Dodany: 30.06.2005 20:35|Autor: bogna
Sprawozdanie spod Lodowca
Lubię literaturę skandynawską, a tej w bibliotekach mało. Całe półki uginają się tylko pod różnego rodzaju sagami. Na tę książkę trafiłam zupełnie przypadkowo, omyłkowo została włożona na półki literatury norweskiej i tam ją odkryłam. Dopiero jednak w domu zobaczyłam, że trzymam w ręku książkę islandzkiego noblisty z 1955 roku, nazwisko nic mi bowiem nie mówiło.
Już pierwsza strona tej książki trochę dziwi, jest dialog, są osoby, zupełnie jak w dramacie. Potem to się zmienia. Dramat przeplata się z powieścią i z literaturą faktu, forma dostosowana jest do treści, którą przekazać chce nam autor. Ta różnorodność form sprawia, że czyta się książkę wspaniale.
Akcja zaczyna się w momencie, kiedy młody człowiek, teolog, ale bez święceń, rozmawia z biskupem. Biskup chce go wysłać do parafii koło Lodowca, aby wyjaśnił, jak przedstawia się tam opieka duszpasterska. Jako wskazówki dostaje wstępne pytania:
- dlaczego pastor nie remontuje kościoła?
- dlaczego nie odprawia nabożeństw?
- dlaczego nie chrzci dzieci?
- dlaczego nie grzebie zmarłych?
- dlaczego nie odbiera pensji? itd.
Powinniśmy się w tym momencie zastanowić, czy ten pastor w ogóle coś tam robi? A może on inaczej pojmuje powołanie?
Młody człowiek jedzie na miejsce i pisze sprawozdanie z inspekcji.
Cała książka to rozmowy z ludźmi - tak różnymi i ciekawymi, że piszący sprawozdanie ma o czym myśleć, my też. Rozmowy rejestruje na taśmie magnetofonowej, czyli, jak powiedział biskup, dźwiękopisem, a myśli i obserwacje spisuje. Często używa sformułowania "niżej podpisany", podkreślając w ten sposób, że odpowiada za to, co pisze w sprawozdaniu.
Z przyjemnością zajrzę do tej książki za parę lat, została napisana w 1968 roku, wydana była u nas w 1978, dlaczego do tej pory na nią nie trafiłam???
Polecam!!!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.