Dodany: 05.06.2004 18:55|Autor: deyna
Łyżeczka pełna łez
W samochodzie, prowadzonym przez "Byka" Meechuma, żołnierza tak z zawodu jak i z charakteru, siedzi jego żona i dzieci. Przeprowadzka nie nastraja nikogo optymistycznie, ale wszyscy zdają sobie sprawę, czym jest służba. W końcu nie na darmo "Byk" przy pomocy wszystkich dostępnych mu metod wpajał to do głowy całej rodzinie.
Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ta książka. O życiu żołnierza, lotnika? O przemocy rodzinnej? O dorastaniu, które nie jest wcale takie łatwe, jak by się chciało, ale i wcale nie pozbawione uroków, jakby się mogło wydawać? Może warto skupić się trochę na genialnym poczuciu humoru? A gdyby próbować, można się doszukać miłości? Ambicji? Wolności, o której się tak naprawdę nie wie, czy się jej chce?
Nie potrafię też zidentyfikować głównego bohatera. Bo tytułowy Wielki Santini, wydalający łaskę uświęcającą, wychowujący rodzinę na hardą a posłuszną, niepotrafiący przegrać niczego z nikim i w żadnych warunkach, chorobliwie ambitny, nieprzeciętnie zdolny i przerażająco nieprzewidywalny jest czasami tylko tłem. Wielki Santini w książce jest, mówi, chodzi, bije... żyje...
Ale tymi, którzy czują, są uczący się dorastać, kochać, grać, pić i znosić wiele Ben i nieprzeciętna, obdarzona ostrym językiem i miękkim sercem, Mary-Anne. I to chyba o nich jest książka.
Ja osobiście płakałam. Ze śmiechu podczas niektórych rozmów, zwłaszcza rodzeństwa. Bolał mnie też brzuch. Ze stresu i przerażenia. Czuje się tę książkę. Czuje się każdą stronę, przeżywa każde wydarzenie. I nie można się oprzeć wrażeniu, że czyta się o szczęśliwej rodzinie. Mimo wszystko.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.