Dodany: 16.06.2004 16:42|Autor: koralia

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Oddział chorych na raka
Sołżenicyn Aleksander

Państwo chorych na raka


Przyznam, że to pierwsza książka tego autora po którą sięgnęłam - i jestem nią oczarowana. Ujęła mnie w niej prostota przekazu. Prostota, ale nie płycizna - i nie chodzi mi bynajmiej o temat, jaki nasuwa się z samego tytułu powieści, ale problem nieco szerszy, bo obejmujący sytuację całego Związku Radzieckiego - jego mechanizmów, oszustw i manipulacji.

Bohaterami książki są ludzie dotknięci rakiem, ludzie, którzy stają się naznaczeni śmiercią i dla których nie ma ratunku, przyjmują różne postawy wobec choroby - jedni nie chcą uwierzyć w swoje nieszczęście, inni podejmują walkę, jeszcze inni pragną umierać w samotności. W obliczu śmierci zadają sobie pytania, na które do tej pory nie mieli czasu. Wobec indywidualnej klęski człowieka znamienny jest stosunek przedstawicieli służby zdrowia, dla której faktyczną stawką w tej walce jest statystyka szpitalna. Od choroby nie ma ucieczki, a jej piętno raz na zawsze nałoży cień na życie człowieka. Mnogość alegorii i podobieństw do życia w obliczu mechanizmów totalitaryzmu przytłacza i przygnębia - mimo to, czytając, czuje się jeszcze przebijającą nadzieję na zmiany.

"Oddział chorych na raka" - należy do pewnego rodzaju mądrych książek, którym się ufa i które się czyta z uwagą, bo książki takie mówią o sprawach najważniejszych.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 37765
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: żabka zielona 26.05.2007 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Ja jakoś nie mogę się z tym zgodzić, że ten personel szpitala walczył tylko o statystykę, choć wszędzie tak piszą. Przecież Doncowa, Lew Leonidowicz, Wiera Ganhart naprawdę wkładali całe swoje serce w to, żeby wyrwać z pazurów śmierci swoich pacjentów. A to, że w jakiś sposób musieli się znieczulić na te nieszczęścia było nieuniknione, bo inaczej nie znieśli by tego ogromu cierpienia. Ale było w nich bardzo dużo serca i dobra i dlatego nie rozumiem czemu się przedstawia ten szpital, jako zupełnie bezduszny organ.
Użytkownik: jm1986 11.04.2008 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja jakoś nie mogę się z t... | żabka zielona
Jestem dopiero w dwóch trzecich "oddziału..." ale myślę, że masz rację co do personelu, zwłaszcza tych których wymieniłaś. A ten zarzut o statystykę dotyczy raczej naczelnictwa szpitala (był np. taki fragment żeby wypisywać beznadziejne przypadki ze szpitala żeby nie wpisywać w aktach "zgon" co miało poprawić statystykę ale to był nakaz odgórny).
Użytkownik: adost 23.06.2007 00:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Zgadzam się z opinią Żabki. Jakoś nie odbieram tej książki jako alegorii mechanizmów totalitaryzmu czy też obrazu walki o statystykę przez personel szpitala. Uważam, że na pierwszym planie książki widoczna jest równość człowieka wobec choroby niezależnie od pozycji społecznej i kwestie jak godnie żyć. Cała książka jest dla mnie w większym stopniu rozwinięciem zdania z rozdziału 15-go "nie ten więcej żyje, kto dłużej żyje".
Użytkownik: żabka zielona 19.04.2008 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się z opinią Żabk... | adost
Bardzo was zapraszam do mojej czytatki o tej książce:) Ja też byłam nią zachwycona. Czytałam ją prawie rok temu, a czuję, że coś mi z niej na dobre zostało, ta perspektywa, żeby poszukiwać w życiu czegoś, co nie umrze wraz ze śmiercią.
Użytkownik: lafemme 30.08.2007 08:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Właśnie skończyłam "Oddział chorych na raka" Sołżenicyna. Książka cudowna, mówiąca o sensie życia, o tym co w nim najważniejsze, jak trudno pogodzić się z tym co nieuniknione. Życie przedstawionych bohaterów skażone jest nie tylko śmiertelną chorobą ale również niesprawiedliwym, niewytłumaczalnym systemem panującym w Rosji, skazujacych ludzi na wieczne zesłania, czyniąc z nich wiecznych więźniów. Ale i w tym potrafią ludzie odnaleźć szczęście, bo szczęście nie zależy od dobrobytu ale od samego człowieka, który potrafi byc szęśliwy gdy umie cieszyć się z małych rzeczy i takich, które są mu dane. Książka oparta na prawdziwych przeżyciach autora, na zawsze pozostanie w pamięci. Polecam gorąco.
Użytkownik: Sophie7 19.04.2008 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie skończyłam "... | lafemme
Także jestem świeżo po przeczytaniu tej niezwykłej w przekazie książki.Gdziekolwiek toczyłaby się jej akcja spotkalibyśmy takich samych chorych, takie same rozterki i pytanie dlaczego?! Taka sama bezradność wobec choroby,własnej bezsilności i niepewność jutra.Ten nawał czasu,który pozwala zagłębić się w przeszłości,z pokorą przyjąć terażniejszość i niepewność jutra.A wszystko czyta się jednym tchem,Sołżenicyn to geniusz stylu i trafnych spostrzeżeń. Z bohaterami czuje się jakąś nietykalną więż jakby sami stajemy się uczestnikami tej żywej opowieści.
Użytkownik: Vermilion 25.09.2010 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Ja osobiście nie mogłem zrozumieć tej taktyki lekarzy, polegającej na trzymaniu pacjentów w niewiedzy co do stanu ich zdrowia. Oczywiście można się domyśleć, że mieli oni nakaz odgóny, ale przecież taka Doncowa lub Gangart naprawdę wierzyły w to, że najlepiej jest gdy pacjent nic nie wie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Dla mnie to już samo w sobie jest przedmiotowym traktowaniem pacjentów, wyrazem braku do nich szacunku. Rozumiem, że chorzy nie mieli wykształcenia medycznego i wytłumacenie każdemu po kolei na co jest chory i jak sie go leczy zabierałoby lekarzom dużo czasu, a przecież i tak już byli przepracowani. Ale do tak podstawowych informacji jak szanse na przeżycie lub ich brak każdy chory miał pełne prawo.
Użytkownik: RobertP 27.09.2010 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja osobiście nie mogłem z... | Vermilion
Dla mnie ta książka jest ponad czasowa, zawsze aktualna i nie dotyczy tylko ówczesnego Związku Radzieckiego. Podstawowym jej przekazem jest to , że wobec choroby wszyscy ludzie są równi.
Rak nie wybiera sobie ofiary nie patrzy czy to ktoś "ważny " czy "zwykły obywatel" , dla niego to nie ma znaczenia.
Odniosę się tu jednak do słów Vermilion. Są różne sposoby postępowania w przypadku nieuleczalnych chorób , obecnie informuje się pacjenta o tym jak wygląda jego sytuacja, ale czy to jest dobre, nie jestem do końca przekonany. Na pewno może na ten temat wypowiedzieć się "nasza " , o ile wolno mi tak to określić "dot 59 " która z tego co pamiętam z zawodu jest pielęgniarką. Ja, opierając się na tym czego sam doświadczyłem w życiu, mogę powiedzieć, że są ludzie których ta wiedza nie załamie i będą walczyć, ale są tacy których ona paraliżuje, nie są w stanie podjąć jakichkolwiek działań , a nie od dziś wiadomo, że gdy człowiek poddaje się wewnętrznie, to choroba szybciej atakuje .Wydaje mi się, że każdy tego typu chory powinien być w obecnych czasach prowadzony dodatkowo przez psychologa, czyli człowieka który wie jak pomóc , a niezależnie od tego najważniejszym jest wsparcie najbliższych.
Książkę tę czytałem już dwukrotnie i przyznam że mnie głęboko poruszyła.
Czytając ją patrzymy na szpital jakby z trzech stron. Od strony administracji i jej „ bezdusznych” , ale nie do końca statystyk , lekarza i jego czasem wielkich dylematów , wewnętrznych rozterek, a czasem walki z własnym sumieniem (zwłaszcza w kontekście naświetlań, które robiło się bez umiaru, jakby na zapas, a później okazało się jak są szkodliwe dla pacjentów) , oraz od strony tego, dla którego ten szpital jest , czyli chorego , chorego o różnym statusie , bogatego i biednego , z miasta i odległych, zapomnianych rejonów kraju , człowieka któremu zawsze w życiu „idzie” i takiego, który zawsze ma pod ” górkę”.
Ludzie są bardzo różni i nigdy nie wiadomo jak zareagują na daną informację. Ten który teraz mówi „ ja chciałbym wiedzieć”, tak naprawdę nie wiadomo jak zachowałby się gdyby to coś go dotknęło , dlatego uważam, że najważniejszym dla każdego, który walczy jest to, by nigdy w tej walce nie był sam i to też jest jednym z przekazów Sołżenicyna.
Użytkownik: imarba 27.09.2010 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Jestem wielojęzyczna, ale rosyjskiego nie znam na tyle by czytać w tym języku. Na dodatek trochę się boję autorów rosyjskich/radzieckich bo wiem czym epatują. Toteż kiedy w totalnej posusze książek dano mi na pożarcie po francusku Sołżenicyna między innymi, przeczytałam wszystkie inne... i został tylko Pavillon de cancereux - co mogłam zrobić? Przeczytałam. Co mogę powiedzieć? Książka tak piękna jak straszna.
Zbyt straszna by czytać ją jeszcze raz i zbyt straszna by ją zapomnieć.
Użytkownik: iamone 01.10.2010 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że to pierwsza ... | koralia
Wstrząsająca książka. Porusza do głębi. Podczas lektury miałam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony chciałam czytać dalej, zachłannie przewracałam strony, a nawet (przyznaję się) podglądałam co będzie dalej. Z drugiej chciałam odłożyć tę książkę. Nie czytać jej, nie znać, nie wiedzieć. Nie mieć w głowie tych strasznych obrazów, które wygenerowała. Żyć w błogiej nieświadomości i spokoju.

Ta książka zaraziła mnie Sołżenicynem. Nieuleczalnie. W pierwszej dziesiątce moich "thebestów".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: