Dodany: 01.06.2005 21:46|Autor: Mroczna Elfka

"Kodeks Magów" - recenzja


Straszono mnie od początku, jednak przekonana, że przetrwam wszystko, postanowiłam – mimo ostrzeżeń – sięgnąć po „Kodeks Magów”, debiutancką książkę młodego adepta sztuki pisarskiej, Cezarego Albina. Adepta? Niestety, raczej „akolity”. Straszono mnie, a ja myślałam: „redagowałam naprawdę fatalne opowiadania i na potrzeby pracy dyplomowej przebrnęłam przez tony naukowego bełkotu z dziedziny psychologii – miałabym nie podołać sztampowej fantasy?”. Jak się okazało, przeliczyłam się.

Obcowanie z książką Albina przypomina brodzenie w pośniegowym błocie – idzie się ciężko, a brudna breja czepia się nóg. I – w przypadku „Kodeksu Magów” – oczu. Już po pierwszych zdaniach okazało się, że próba dotrwania do końca będzie cięższa, niż myślałam. Styl autora (o redakcji i korekcie łaskawie nie wspomnę, bo i nie ma o czym – panie wypisane w stopce najwyraźniej się nie starały) powoduje ubytki w uzębieniu – obyty z literaturą (zwłaszcza dobrą literaturą) czytelnik będzie zgrzytał zębami przy niemalże każdym zdaniu. Jeśli już nawet trafi się jakiś fragment w miarę poprawny językowo, brak mu uroku – tekst przypomina opowiadania pisane przez uczniów gimnazjum i co słabszych licealistów, na próżno szukać w nim wysmakowanych określeń czy ciekawych zabiegów literackich, które charakteryzują język literacki. Autor nie potrafi budować opisów – zarówno statycznych, jak i dynamicznych (sceny walki ograniczają się do „bohater machnął mieczem, przeciwnik zginął”), a dialogi schodzą poniżej poziomu tasiemcowych seriali z Ameryki Południowej – sztuczne i nudne. W rezultacie trudno mówić o jakimkolwiek klimacie – co więcej, momenty mające poruszyć czytelnika raczej wywołując śmiech. Mnie osobiście do łez rozbawiła scena, że ją tak określę, „miłosna”. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, krótko ją przybliżę: jeden z bohaterów umiera i w drodze ku zaświatom spotyka swoją miłość, „ich usta łączą się po raz pierwszy w pocałunku”, a autor ciągnie rzewne opisy, by zakończyć radośnie: „dwie białe kuleczki połączyły się w jedność...”. Oczywiście, popłakałam się. Ze śmiechu.

Fabuła? Jeden taki idzie uratować świat przed złem, orkami, keszotami i zbyt wysokimi stopami procentowymi, a towarzyszy mu przedziwna zbieranina postaci, losowo wyciętych z innych schematycznych historii tego typu. Nie doświadczymy w „Kodeksie Magii” żadnych ciekawych psychologicznie bohaterów, a relacje pomiędzy dramatis personae są co najmniej kuriozalne.

Ostatnią deskę ratunku (po stylu, fabule i kreacji bohaterów) miał stanowić świat. Cóż, krainy odzwierciedlone na prześlicznej mapce, w książce, niestety, wypadają bardzo blado. Wspomniana już nieudolność opisów, połączona z wieloma obco brzmiącymi słowami, których autor nie fatyguje się tłumaczyć, nie sprawiają dobrego wrażenia. Kreowanemu uniwersum nie można zarzucić choćby cienia oryginalności – przypomina raczej mix wieloowocowy (czy też „wielo-fantastyczny”): mnóstwo wymieszanych losowo składników. Wybredny czytelnik, ceniący wyraźny „smak”, nie znajdzie nic dla siebie. I, skoro już o kulinariach wspomniałam, do teraz zastanawiam się, czy wymieniony w powieści „kenurt” to rodzaj wina czy też może jogurt z kendera. Autor, jak pisałam wyżej, nie spieszy z wyjaśnieniami na kartach książki.

Choć sama brnęłam przez powieść bardziej z recenzenckiego obowiązku niż z jakiegokolwiek innego powodu (przy tak długim tekście nawet osobliwości językowe przestają bawić, zmieniając czytanie w torturę), myślę, że są osoby, którym „Kodeks Magów” może się spodobać – są nimi masochiści i redaktorzy ze sporym skrzywieniem. I jedni, i drudzy doznają niewątpliwej przyjemności obcując z tym „dziełkiem”. Wszystkim tym, którzy lubią literaturę „na poziomie” (nawet tę czysto rozrywkową), radzę się trzymać od książki z daleka.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4118
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Edek666 05.06.2005 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Straszono mnie od początk... | Mroczna Elfka
Straszliwa książka... Ktoś powinien stracić pracę, przez puszczenie tego gniota w obieg.

Chyba, że to przez fakt, że wydano ją przy współudziale Fundacji na rzecz "Integracji". Wtedy może powinniśmy ją przemilczeć, bo może autor jest jakiś ten-tego.. inny.. specjalny(?).

Tak jak książka zresztą.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: