Dodany: 30.06.2005 22:58|Autor: jaremstwo

Co tu jeszcze można dodać?


Jakoś ostatni rok nie był dla mnie dobry pod względem czytania książek. Przyznaję się bez bicia, nie potrafiłam sobie odpowiednio zorganizować czasu, tak go zagospodarować, żeby na książki zostało co najmniej paręnaście minut. Dlatego zaraz po ostatnim egzaminie, który, nota bene, był wyjątkowo literacki, postanowiłam w końcu przeczytać ten zachwalany bestseller. Podchodziłam do niego z pewnym chłodem i nieufnością, czytałam wiele niepochlebnych recenzji w gazetach, jednak postanowiłam, że nie będę oceniać, dopóki sama nie przeczytam. No i, niestety, muszę się zgodzić po części z jedną z poczytnych amerykańskich gazet (nie pamiętam tytułu, przepraszam), że jest to, parafrazując, najgorszy bestseller. Owszem, trzeba Danowi Brownowi przyznać, że potrafi utrzymać uwagę czytelnika, łyknęłam książkę w 1,5 dnia. Akcja poprowadzona dość wartko, jednak momentami wszystko wydaje się mało prawdopodobne, jak chociażby coraz to nowe osoby uwikłane w wielką intrygę. Niestety, im bliżej końca, tym książka jest, według mojego skromnego zdania, gorsza. Zakończenie jak z łzawego melodramatu połączonego z romansem... Postaci dość schematyczne, jak dla mnie "płaskie", bezwymiarowe. Dodatkowo przychylam się do wypowiedzi niektórych moich przedmówców: naciąganie i naginanie faktów, pokazywanie nieprawdziwych informacji jako zgodnych z prawdą poprzez m.in. zestawienie ich z ogólnie znanymi faktami... Nie, nie podoba mi się to.

Teraz jeszcze tylko słów kilka ze strony, powiedzmy, bardziej ideologicznej. Nie ma co się dziwić, że niektóre środowiska kościelne zareagowły wręcz alergicznie na tę książkę. Rzeczywiście, ludzie, którzy są niepewni, nie mają dość głębokiej wiedzy religioznawczej, mogą złapać się na haczyk prawdziwości pewnych informacji. Wszystko zostało podane w taki sposób, że bardzo szybko można zacząć się zastanawiać: a może to prawda?

Przyznaję, że uśmiałam się szczerze nad tą książką. Naciągane informacje rozbawiły mnie, chociaż, przyznam, czytałam "Kod..." z albumem Leonarda na kolanach. Po lekturze klasyków w rodzaju Gombrowicza, Stasiuka, Hłaski była to ciekawa odskocznia do świata literatury bardzo popularnej, tworzonej raczej z myślą o czytelniku niezbyt często sięgającym po jakąś lekturę. Bo przecież wszyscy kochamy spiski, nieprawdaż?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2563
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: