Dodany: 16.05.2005 00:08|Autor: Vilya

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dziennik z Păltinişu: Pajdeja jako model w kulturze humanistycznej
Liiceanu Gabriel

1 osoba poleca ten tekst.

"Nie wiadomo, kto daje, a kto bierze".


Faktograficznie rzecz nie jest zbyt skomplikowana, acz niezwykła: Constantin Noica, filozof, z tegoż samego pokolenia co intelektualiści tej miary, co Eliade, Ionesco czy Cioran, o ileż jednak mniej znany ze względu na jeden życiowy wybór – niezdecydowanie się na emigrację - staje się duchowym mistrzem (zbyteczny patos) czy też trenerem (którym to określeniem posługuje się on sam) starannie wyselekcjonowanej grupy młodych, zdolnych rumuńskich humanistów. Najpierw skazany na więzienie (z 25 lat wyroku odbędzie pierwszych sześć, o doświadczeniu tym będzie mówił niechętnie, nie postrzegając siebie zresztą jako ofiary), następnie sam skazuje się na odosobnienie. Niepotrzebna gra słów. Wybiera poszukiwanie najlepiej rokujących studentów (zwłaszcza filozofii), prywatne seminaria. Początkowo w Bukareszcie, następnie w miejscowości Păltiniş. Do niej z oddalonej o 300 km stolicy się pielgrzymuje. W samotności widzi szansę rozwoju. Odrzuca wszelką potencjalną szansę nauczania większych grup. O stanowisku profesora mówi z pogardą. Nie, Noica na każdego swojego ucznia patrzy z osobna, każdemu układa indywidualny program rozwoju. Warunki: nauka greki, łaciny, niemieckiego. Metoda: zapoznawanie się z kanonicznymi dziełami, uparte i uważne czytanie tych, którzy myśl kształtowali. Filozofów. Teologów. Dyskusje. Program rozłożony na lata. Cel? Zakorzenienie tych nieprzeciętnie zdolnych ludzi z powrotem w tradycji kultury europejskiej; z pełną świadomością tego, że zadanie to wymaga wysiłku i systematyczności. Noica nie dopuszcza jednak możliwości porażki. Jeżeli przegrywamy, sami jesteśmy sobie winni. Intelektualne lenistwo jest niedopuszczalne. Jesteśmy odpowiedzialni za możliwości, jakimi zostaliśmy obdarzeni; za ich wykorzystanie.

„Kulturalny ruch oporu”, jak nazywa to we wstępie Sorin Antohi.

Czytam szybko. Zachłannie. Z góry nastawiając się na to, że to tylko wstępne rozpoznawanie, gwałtowne zderzenie z myślą tak istotną, że sięgnąć trzeba będzie po ten dziennik jeszcze wiele razy, może w całości, na pewno po poszczególne części. Mniej interesują mnie fragmenty filozoficzne – zarówno jeśli chodzi o światopogląd Noiki, jak i kształtujący się pod jego wpływem, ale i w opozycji, program Gabriela Liiceanu. Brakuje mi przygotowania, aby tak z marszu zrozumieć subtelne rozważania na temat Platona czy tym bardziej Heideggera. O logice nawet nie wspominając. Tym, co sprawia, że zmagam się z tym dziennikiem z taką niecierpliwością, jest relacja między Noicą a jego uczniami. Opis dojrzewania, ponownego kształtowania. (Wspomnieć koniecznie należy, iż, mimo że byli to ludzie młodzi, pokończyli oni już wyższe studia). Przenikania się myśli. Tego, jak człowiek, trener, może wydobywać z umysłów to, co najlepsze. Przywracać sokratejski system nauczania – porównanie takie pojawia się w dzienniku kilka razy, nie jest pozbawione podstaw. Fascynujący jest nie tylko intelektualny wymiar tego spotkania, zawarty w relacjach z dyskusji, mniej lub bardziej spontanicznie wygłaszanych wystąpień, w opisach różnych reakcji na lektury czy we wspomnieniach tego, jak Noica uczył ich czytać Hegla w sposób pełny i świadomy. Nie mniej interesujące jest przeradzanie się tej relacji, nadawanie jej coraz bardziej osobistego wymiaru, podpatrywanie wszystkich codziennych gestów, śledzenie tego, co będzie łączyć nauczyciela z tak bliskim mu uczniem. A czego ostatnim, najbardziej przejmującym świadectwem, będzie opowieść o śmierci Noiki. O jej przyjmowaniu. O tym, czego się ostatecznie nauczył autor tego dziennika.

"Nie wiadomo, kto daje, a kto bierze". Noica miał sentyment do tego powiedzenia. W wypadku jego relacji z Liiceanu czy też innymi młodymi intelektualistami, których w tym tomie nie brak, słowa te bez wątpienia się sprawdzają. Jednak jeśli odnieść je do czytania „Dziennika z Păltinişu” – w bardzo dobrym przekładzie Ireneusza Kani, z przydatnym wprowadzeniem - jasne jest, że to czytelnik będzie dłużnikiem. W stopniu dużo większym niż w wypadku innych książek.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7676
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: strelkowska 07.12.2005 16:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktograficznie rzecz nie... | Vilya
Po przeczytaniu tej ksiązki muszę stwierdzić, że rzeczywiście, bardzo ciekawa pozycja. Tak trudno jest terazo dobry przykład oddania się kulturze, takiego które nie wiązało by się zarabianiem i dorabianiem się na tym. To jest doskonały przykład życia wybitnej jednostki!!!!! Warto to przyczytać!!!!!
Po za tym polecam stronę po-polsku o głownym bohaterze tej ksiązki Constantinu Noice: http://noica.w.interia.pl/
Użytkownik: verdiana 26.03.2007 22:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktograficznie rzecz nie... | Vilya
Pięknie napisałaś. Jestem dłużnikiem. Szczęściarą też - mam "Dziennik" na własność. I jest to już tak osobista książka, pełna podkreśleń, adnotacji, pytań na marginesach, że pożyczani jej byłoby już chyba niestosowne, a na pewno w jakiś sposób ekshibicjonistyczne.

Ostatnie dni Noiki, to, jak o nich pisał Liiceanu, ta czułość, miłość wzruszają mnie cały czas. Tak pięknie o tej miłości (nieerotycznej przecież, przyjacielskiej, a więc dziś już mało spotykanej) pisze Liiceanu, pielęgnując Noicę na jego ostatniej Drodze...
Użytkownik: Vilya 26.03.2007 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Pięknie napisałaś. Jestem... | verdiana
No, piękne toto nie jest. ;-) Powiedziałabym nawet, że nieco nieudolne. Ale coś trzeba było o tym autorze i o tak niezwykłej relacji napisać.

U mnie Liiceanu jest w kolejce książek do kupienia. Ponadrabiałam ostatnio zaległości, a tym samym "Dziennik..." przesunął się gdzieś w bardziej realne okolice. :-) Dla mnie była to również bardzo ważna książka, czytana w sposób chyba skrajnie osobisty - pewnie gdybym miała swój egzemplarz, to także byłby on pokreślony, a tak dysponuję tylko zbiorem cytatów, do których regularnie wracam - raz jeszcze z nimi polemizuję albo ponownie uderza mnie ich trafność. Na ogół lubię się dzielić fragmentami aktualnie czytanych rzeczy, lektura Liiceanu była dla mnie czymś tak intymnym i tak dotykającym spraw najważniejszych, że pojedyncze akapity przeczytałam tylko osobom najbliższym i nie zdecydowałabym się, nawet dziś, na publiczne ich wynotowanie - wciąż miałabym poczucie obnażenia, mimo że emocje z tą książką związane dawno już powinny ostygnąć.
Użytkownik: verdiana 26.03.2007 22:32 napisał(a):
Odpowiedź na: No, piękne toto nie jest.... | Vilya
To wszystko prawda. U mnie czytanie przebiegało dwutorowo - z jednej strony filozofia (która dla mnie była nie mniej ciekawa niż relacja Liiceanu i Noiki, mimo że w mojej wiedzy filozoficznej same braki), z drugiej psychologia - relacja mistrz/uczeń właśnie (ten najdłuższy fragment nt. logiki był dla mnie traumą). Ta relacja mnie fascynuje i jednocześnie jest dla mnie sprawą niezwykle osobistą, bo mam w życiu dwie takie relacje równolegle. I w nich też jest braterska miłość i przyjaźń, bez drugiego dna. I ja też, zwłaszcza po lekturze "Dziennika", boję się śmierci moich Mistrzów (patos... patos jest fałszywy, nie dopisujmy go do tej relacji) i nie wiem, czy będę umiała tak Być jak Liiceanu.

Sokratejski system nauczania, wydobywanie z umysłów tego, co najlepsze, a nawet to, że Noica sam sobie wyłuskał swoich uczniów spośród wielu, wielu studentów, i pokochał jak synów (wyznaje nawet, że Liiceanu kochał bardziej niż własnego syna, który "spełnił się bez spełnienia", zostając mnichem) - to odbiera mi dech. Gdybym tego nie doświadczyła, nie wierzyłabym, że jest to możliwe.
Użytkownik: Vilya 26.03.2007 22:50 napisał(a):
Odpowiedź na: To wszystko prawda. U mni... | verdiana
Prowokujesz mnie do tego, żeby do tego dziennika wrócić. Chociaż jeszcze nie teraz, na razie co innego czeka w kolejce. Także z tego względu, że ciekawa jestem, na ile po dwóch latach zmienił się mój sposób czytania tego tekstu; intryguje mnie, czy nadal będzie on dla mnie tak ważny jak w trakcie pierwszej lektury. Ta relacja między mistrzem a uczniem mnie oczywiście fascynuje, ale nie ma żadnego przełożenia na moje doświadczenia. Moje studia, które w założeniu tak miały być skonstruowane, aby przywracać tradycyjny model stosunków między nauczającym a nauczanym, które obiecywały (znowu: głównie teoretycznie) intelektualną przygodę, były pod tym względem w dużej mierze, chociaż nie do końca, rozczarowaniem. Pozostało mimo wszystko poczucie braku, chociaż może wina w dużej mierze leży tu po mojej stronie - możliwe, że to ja nie wykorzystałam swojej szansy. Dla mnie co innego jest u Liiceanu bardzo istotne - wszelkie te fragmenty, które mówią o odpowiedzialności za rozwój, o niemożności zaprzestania, o konieczności kontroli. Kiedy czytałam to dwa lata temu, odpowiadało to pytaniom, które sobie stawiałam. Dziś może nie są to dla mnie problemy tak wyostrzone, ale przecież nadal - istotne. I wciąż aktualne.
Użytkownik: verdiana 27.03.2007 20:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Prowokujesz mnie do tego,... | Vilya
Jak już wrócisz, napisz o wrażeniach. Książki ważne są ważne chyba także dlatego, że nie przestają być ważne nigdy...

Gdzie zaufanie, tam i odpowiedzialność. Uczniowie Noiki poddawali się mu (chociaż nie zawsze podzielali jego zdanie) - dla mnie to też piękne i ważne. Ogromny szacunek i miłość, ale nie bałwochwalcze, bezkrytyczne wielbienie i wystawianie na piedestałach.
Użytkownik: Bozena 10.05.2007 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktograficznie rzecz nie... | Vilya
Pięknie i ciepło napisałaś, Vilyo, a książka jest przepiękna!
Żal, że tak mało znana.

Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: