Dodany: 03.08.2005 15:51|Autor: pinkwart

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Zwodniczy punkt
Brown Dan

2 osoby polecają ten tekst.

Zwodnicze punkty odniesienia


Są autorzy, którzy po prostu mają pecha do szczęścia. Odnoszą kolosalny sukces, a potem jakieś fatum zamienia ten sukces w klęskę. To znaczy – dalej są wspaniałymi, powszechnie czytanymi autorami, ale mówi się o ich dziełach: no, co prawda to nieźle napisana książka, ale... I tu zazwyczaj następują argumenty z dziedziny zdecydowanie pozaliterackiej. Często polityczne lub ideologiczne. Niekiedy naukowe. Bywa, że po prostu inwektywy...

Inna rzecz, że każdy chciałby mieć tylko takie klęski. Dan Brown pewno sobie nie krzywduje, mimo że nie oszczędzono mu żadnego ataku. Głównie dostaje mu się za jego największy sukces - „Kod Leonarda da Vinci”, książkę paradoksalnie najsłabszą pod względem literackim i konstrukcyjnym. Ale adwersarze Browna zazwyczaj do warsztatu pisarskiego się nie ustosunkowują, podnosząc tylko aspekty religijno-historyczne książki, czyli kwestie rodzinnego życia Jezusa i jego dynastii. Do tego tematu będę chciał niebawem wrócić.

Zanim Brown napisał przebojowy „Kod”, słynął już w Ameryce jako autor popularnych powieści sensacyjnych, których akcja dzieje się na styku nauki i polityki. Jeśli przyjrzeć się dokładniej, to nawet „Anioły i demony” czy sam „Kod Leonarda” także świetnie wpisują się w ten schemat. A że nauka ma często charakter pozoru naukowości? No cóż - gra pozorów to jeden z podstawowych elementów powieści sensacyjnych... Nie inaczej jest w ostatnio wydanej u nas książce Dana Browna o fatalnym tytule „Zwodniczy punkt” (w oryginale „deception point”, czyli jakby „istota oszustwa”, też nie najlepiej...).

W głębokich warstwach arktycznego lodowca naukowcy NASA odnajdują wielki meteoryt, zawierający skamieliny stawonogów. Dowód na istnienie życia poza Ziemią pojawia się w najwłaściwszym momencie - kiedy autorytet agencji kosmicznej i popierającego ją prezydenta, walczącego o reelekcję, jest poważnie zagrożony. Kilkoro niezależnych naukowców, mających uwiarygodnić odkrycie, dopatruje się jednak paru wątpliwości, które podważają autentyczność znaleziska. Rozpoczyna się wyścig z czasem i ze śmiercią, bowiem tajna rządowa agencja, dysponująca znakomitymi fachowcami i świetnym sprzętem do zabijania, nie zamierza dopuścić do tego, by sprzeczne z interesami NASA spostrzeżenia wyszły na jaw.

I co z tego, że opisany już na pierwszych stronach latający robot-zwiadowca wielkości komara z kamerą na grzbiecie, w razie potrzeby potrafiący zabijać, budzi uśmiech tak samo, jak wynalazki słynnego „Q” z filmów o Jamesie Bondzie? I co z tego, że wydobywanie skamienielin z dna liczącego 11 kilometrów głębokości Rowu Mariańskiego wydaje się mniej prawdopodobne, niż rzeczywiste odkrycie półmetrowych krewetek w pasie planetoid? To przecież powieść, a nie podręcznik walki dla agentów specjalnych! Inna rzecz, że gdy Jules Verne opisywał podwodny świat odkrywany przez „Nautilusa” lub podróż w pocisku na Księżyc, także wystawiano mu kiepskie oceny z fizyki i biologii. Wszystko zależy od punktu odniesienia naszego rozumowania, a ten bywa niekiedy mocno zwodniczy. Brown przekonująco sugeruje, że to, co wiemy o technice wojskowej, stanowi wersję o kilkanaście lat starszą od rzeczywistości... Na wszelki wypadek więc strzeżmy się komarów, na które nie działa "Offf"...

Brown skonstruował powieść zgodnie z wszystkimi regułami sztuki pisania bestsellerów: niezwykle wartka akcja, wyraziste postacie bohaterów, zarówno ze świata polityki, jak i ze świata nauki (naukowcy w zasadzie stoją moralnie wyżej od polityków, ale na szczęście nic nie jest aż tak jednoznaczne, jak by mogło być...), aż dwie piękne kobiety (obie przeżywają mimo niesprzyjających okoliczności), dwie brzydkie kobiety (obie giną, ale ich specjalnie nie żałujemy), akcja toczy się w plenerach znanych zarówno z pierwszych stron gazet (Biały Dom), jak i z telewizyjnych programów popularnonaukowych, w ucieczce przed Kostuchą pojawia się zarys romansu, w dodatku rozwiązanie - choć w zasadzie przez uważnych czytelników przewidywane mniej więcej od połowy powieści - jednak, mimo wszystko, zaskakuje. Nie brakuje momentów dramatycznych, czy wręcz strasznych, ale i humor - szczególnie w dialogach - pojawia się też często. Konflikt polityczny zostaje rozwiązany ironicznie, romans zaś jest zwieńczony ładną sceną łóżkową w Sypialni Lincolna w Białym Domu (nie, nie prezydent ze stażystką...). Konstrukcja poprowadzona jest poprzez symultaniczne pokazywanie akcji z trzech perspektyw, niejako poprzez trzy wątki, które dopiero pod koniec powieści się spotykają, wreszcie krótkie, dynamicznie zaprezentowane rozdziały, przypominające poetykę ośmiosekundowych videoklipów MTV - czynią ze „Zwodniczego punktu” kapitalną lekturę na letni dzień (może nawet na letnią, krótką noc), i oczywiście świetny materiał na scenariusz filmowy. Tylko może niech Tom Hanks nie gra głównego bohatera. Chyba że negatywnego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 21303
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: tokuri 26.01.2006 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Są autorzy, którzy po pro... | pinkwart
Świetny komentarz. Czytało się go prawie tak fajnie jak książkę :)
Użytkownik: --- 01.07.2006 20:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Są autorzy, którzy po pro... | pinkwart
komentarz usunięty
Użytkownik: tokuri 01.08.2006 07:45 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Wiesz, mnie się wydaje, że wszystko zależy, z jakim nastawieniem się siada do książki. Ja nie oczekiwałem nic więcej jak typowego amerykańskiego filmu sensacyjnego i się nie zawiodłem. Bo po takich autorach chyba nie można się spodziewać nic więcej. Ale za to ich książki ogląda się tak dobrze jak te amerykańskie filmy, oczywiście pod warunkiem, że nie ma ich za dużo i znajdzie się miejsce na inną lekturę :)
Użytkownik: --- 01.08.2006 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, mnie się wydaje, ż... | tokuri
komentarz usunięty
Użytkownik: leszcz 15.10.2006 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Są autorzy, którzy po pro... | pinkwart
Bardzo rzeczowy i wyczerpujacy komentarz. Książka troche mnie zawiodła, nie umywa sie do "Kodu" czy nawet "Aniołów", ale czyta sie ją rzeczywiście szybko i przyjemnie. W sumie jest jednak dość przewidywalna - a owy "zarys romansu" jest tak pewny jak to, że główna bohaterka przeżyje. Za dużo science - fiction a mało realizmu szczególnie w dramatycznych sytuacjach głównych bohaterów.
Użytkownik: Przegro 03.12.2010 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Są autorzy, którzy po pro... | pinkwart
Swietna recencja, książka ciekawa
Użytkownik: J 08.12.2015 03:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Są autorzy, którzy po pro... | pinkwart
Oczekiwałem odskoczni w postaci porcji wciągającej i niewymagającej rozrywki - i w zasadzie to właśnie dostałem. Zastanawiam się tylko, dlaczego ci politycy są tak spolaryzowani. Tu akurat wszystko jest zupełnie jednoznaczne: urzędujący prezydent to idealista, tak krystalicznie uczciwy, że u nas by go ze trzy razy prewencyjnie ułaskawiono. Jego kontrkandydat z kolei tak do cna zepsuty, że nie tylko asystentka, ale i własna córka występuje przeciw niemu. Wręcz zacząłem podejrzewać Browna o jakąś polityczną propagandę. W końcu musiał pisać tę książkę w trakcie wyborów, w wyniku których Bush Junior zastąpił Clintona. Krytyk wydatków rządowych i zwolennik prywatnego biznesu - w książce to ten zły - pasuje do republikanina. Ale z kolei skandal obyczajowy to dzieło demokraty... Sam nie wiem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: