Dodany: 09.05.2005 13:50|Autor: Lykos

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dzieje Kartagińczyków
Kęciek Krzysztof

Zamordowany naród


Bardzo brakowało takiej książki w naszych bibliotekach.

W szkole uczymy się o Kartaginie w kontekście historii Rzymu. Za historykami rzymskimi postrzegamy ją jako agresywne mocarstwo, które omalże nie doprowadziło do katastrofy Rzeczypospolitej Rzymskiej. O historii samej Kartaginy wiemy niewiele, chociaż przez kilkaset lat państwo to należało do najważniejszych na świecie.

Także historycy zawodowi niewiele prac poświęcili temu państwu-miastu. „Świat Fenicjan” Moscatiego, najrzetelniejsza książka wydana po polsku na temat Fenicjan, koncentruje się raczej na Fenicjanach wschodnich. Rozdziały dotyczące Kartaginy, chociaż dość obszerne, daleko nie wyczerpują zagadnienia. Książka pani Hours-Miedan „Kartagina” już w momencie wydania w Polsce nie była zbyt aktualna, dostarcza zresztą zaskakująco mało informacji. Dwie książki Charles-Picarda zajmują się wycinkami dziejów największej kolonii fenickiej. Liczne u nas książki dotyczące wojen punickich pisane są raczej z perspektywy rzymskiej i obejmują tylko drobny fragment historii miasta Dydony. Prawie zupełnie nieznany jest u nas okres kilku wieków zmagań Kartaginy i miast greckich o Sycylię, wspominany dość pobieżnie w monografiach Leveque’a czy Hammonda dotyczących Grecji. Również książki Kotuli na temat historii Afryki północnej ocierają się tylko o temat kartagiński, podobnie jak książki dotyczące starożytnej żeglugi.

Fenicjanie i ich zachodni odłam, Kartagińczycy, zwani przez Rzymian Punijczykami, nie mieli na ogół „dobrej prasy” w historiografii europejskiej. Wynika to z faktu, że zagładzie uległo nie tylko mocarstwo kartagińskie, ale i jego spuścizna duchowa. Ocalałe z pożogi zasoby biblioteczne P. Korneliusz Scypion Afrykański Młodszy przekazał co prawda „afrykańskim dynastom” (zapewne synom długowiecznego władcy Masynissy), ale w kolejnych wojnach i w wyniku romanizacji warstw wykształconych mieszkańców północnej Afryki, książki kartagińskie zaginęły całkowicie. To, co wiemy o Kartaginie, poznaliśmy niemal wyłącznie z ksiąg spisanych przez wrogów tego miasta-państwa, Rzymian i Greków, podświadomie spoglądamy więc ich oczyma na wielką afrykańską metropolię i jej historię. Tym bardziej, że czujemy się ich spadkobiercami kulturowymi.

Krzysztof Kęciek w wydanych w roku 2003 przez wydawnictwa ASKON i ATTYKA rzetelnych i ciekawych „Dziejach Kartaginy” próbuje spojrzeć na historię ich państwa oczami Kartagińczyków. Przekonuje nas skutecznie, że nie byli oni bardziej krwiożerczy i chytrzy niż inne ludy tamtych czasów i że to raczej Grecy sycylijscy, a później Rzymianie byli bardziej wiarołomni, bezwzględni i okrutni i to oni częściej byli napastnikami.

Przy pisaniu książki autor musiał się zmagać z brakiem źródeł do wielu okresów i zagadnień historii Kart Hadaszt (jak brzmiała punicka nazwa miasta), a także z wieloma poglądami, które uważa za błędne. W pomroce dziejów giną zwłaszcza wczesne wieki Kartaginy. Kęciek jest zwolennikiem prawdziwości przekazów antycznych, zgodnie z którymi miasto zostało założone w roku 814 przed Chrystusem. A w każdym razie wskazuje na argumenty archeologiczne, świadczące, że w końcu VIII wieku teren zabudowany był już całkiem spory. O początkowych stuleciach metropolii nie mamy żadnych przekazów starożytnych, w historiografii Kartagina pojawia się nagle w drugiej połowie VI wieku jako dość potężne państwo, a w wieku V – niewątpliwe mocarstwo. Dopiero od wojny w roku 480 przed Chrystusem, gdy Kartagińczycy pod wodzą Hamilkara ulegli pod Himerą Grekom dowodzonym przez tyrana Syrakuz i Geli Gelona, mamy mniej więcej ciągłe wiadomości. Co nie znaczy, że od tej pory wiemy dużo, przeciwnie, białych plam jest sporo.

Największą zaletą książki jest, moim zdaniem, obfitość informacji, jakie udało się autorowi znaleźć i w logicznym ciągu pomieścić w jednym tomie średniej wielkości. Ale powoduje to, że książkę czyta się niełatwo, zwłaszcza gdy chce się zapamiętać szczegóły. Mimo niewątpliwego uporządkowania książki – np. dzieje II wojny punickiej rok po roku można z niej odtworzyć lepiej niż z „Hannibala” Charles-Picarda czy „Kann 216 pne.” Sikorskiego! Inną trudnością jest gąszcz imion kartagińskich, wśród których powtarzają się dziesiątki Hannibalów, Hamilkarów, Magonów, Hannonów i Hazdrubalów, których bardzo łatwo pomylić, gdyż Punijczycy nie wytworzyli systemu nazwisk, jak Etruskowie, a za nimi Rzymianie, a historycy starożytni rzadko identyfikują ich za pomocą imienia ojca i miejsca pochodzenia, jak w przypadku Greków. Zresztą niemal wszyscy wodzowie, przywódcy i inne ważne postaci wywodzą się z samej Kartaginy. Historycy nam współcześni, także Kęciek, próbują wprowadzić jakiś ład w ten chaos, jednak nie zawsze rezultaty są jednoznaczne (wystarczy np. porównać dane dotyczące przodków i rodziny Hannibala syna Hamilkara, pogromcy Rzymian znad Jeziora Trazymeńskiego i spod Kann, w omawianej książce i u Charles-Picarda) i często hipotetyczne.

Inną zaletą, uwypukloną w minirecenzyjce pani prof. Ewy Wipszyckiej na tylnej okładce książki, są dość obszerne rozdziały poświęcone gospodarce i kulturze Kartaginy. Wreszcie, mnie osobiście podoba się wyważony charakter „Dziejów Kartagińczyków”, podkreślanie dyskusyjności interpretacji pewnych wydarzeń czy zjawisk historycznych, wynikającej z małej ilości źródeł i ich niejednoznaczności. Kolejną niebagatelną zaletą książki jest próba, zazwyczaj skuteczna, rozprawienia się z mitami na temat Kartaginy, w części wynikającymi z niedostatku źródeł, w części – z ich tendencyjności. Np. Kęciek nie zgadza się z absolutną dominacją „arystokracji kupieckiej” w Kartaginie. Uważa, że siłą arystokracji, obok autorytetu wynikającego z przynależności do starych rodów, były majątki ziemskie położone w niedalekim sąsiedztwie metropolii. Podobnie – siłą państwa nie był głównie handel, duże, może nawet większe znaczenie miało też rolnictwo, stojące na bardzo wysokim poziomie (jedynym dziełem punickim, jakie Senat rzymski nakazał przetłumaczyć na łacinę, był traktat Magona o rolnictwie, a prowincja Afryka, utworzona z resztek państwa kartagińskiego po III wojnie punickiej, była jednym z głównych dostawców zboża i oliwy do Rzymu). Wykazuje też, że stroną agresywną w licznych konfliktach punicko-greckich na Sycylii byli z reguły Grecy, a winowajcami I i III wojny punickiej – Rzymianie, którzy ponadto bezwzględnie wykorzystali słabość Kartaginy w trakcie buntu wojsk najemnych po I wojnie punickiej, odbierając jej Sardynię i Korsykę. Kęciek z wyraźnym zaangażowaniem tropi wszelkie przejawy rzymskiej propagandy, wybielającej agresywne działania zwycięzców. Można by rzec, że książka jest w zasadzie obiektywna, ale od czasu do czasu wypływa na powierzchnię sympatia autora do Kartagińczyków i niechęć do Rzymian. W ostatnim rozdziale twierdzi on nawet, że zwycięstwo Kartaginy w II wojnie punickiej doprowadziłoby do szybszego rozwoju ludzkiej cywilizacji i oszczędziłoby ludom Morza Śródziemnego wielu nieszczęść i krwawych katastrof, spowodowanych rzymską agresją i krwiożerczością (ponoć na arenach zginęło „może nawet milion skazańców i gladiatorów!”).

Należałoby jeszcze podkreślić, że książka napisana jest ładnym, z lekka złośliwym językiem, który ułatwia przebrnięcie przez trudną tematykę. Gorąco polecam.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7272
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: antecorda 09.05.2005 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo brakowało takiej k... | Lykos
Oglądałem ostatnio na Discovery film o Kartaginie widzianej właśnie z południowego brzegu Morza Śródziemnego. Czyli mówiąc mniej eufemistycznie - Kartagina widziana oczami Kartagińczyków. Aż wierzyć się nie chce, że ci ludzie niemal opłyneli całą Afrykę na prawie dwa tysiące lat przed Vasco da Gamą! Rozmach z jakim budowali swoje imperium mógłby dać dużo do myślenia współczesnym szefom międzynarodowych korporacji! Kto wie czy gdyby nie było wojen punickich, Ameryka została by odkryta grubo wcześniej i kto wie jak potoczyła by się wtedy historia świata? Naprawdę niesamowity to był naród i choć rekomendowanej przez Lykosa książki jeszcze nie czytałem, to jednak od razu ładuję ją do przepełnionego od dawna schowka!
Użytkownik: Anders 05.06.2007 07:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo brakowało takiej k... | Lykos
Bardzo dobry opis, jednak jednostronny - przyznam, że przez długi czas zaliczałem się do Kęciekofilów, jednak czuję się w obowiązku zwrócić uwagę na kilka faktów:

Primo - Język. Istotnie książka napisana jest tak, ze czyta się dobrze, jednak złośliwość o której wspomniał autor opisu przekłada się niestety na stronniczość w opisywaniu wydarzeń i może wypaczać poglądy mniej wprawnego czytelnika.

Secundo - Kęciek ma wizje, i do tej wizji dostosowuje informacje źródłowe prezentując często jedynie swoje własne stanowisko.

Tertio - Moim zdaniem - choć wiem, ze to poważny zarzut - autor nie zawsze rzetelnie podchodzi do źródeł - w mojej opinii kilkakrotnie zmieniał ich sens, oraz nazbyt lekko dokonywał pewnych przeniesień.

Książka jest niewątpliwie warta przeczytania, bowiem pomimo wad czyta się ją dobrze i daje pojęcie o historii Kartaginy, jednak jest to na chwilę obecną bodajże jedyna książka poświęcona tej tematyce na polskim rynku, co mogło zaważyć na mojej ocenie.
Użytkownik: Mendog 26.10.2009 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo brakowało takiej k... | Lykos
No cóż książka dobra ale ma kilka niewątpliwych wad, oprócz tego co zauważył już przedmówca, a więc języka, który jest dość swobodny. Przede wszystkim jest to podejście do roli Kartaginy, wszelkie (w naszym rozumieniu a i w dużym stopniu rozumieniu starożytnych) zbrodnie Kart Hadasz, są albo ledwo wspomniane albo usprawiedliwione z kolei podobne uczynki w wykonaniu Greków czy Rzymian, są podkreślane z cała mocą, często plastycznie opisane. W ogóle przyrównywanie władców Syrakuz do Hitlera i III Rzeszy czy sytuacji Kartaginy, która przecież co wynika nawet z narracji samego autora bez winy nie była i nie raz to ona była stroną atakującą do sytuacji żydów ( ba wręcz do holokaustu) wydaje się chybione.
Teksty o tym jak to Kartagińczycy dopłynęli do Brazylii też można wsadzić raczej między mity i bajdurzenia niż fakty historyczne. Twierdzenie, że była to akurat Brazylia bo była tam rzeka jest co najmniej mocno dyskusyjne.
Podobnie zachwyty nad pierwszym pokojem z Rzymem, który był raczej pokazem geniuszu dyplomacji Rzymu niż Kartaginy, są dziwne. Jak sam autor twierdzi Rzym był małym miasteczkiem bez znaczenia większego za to Kartagina była w tym czasie potęga. Nie da się z tym nie zgodzić - władała ona z pewnością Sardynią, częścią Sycylii, znacznym kawałkiem wybrzeża afrykańskiego, zapewne jakimiś faktoriami za słupami Heraklesa i w Hiszpanii. W tym czasie Rzym to prowincjonalne miasteczko, które dopiero co zaczyna odradzać się wewnętrznie, zaczyna się stabilizować system społeczno-polityczny, nie mieli nawet hegemonii w Latium. W tym traktacie to raczej Rzym uzyskuje ze strony Kartaginy ustępstwa - zgadzają się oni nie atakować wybrzeża Lateńskigo a jak już zdobędą jakieś miasto to mieli je oddawać właśnie Romie. Kartagina za to zyskuje zakaz żeglugi dla statków rzymskich gdzieś w okolicach wybrzeży afrykańskich - tyle, że rzym nie miał wtedy floty zdolnej podjąć się takiej wyprawy.
Tak samo historia z słynna bitwą Fokejskich kolonistów z Kartagińczykami, w której zdania co do strony zwycięskiej są co najmniej podzielone ( i to raczej ze wskazaniem na greków)tu bez szemrania są zaliczane do druzgocących zwycięstw Kartagińskich, choć z źródła jakie podaje autor nie wynika nic takiego, ba wynika coś wręcz przeciwnego.

Książka dobra, ale jak każda mająca swoje wady :D
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: