Dla odmiany kciuk w górę
Nie chcę dowodzić wyższości tej książki nad innymi, ani pisarstwa Masłowskiej nad warsztatem innych pisarzy.
Chciałbym jedynie, aby osoby, które nie czytały jeszcze tej książki, nie powzięły mylnego mniemania, że jest to tekst, z którym trzeba walczyć, aby nie zostać pokonanym, albo że wymaga on jakiegoś cierpiętniczego "przedzierania się przez". Tak można wywnioskować z większości powyższych recenzji i opinii...
Niniejszym zaświadczam, że lektura "Pawia królowej" przebiegła u mnie bez problemów i była ona źródłem niekłamanej przyjemności. Składnia jest nieco pogięta przez przeróżne inwersje, ale takie rzeczy zdarzają się nawet wieszczom, nawet w arcydziełach literatury polskiej. Po chwili niezbędnej na złapanie rytmu, czytanie staje się, wg mnie, sporą frajdą. Trudniejszy był chociażby Białoszewski w "Donosach rzeczywistości".
Być może jestem "nieprawidłowy", jeśli chodzi o datę urodzenia lub miejsce zamieszkania (rocznik 80, Warszawa), ale nie zauważyłem, aby ludzie wokół mnie byli tak wrażliwi na wulgaryzmy jak czytelnicy tego serwisu wypowiadający się o Masłowskiej. Przyznam, że w sytuacjach gniewu sam klnę jak szewc i moim zdaniem autorka przedstawiła stany poirytowania bohaterów, niestety, dość wiarygodnie.
Kto wie, czy nie tu właśnie leży problem. Ta książka nie ma na celu upiększania życia i nie pozwala uciec w "lepszy świat literatury". Owszem, lepszy w tym sensie, że bardziej nasycony, skoncentrowany (poloniści użyliby z pewnością słowa "hiperbola"), w przemyślany sposób skomponowany i podany czytelnikowi. Na pewno jednak nie jest przyjemne dla oka to, co zostaje pokazane. Tu zresztą dochodzimy do kolejnego stałego punktu krytyki, czyli: "ta książka jest o niczym".
Pomijam kwestię oczywistą (choć nie dla wszystkich), że są tu normalni, obdarzeni emocjami bohaterowie, którzy działając - realizują fabułę o dość normalnym poziomie skomplikowania. "Paw królowej" jest zjadliwą i groteskową, ale niemal szkolną w wydźwięku satyrą na mechanizmy budowania medialnej popularności, która dominuje w programach telewizyjnych, "ekskluzywnych" czasopisamch typu "Viva" i "Gala", oraz na inflację języka (choćby właśnie ta "ekskluzywność") próbującego tworzyć wartość tam, gdzie jej nie ma.
Jeśli coś można książce zarzucić, to że ta krytyka bywa w niektórych miejscach nazbyt przewidywalna. Często z góry wiadomo, komu i za co się oberwie, właściwie, gdyby nie styl wypowiedzi, to samo można usłyszeć co i rusz, nawet w kościele (bezmyślny konsumpcjonizm, pogoń za niewłaściwymi bałwanami, policjanci leniwi i nieudolni, piosenkarz głupi, manager oszust, a komputer ogłupia - trochę za łatwo to przełożyć na obiegowe opinie). Inne fragmenty są jednak smakowicie jadowite i wcale niebanalne, co wzięte razem z żywym, dźwięcznym językiem daje nam po prostu dobrą książkę.
PS. Te "150 stron hiphopowej nawijki" to trochę naciągane. Czasem jest to wyraźna stylizacja, gdzie indziej znika prawie zupełnie.
PS2. Masłowska uniknęła stosowania wielu wulgaryzmów, zastępując je neutralnymi określeniami: penis, pochwa itd. To chyba należy zaliczyć do plusów?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.