraźną charakterystykę Ewarysta i jego losów. Z każdą kolejną stroną postawa i szaleństwo Gamelina przerażały mnie jednak coraz bardziej. W mojej głowie unosiło się pytanie: "Czy on zachował jeszcze cząstkę człowieczeństwa" albo "W którym momencie ją stracił". Podobne pytania zadawała sobie matka Ewarysta. I zrozumiałem, że dobrze się stało, iż nie dostaliśmy w powieści solidnej wykładni psychologicznej. Bo właśnie ta jednostronna perspektywa z zaledwie zaznaczonymi i wyjątkowymi aktami człowieczeństwa (ofiarowanie chleba głodującej kobiecie) eksponuje tragizm Gamelina. Ostatnim akordem tego tragizmu jest jego konstatacja, iż nie przysłużył się dobrze Republice, bo był zbyt...pobłażliwy. Przerażające i dające do myślenia. Bo przecież w tej samej powieści mamy przykłady ludzi prezentujących coś zupełnie innego. Dalszym odbiciem Gamelina wydaje się Robespierre, którego poznajemy tylko z relacji innych. Także jego wypowiedzi są relacjonowane, a to buduje niesamowity dystans. Scena, w której Nieprzekupny idzie z psem na spacerze jest fenomenalnym obrazem. Miałem wrażenie, jakbym obserwował 'smutnego boga'. I pojawiły się podobne pytania, jak w przypadku Gamelina: czy nosi on w sobie pierwiastki człowieczeństwa?

"Bogowie łakną krwi" to też powieść antyludowa i antydemokratyczna, chociaż nie zwraca się na to często uwagi. Lud jest chorągiewką, bezmyślną zbieraniną, która chce jeść i się bawić. Dość szybko obojętnieje na rewolucyjne hasła, kiedy widzi, że nie dają mu one jedzenia, a wręcz przeciwnie - przynoszą nędzę i głód. Swoje bierne cielsko podnosi tylko wtedy, gdy wskaże się wroga. Tego też trzeba od czasu do czasu zmienić, bo inaczej nawet lud zacznie się zastanawiać i niecierpliwić. "Jak to, na szafot poszło już kilkadziesiąt tysięcy rojalistów, a my dalej jesteśmy głodni?", więc za łeb bierze się jakobinów. Lud jest potworną masą i ta konstatacja przebija z książki. Ludzie w kupie są też agresywni i prymitywni. Z powodzeniem denuncjują swoich znajomych za kilka franków. Kiedy zaczyna się schlebiać ludowi, prymat bierze też gorsza sztuka. Architektura jest marna, malarstwo również - bo to schlebia gustom ludu. Lud nie nosi w sobie siły twórczej. Jest tylko środkiem w rozbudzaniu chaosu, rzezi i zniszczenia.

I na brzegu jeszcze jedno małe pytanie. Nie wiem bowiem, co masz na myśli pisząc, że Elodia była przewrotna. Czy ja coś przeoczyłem? Przyznaję, że tamten akapit nieco mnie zaskoczył. Mogłabyś go rozwinąć?

Jeśli chodzi o dyskusję, jaka tu się później toczyła, to wydaje mi się, że była ona skazana z początku na porażkę. WBrzoskwinia zdaje się traktować Rewolucję Francuską jako konieczność dziejową. Dla mnie przewrót majowy, który zabrał ponad 100 istnień (albo i więcej, nie chcę już teraz sprawdzać) był niepotrzebny, karygodny i jak najbardziej możliwy do uniknięcia. Rzeź, która pochłonęła ponad 200 tysięcy istnień jest nonsensem, chyba, że ktoś wierzy w to potworne powiedzenie, iż "cel uświęca środki". Ale skądś się musieli brać rewolucjoniści, bolszewicy, itd.

Pozdrawiam

Użytkownik: Tajson 04.07.2011 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja ma już 5 lat, a ... | A.Grimm
"Ale skądś się musieli brać rewolucjoniści, bolszewicy, itd."


Historia ludzkości nie jest historią ludzkiego myślenia, rozwoju myśli na zasadzie, że oto siedzieli sobie ludzie i wymyślali filozofie, religie, ideologie, które następnie kierowały rozwojem świata. To jest ujęcie idealistyczne (w sensie filozoficznym, a nie potocznym), które ludzie często wyznają, bo wydaje się oczywiste. Wszystko co się dzieje jest rezultatem ludzkiego myślenia, a zatem rozwój świata to wynik ludzkiej myśli. A zatem siedzieli sobie ludzie i dumali i wpadli na chrześcijaństwo, albo jakobinizm, albo nazizm, albo buddyzm, albo bolszewizm. To błędne ahistoryczne ujęcie sprawy.
W rzeczywistości historia ludzkości jest historią walki klasowej, która znajduje także wyraz w ludzkiej myśli, w religii, filozofii i ideologii. To jest materialistyczna optyka. Określone klasy, na określonym etapie rozwoju sił wytwórczych wyznają określone idee, które odzwierciedlają ich interesy i aspiracje. Za każdym nurtem ideologicznym/politycznym stoi określona klasa społeczna. Samo życie czyli rozwój produkcji materialnej rodzi klasy, które swoim interesom i aspiracjom nadają formę myśli, idei i całej ideologii, która następnie wpływa na przeobrażenie samego sposobu produkcji. W ten sposób feudalizm został zastąpiony przez kapitalizm (Wielka Rewolucja Francuska), a kapitalizm przez socjalizm (Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa). Klasa feudałów została obalona przez klasę kapitalistów, ale kapitalizm wytworzył kolejną klasę społeczną – klasę robotniczą, która obaliła klasę kapitalistów. Bolszewizm był tylko ideologicznym, politycznym i organizacyjnym wyrazem rozwoju świata, ideologiczną, polityczną i organizacyjną siłą klasy robotniczej w walce z klasą kapitalistów.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: