"Słoneczko"
Nie wiem, jak to się dzieje, ale istnieją książki, które mogę czytać nawet po kilka razy. Nie zawsze są to wyjątkowo ambitne czy ciekawe dzieła. Jedną z takich książek jest "Słoneczko" Marii Buyno-Arctowej. To jest książeczka dla dzieci. Opowiada historię jedenastoletniej osieroconej Marysieńki. Ze względu na swoją pogodę ducha i dobroć nazywana jest Słoneczkiem. Po śmierci mamy trafia ona do domu jej dawnej przyjaciółki, która okazuje się ubogą, schorowaną kobietą z trójką krnąbrnych bachorów, które są niezadowolone z jej przyjazdu i za wszelką cenę chcą do niego nie dopuścić lub przynajmniej uprzykrzyć dziewczynce życie. Jednak pod wpływem Marysieńki powoli się zmieniają, aż w końcu stają się tak samo dobre jak ona.
Powieść ta, mimo iż trochę zbyt przerysowana i sentymentalna, ma w sobie bardzo dużo wdzięku i jest szalenie pozytywna. Chyba dlatego ciągle do niej wracam. Chociaż dawno wyrosłam już z wieku, w którym czyta się tego typu powiastki, wciąż lubię tę książkę i podejrzewam, że jeszcze nie raz ją przeczytam, żeby sobie przypomnieć wrażliwość i sposób myślenia małych dziewczynek. Nawet teraz po (nie wiem już którym z kolei) przeczytaniu tej historii jakoś inaczej patrzę na świat i wiem, że gdy znów wyda mi się szary, brzydki i zły, przeczytam jeszcze raz "Słoneczko".
Myślę, że każdy od czasu do czasu powinien przypomnieć sobie jakąś ulubioną lekturę z dzieciństwa, bo to na pewno dobrze mu zrobi. W końcu miło jest na chwilę stać się jedenastoletnią dziewczynką wierzącą, że wszyscy są dobrzy i że ona zmieni świat na lepszy...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.