Dodany: 15.07.2005 17:30|Autor: verdiana

Książka: Małż [-]
Dzido Marta

Ekspiacja pokolenia Nic


Przyznam, że nie sięgnęłabym po tę książkę, gdyby nie słów kilka zasłyszanych w "Radioczułym Barbarzyńcy". Marta Dzido to to samo pokolenie co Dorota Masłowska, a więc kojarzy się raczej negatywne. W dodatku epatujący seksem fragment na okładce – dopełnia całości i odstrasza. W dodatku odstrasza tych, do których – jak wynika z treści książki – ta proza jest adresowana, a więc młodych wrażliwców, niepotrafiących się odnaleźć w obrazoburczym i pustym Widowisku obecnej rzeczywistości, buntujących się przeciwko sztywnym i bezsensownym normom społecznym.

Taki właśnie wrażliwiec jest bohaterem książki – Magda ma 24 lata, skończyła studia i nie potrafi znaleźć swojego mężczyzny, pracy, siebie. Ale czy na pewno nie potrafi? Czarno na białym widać, że raczej nie chce. Nie chce, bo nie akceptuje norm, bo nie podobają jej się wymagania pracodawców, bo nie akceptuje fałszu i obłudy, uśmiechu przyklejonego do twarzy, płaszczenia się nawet przed najgłupszymi klientami. Nie chce wciskać ludziom kitu w telemarketingu, nie chce ich namawiać na chłam, nie chce przymykać oczu i udawać, że jeśli się o czymś nie mówi, to tego nie ma. Nie chce umownych komunikatów, nie chce "wiedzieć, o co chodzi".

Odludek, indywidualistka, wie, że nie pasuje do tych ciasnych norm i z premedytacją nie próbuje nawet do nich pasować. Sama siebie skazuje na alienację. Nie pozwala się nikomu do siebie zbliżyć i sama też nie szuka nikogo bliskiego, nikogo myślącego i czującego podobnie. Czeka, aż taki ktoś sam przyjdzie.

Książka jest przerażająca. Optymistyczna, różowa wersja okładki niech nie zwiedzie czytelnika. To obraz naszych chorych czasów. Coraz więcej w nich techniki, socjotechniki, jedna po drugiej wyrastających korporacji, zdarzeń zmieniających się jak w kalejdoskopie, coraz więcej potencjalnych możliwości, a jednak coraz mniej i mniej ma świat do zaoferowania młodym gniewnym. Temat stary jak świat, powraca jak bumerang, Marta Dzido tylko ubrała go w jaskrawe szatki nowomowy, w manierę spolszczania anglicyzmów, w kulawą interpunkcję. Ale to nie powinno odrzucać. Za tym murem językowych eksperymentów, inaczej niż u Masłowskiej, kryje się coś istotnego, jakiś rozpaczliwy krzyk, jakieś wołanie, jakiś komunikat. Kto go dziś odbierze? Kto na niego odpowie? Do kogo trafi ten kaleki język?

Ta proza nie aspiruje do literatury przez duże L. Mam wrażenie, że to zwyczajny dziennik, zapis doświadczeń – autorki czy innych młodych. Opowieść ekspiacyjna, spowiedź z lęków. Uderza, że Magda nie ma absolutnie żadnych pragnień. Wie jedynie, czego nie chce – swoje pragnienia próbuje definiować przez negację, przez wyliczanie tego, czego nie akceptuje, ale to jest tyleż rozpaczliwe, co daremne, bowiem z tego nic nie wynika.

Sięgnąć warto, choćby dla walorów poznawczych.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6454
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: woy 15.07.2005 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że nie sięgnęła... | verdiana
Z punktu widzenia zawartości nie ma w "Małżu" nic nowego. Takie dylematy przeżywa każde wstępujace pokolenie, dekoracje się tylko zmieniają. Dla mnie ważne w tej książce było to, że w ogóle miała jakąś zawartość, jakąś treść istotną dla innych. Że ktoś może się tu odnaleźć ze swoimi lękami, że może się utożsamić, bo ma z czym. Najgorsze jest pustosłowie, znane skądinąd ;)
Użytkownik: verdiana 16.07.2005 08:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Z punktu widzenia zawarto... | woy
Z tym pustosłowiem też się niektórzy utożsamiają. :P Tylko ci, którzy się utożsamiają, raczej nie czytają... dlatego tam, wiesz, gdzie, target jest chybiony. :>
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: