Dodany: 24.06.2005 18:10|Autor: verdiana

Czas wielowymiarowych postaci


Sięgając po "Czas wiedźm", pojęcia nie miałam, czego mogę się spodziewać. O Marinie i Siergieju Diaczenkach wprawdzie słyszałam już wcześniej, i dobrze, i źle, ale nie miałam okazji, żeby te opinie zweryfikować. Solaris za punkt honoru poczytał sobie wydanie wszystkich najlepszych powieści Diaczenków, a ta jest pierwszą, jaką przeczytałam.

Akcja książki rozgrywa się w rzeczywistości, która przypomina naszą. Nie wiemy dokładnie, kiedy. Tylko się domyślamy, że w niedalekiej przyszłości. A może w teraźniejszości równoległej? Świat Diaczenków od naszego różni się tym, że jest nawiedzany przez wiedźmy i niawki. Te pierwsze kontrolowane są odgórnie i zobowiązane są zarejestrować się. Te drugie są tępione.

Wiedźma może urodzić się w każdej rodzinie, nawet w takiej, w której wcześniej wiedźm nie było. To po prostu rasa ludzka, tylko obdarzona magicznym talentem, przy czym nasilenie mocy i rodzaj talentów są różne u różnych kobiet. Niawki... z nimi jest inaczej. Niawki nie są ludźmi. Tak naprawdę nie wiadomo, czym są. To upiory przypominające ludzi, czasami podszywające się pod nich. Wydaje się, że pojawiają się wezwane przez ludzi, a kiedy już się pojawią, pchają człowieka do śmierci.

Bohaterów głównych mamy dwóch – Iwgę, wiedźmę niezarejestrowaną, i Klaudiusza, inkwizytora. Splot zdarzeń powoduje, że Klaudiusz postanawia Iwgę ochronić. Oboje są niezwykli – ona nie chce być wiedźmą, męczy ją i przeraża własne wiedźmactwo, nie wykorzystuje go i chyba go nie rozumie. On – inkwizytor z ludzką twarzą, każdą wiedźmę traktuje indywidualnie i sprawiedliwie, każdą wyczuwa jakimś szóstym zmysłem, każdą zna, z większością jest w dobrych stosunkach.

Iwga i Klaudiusz spotykają się przypadkowo akurat w nieciekawym momencie dziejowym – wiedźmy, które zwykle żyją rozrzucone po świecie i nie współpracują, zaczynają się łączyć i powodują masowe śmierci. Oto nadchodzi królowa matka wiedźm. W której z wiedźm się odrodzi?

Powiem szczerze, że gdybym się skupiała jedynie na zdarzeniach w książce, wynudziłabym się. Ujął mnie jednak sposób prowadzenia postaci, ich wielowymiarowość i strasznie skomplikowane konstrukcje psychiczne. Zwłaszcza jeśli chodzi o postacie główne. Żadna z nich nie jest jednoznaczna, żadna nie wpada w schemat. Iwga stale poddawana jest ciężkiej próbie – dysonans poznawczy między tym, co o sobie myśli, a tym, kim jest, dręczy ją i nie sposób od niego uciec. Jak kochać? Jak żyć? Iwga nie chce być zagrożeniem dla innych – wie, że nad swoją mocą nie panuje i tak do końca nawet jej nie zna – a boi się zarejestrować. Nie ma do siebie szacunku, gardzi sobą, więc unika ludzi, nie wierząc, że oni mogą ją postrzegać inaczej. Zwłaszcza w tym czasie, kiedy samosądy nad wiedźmami nasiliły się, bo ludzie, przerażeni nagłym wiedźmińskim śmiertelnym zagrożeniem, budują coraz więcej stosów. Iwga nie jest zła. Nie chce nikomu zrobić krzywdy. Chce tylko normalnie żyć, kochać, mieć rodzinę, chce rzeczy niemożliwej – przestać być wiedźmą.

A Klaudiusz? Jest jeszcze bardziej złożony niż Iwga. To on 30 lat wcześniej po śmierci swojej ukochanej Diunki nieświadomie przywołał niawkę. Niawkę, która wyglądała dokładnie tak, jak jego Diunka. Stworzył sobie iluzję ukochanej kobiety. Nie słuchał ostrzeżeń, które podszeptywała mu intuicja. Przysiągł, że nigdy nikogo nie pokocha, że Diunce będzie wierny. Chciał wierzyć, że z niawką ułoży sobie życie. Z niawką, która wzięła się z jego rozpaczy i z pragnień. To przecież była jego Diuneczka, ta delikatna, piękna dziewczyna o perlistym śmiechu, którą ukochał. Wyglądała tak jak ona, śmiała się jak ona, mówiła i patrzyła jak ona, więc to musiała być ona. Ale przecież ona nie żyła...

Dopiero kiedy niawka po raz trzeci spróbowała nakłonić go do śmierci, Klaudiusz opamiętał się. Ale nie pozbył się wątpliwości ani rozterek, walczył ze sobą nawet wtedy, kiedy cugajstrzy zabierali niawkę. I teraz, 30 lat później, spotkał Iwgę. Czy coś się wydarzy między nimi? Czy w ogóle ma prawo się wydarzyć? Oboje tak pragną i potrzebują bliskości drugiego człowieka, jakiejś ostoi bezpieczeństwa, ciała przy ciele i duszy przy duszy. Tylko... tylko że on kocha Diunkę, a ona Nazara.

Książka Diaczenków udowadnia, że można napisać wartościową powieść obyczajową nawet w fantastycznym sztafażu. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Tło jest tylko tłem, a nie tym, co ma przyciągać i wabić czytelników. Bohaterowie są mocno wyrysowani, sprawnie prowadzeni, a nie zaniedbywani i spychani na drugi plan, jak to dość często bywa w fantastyce. Tu mamy świetną, wciągającą fabułę osadzoną w fantastycznych realiach, a całą historię po mistrzowsku prowadzi para perfekcyjnie stworzonych bohaterów. Czego więcej chcieć?


http://www.zalogag.pl/

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2762
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: