Dodany: 16.05.2005 10:20|Autor: ALIMAK
"Dom na Placu Waszyngtona"
Jedynym powodem, dla którego skończyłam czytać tę książkę, jest to, że ją w ogóle zaczęłam. Opis na okładce brzmi mniej więcej tak: "Przejmująca, pasjonująca, zaskakująca powieść...". To chyba jakiś żart. Albo osoba pisząca notkę książki po prostu nie czytała.
Henry James proponuje nam historię bogatej, ale niezbyt urodziwej młodej kobiety, która zakochuje się bez pamięci w złym, podłym, nikczemnym Maurycym, łowcy posagów. Wszystko pięknie. Brzmi zachęcająco, prawda? Z tym, że nie jest tak różowo.
Główny zarzut: bohaterowie. Nijacy, bezpłciowi, niezapamiętywalni. Ona - niby kocha, a jednak czytelnik odnosi wręcz przeciwne wrażenie. Jest zimna, pozbawiona charakteru, uległa. On - niby kanalia, ale jakaś taka ugładzona, i znowu: wiemy, że to czarny charakter, ale zupełnie tego nie czujemy. Nie lubię patetycznych, podniosłych wyznań miłosnych, wszelkich ukwieceń, ochów i achów. Ale bez przesady! To, co nam serwuje James, jest jak zimna pizza - da się przełknąć, ale nie smakuje najlepiej.
Nieco barwniejszą postacią jest ciotka głównej bohaterki, ale, niestety, jest przy tym niezwykłe irytująca. Za wszelką cenę pragnie doprowadzić do małżeństwa swojej siostrzenicy. Wyznaje ona bowiem romantyczne ideały. Pragnie być powiernicą Katarzyny, dzielić z nią cierpienia nieszczęśliwej miłości. A im bardziej owa miłość jest nieszczęśliwa, tym cioteczka ma większą radochę.
Wyróżniającym się bohaterem na tle bezbarwnej plejady gwiazd jest bez wątpienia ojciec Katarzyny. Przede wszystkim jest jakiś. Z psychologicznego punktu widzenia to dość interesujący przypadek. Jest szanowanym nowojorskim doktorem. Stracił piękną i mądrą żonę, której córka niestety nie dorównuje ani rozumem, ani tym bardziej urodą. Zapewne kocha Katarzynę, ale traktuje ją raczej jak obiekt doświadczalny niż istotę ludzką. Nie godzi się na jej ślub z Maurycym, gdyż świetnie zdaje sobie sprawę z intencji młodzieńca. Jednakże początkowo pozwala na spotkania, jest ciekawy rozwoju wypadków. Kosztem swojej córki pragnie przekonać się, czy Katarzyna jest zdolna do buntu. Czy ta stonowana, spokojna i, co tu ukrywać, nudna panna jest w stanie wykrzesać z siebie odrobinę złości? Przeprowadza swoisty eksperyment. Jego wynik? Jeżeli ktoś jest ciekawy dalszego rozwoju wypadków, to niech sięgnie po książkę. Aczkolwiek nie polecam.
To, że krytykuję „Dom na Placu Waszyngtona” nie oznacza, iż odwracam się do Jamesa plecami i jak rozkapryszone, rozzłoszczone dziecko, postanawiam nie sięgać po jego książki nigdy więcej. Przeciwnie. Wierzę, ze „Portret damy” okaże się nieco wartościowszą lekturą. Widziałam film i co prawda nie dotrwałam do końca, ale na jego podstawie mogę przypuszczać, że książka będzie co najmniej dobra. Myślę, że trudno przenieść na ekran historię, w której więcej znaczą spojrzenia, gesty, aniżeli słowa. Może się mylę, ale takie odniosłam wrażenie. Wyczuwało się napięcie pomiędzy głównymi bohaterami (znakomity, jak zwykle, Malkovich) i wydaje mi się, że musi to być pięknie opisane. Nie może być inaczej!
To była taka mała dygresja, ale wracając do „Domu na placu Waszyngtona”, dodam jeszcze kilka słów odnośnie języka. Nie jest specjalnie wyszukany. Pokuszę się o stwierdzenie, iż doskonale pasuje do treści. Razem tworzą harmonijną całość. Czyta się tę książkę bardzo szybko, mknie się przez kolejne rozdziały z prędkością światła, ale równie szybko się o niej zapomina (przed napisaniem recenzji usiłowałam sobie przypomnieć imię głównej bohaterki, bezskutecznie, a książkę czytałam niespełna dwa miesiące temu, ostatecznie przeszukałam niezawodny Internet).
Rozumiem, że powieść psychologiczna, a za taką uważana jest historia opisana przez Jamesa, rządzi się swoimi prawami, ale ja, chociaż próbowałam, nie mogłam doszukać się w tej książce drugiego dna. I nie można mi zarzucić, że tej książki nie zrozumiałam. Lubię powieści, w których nad akcją dominuje analiza psychologiczna, ale w „Domu na Placu Waszyngtona” tego, niestety, nie ma. Ani akcji, ani analizy. A szkoda, bo sam pomysł jest ciekawy.
Można przeczytać. Ale po co?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.