Dziecinna tajemniczość
O co chodzi?
"Śniadanie u Tiffany'ego" jest dość krótką powiastką o 20-letniej Holly Golightly, która, mimo młodego wieku, przeżyła niejedno. Akcja toczy się w Nowym Jorku na początku lat 40-tych. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak zwykła opowieść o towarzyskiej panience, która z łatwością obraca się wśród bogatych nowojorczyków. I na najbardziej powierzchownym poziomie taka jest w rzeczywistości, ale od typowych "arcydzieł" o bogactwie, miłośći, zdradach (od których filmowych wersji aż roi nam się pod tytułami "Zbuntowany anioł", "Serce z kamienia" itd.; a to głównie zasługa krajów Ameryki Płd.) różni się świetnie zbudowanym portretem psychologicznym głównej bohaterki i ukrytym motywem "niechcianej dorosłości".
Powoli, skarbie ...
Jak już wspomniałem, Holly Golightly jest postacią, obok której nie można przejść obojętnie. Jej pochodzenie jest okryte płaszczem tajemnicy. Wiadomo natomiast, że w wieku 14 lat chciała zakosztować życia "na gigancie" wraz ze swoim bratem, Fredem. Wyczerpana, wygłodzona trafiła w końcu do starszego pana. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wyszła za swojego wybawiciela i ogłosiła się matką jego dzieci, które de facto były starsze od niej.
Ucieczka z domu rodziców tak jej się widocznie spodobała, że postanowiła uciec ponownie - tym razem z domu męża. Takim oto sposobem trafiła do Nowego Jorku, gdzie świetnie się zaaklimatyzowała i wkrótce stała się prawdziwą "lwicą salonów". Zarabiała dzięki prezentom, jakimi obdarowywali ją zakochani bezgranicznie mężczyźni.
Punktem odniesienia przy omawianiu jej psychiki jest podpis pod jej skrzynką pocztową - "Panna Holiday Golightly. W podróży". Holly, mimo pewnego bagażu doświadczeń, wciąż jest osobą infantylną, wciąż chce zostać dzieckiem, które w każdej chwili po prostu może uciec z domu. Jak sama wielokrotnie powtarzała, boi się ustatkowania, gdyż wg jej rozumowania równałoby się to śmierci. Mimo to ciągle szukała swojego miejsca na ziemi, gdzie mogłaby spokojnie dożyć starości.
Chciała znaleźć się w miejscu takim jak sklep z biżuterią Tiffany'ego; można go traktować jako ukryte w naszych umysłach miejsce marzeń, gdzie czulibyśmy pełnię szczęścia. Holly jest osobą bardzo szczerą i otwartą, a z drugiej strony kłamliwą i tajemniczą; jest dorosła, a zarazem tak dziecinna. Tutaj właśnie jest największy paradoks jej osobowości; istny koncept barokowy. Możliwe, że w każdym z nas głęboko ukryta jest taka Holly, która bez przerwy chce zmieniać miejsca, żyć jak kot - chadzać własnymi ścieżkami.
Dobrze, skarbie, ale co z książką?
Portret psychologiczny głównej bohaterki jest bezapelacyjnym atutem "Śniadania u Tiffany'ego". Jeżeli już o plusach prawimy, wymieńmy jeszcze jeden, niestety ostatni; bardzo dobrze oddany klimat Nowego Jorku z czasu drugiej wojny światowej.
Cała książka napisana jest jednak w nudny i wręcz brukowy sposób. Całe szczęście, że jest naprawdę krótka, w przeciwnym razie wolałbym już kilkugodzinną sesję obrad sejmu w telewizji niż dalsze losy "gwiazdeczki towarzyskiej" rodem z tabloidów.
Książkę można przeczytać, ale nie oczekujmy cudów na kiju.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.