Mało czasu na pełne recenzje, więc remanentka w tym miesiącu obszerniejsza:
Chłopki: Opowieść o naszych babkach (
Kuciel-Frydryszak Joanna)
(5,5)
Doskonały reportaż historyczny, którego podtytuł – „Opowieść o naszych babkach” – trafia do mnie wyjątkowo, jako że równie dobrze jego bohaterką mogłaby być i moja babcia Antosia, która całe życie spędziła na wsi, i trzy z czterech (znanych mi tylko z opowieści) prababek, urodzone jako włościanki, choć jedna potem przeniosła się do miasta – tak, jak „uciekinierki” z rozdziału 11). Kapitalnie opisany los wiejskiej kobiety – od dzieciństwa po grób, z ogromną podstawą dokumentalną w postaci pamiętników, listów, pism urzędowych, artykułów prasowych z lat międzywojennych i ze sporą liczbą autentycznych zdjęć, dostarczonych przez potomków niektórych bohaterek opowieści. Trochę tylko mnie zmęczył rozdział o uniwersytecie ludowym w Gaci, za to od pozostałych trudno mi się było oderwać.
Wieża Babel dialektów: Mowa niestandardowa w przekładach prozy anglojęzycznej (
Czarnecka Mira)
(4)
Rozbudowana praca doktorska autorki, pełna teorii, ale i dość bogata w przykłady praktyczne. Drobną wadą jest to, że materiał do nich jest wzięty z kilku zaledwie utworów, w których części wypowiedzi w dialektach właściwie… nie przełożono, upraszczając język do „ogólnopotocznego”.
Blaski i cienie autorytetu pedagoga: Pamiętniki nauczycieli (antologia;
< praca zbiorowa / wielu autorów >) (3)
Na fali powrotu do lektur pamiętnikarskich przypomniało mi się, że dawno temu czytałam pamiętniki nauczycieli z lat chyba przedwojennych, ale miałam ochotę na coś bardziej współczesnego. Trafiłam na rzecz nowiutką – konkurs na pamiętniki ogłoszono w roku 2019, wydano je rok później. I spotkało mnie rozczarowanie. Większość opublikowanych tekstów to poprawne językowo, ale sucho wyklepane rozszerzone CV (niektóre wzbogacone o liczne zdjęcia, przedstawiające głównie pamiętnikarzy/ pamiętnikarki lub ich uczniów, odbierających rozliczne nagrody i dyplomy). Dwa czy trzy to nie pamiętniki, tylko coś w rodzaju esejów na zadany temat. I właściwie tylko trzy – dwóch polonistek z podstawówki i… wychowawczyni ze żłobka (ten nagrodziłabym osobiście, stawiając podium dla jego autorki o dobre dwa schodki wyżej, niż dla tych, których nagrodziło konkursowe jury) – wybijają się mniej sztywną formą i pulsującym w nich życiem. Do utworów konkursowych dorzucono kilka określonych jako „z szuflady”, w tym jedne wspomnienia nieżyjącej już od dawna reprezentantki pokolenia moich dziadków (ur. 1900), ciągnące się od jej urodzenia do roku 1951 i więcej mówiące o kolejach jej życia poza szkołą, niż o tytułowym zagadnieniu, po czym nagle się urywające, z doklejonym ni w pięć, ni w dziewięć rozdziałem opowiadającym o pobycie męża w łagrze. Jako źródło historyczne jest ten zbiór na pewno coś wart, natomiast – za wyjątkiem tamtych trzech tekstów wspomnianych powyżej – nie pozostawił mi szczególnych wrażeń.
W trybach chaosu: Jak media społecznościowe przeprogramowały nasze umysły i nasz świat (
Fisher Max)
(4)
Nie jestem z tych, co to zawsze mówią: „A nie mówiłam?”, ale po tej lekturze to retoryczne pytanie wyjątkowo natarczywie cisnęło mi się na usta. Bo ja naprawdę już z 15 lat temu miałam do mediów społecznościowych stosunek na tyle sceptyczny, że nie wierzyłam, by posiadanie konta na którymkolwiek z nich było mi do czegoś potrzebne, i nie uwierzyłam do dzisiaj. Co prawda pewnie, mając takowe, i tak nie brałabym udziału w dyskusjach na tematy polityczne, nie otwierałabym linków do wypowiedzi najróżniejszej maści oszołomów, więc nie groziłoby mi szeroko tutaj opisane pranie mózgu przez neonazistów czy antyszczepionkowców, ale już ze zmasowanym hejtem inna sprawa, bo na taki można się narazić na przykład napisawszy dobrze o książce autorstwa Żyda, geja albo socjalistki utopijnej, a źle o dziele antysemity, homofoba względnie skrajnego prawicowca, wszędzie węszącego „lewackie” spiski (co na mniejszą skalę już mi się zdarzało, ale w miejscach, gdzie moja prywatność była chroniona, więc byłam jedynie obrażana, a nie obrzucana groźbami, jak osoby wspominane przez autora). Przytaczane przez Fishera historie dowodzą, że media społecznościowe są doskonałymi instrumentami szerzenia nienawiści i agresji, nie tylko zresztą na skalę indywidualną, ale i zbiorową, doprowadzając gdzieniegdzie na świecie nawet do masowych pogromów. A ich algorytmy „obchodzi” nie demokracja, nie tolerancja, nie poszanowanie dla drugiego człowieka, tylko jedno: ilość wejść na strony i długość czasu, jaki tam spędzą użytkownicy. Dziękuję, nie korzystam i nie skorzystam. Książka jako taka mówi o rzeczach bardzo ważnych, aczkolwiek ma jedną wadę w postaci przegadania. Te same tezy można by udowodnić znacznie zwięźlej, a wtedy może ich sens dotarłby do większej liczby czytelników. Ja dobrnęłam do końca, ale solidnie zmęczona, za co jednak ujmuję jeden punkt.
Życie jest sztuką: O korzyściach płynących z porażek i o sile wyobraźni (
Rowling Joanne (pseud. Rowling J. K., Skamander Newt, Whisp Kennilworthy, Galbraith Robert))
(3)
Ta tyleż ładna, co mikroskopijna książeczka zawiera, jak się okazało, mowę wygłoszoną przez pisarkę do studentów uniwersytetu harvardzkiego. Tekstu w tym mniej, niż w przeciętnym artykule publicystycznym z dowolnej prasy; owszem, jest on wdzięczny, ładnie sformułowany i zawierający parę ważnych prawd, jednak czynienie z niego „książki” poprzez rozpisywanie go na kilkuzdaniowe fragmenciki, poprzedzielane całostronicowymi grafikami i sprzedawanie tego produktu za kwotę dwu-trzykrotnie wyższą, niż kosztuje jeden numer miesięcznika kulturalnego lub naukowego, jest grubym, ale to naprawdę grubym nadużyciem. Wstyd spada przede wszystkim na wydawcę, ale i autorka ma u mnie minus, że wyraziła na to zgodę, a ocena zjeżdża o punkt w dół.
Chcesz cukierka? Idź do Gierka: Wspomnienia z dzieciństwa w złotej dekadzie gierkowskiej (
Czapczyńska Małgorzata,
Ziętkiewicz Marcin)
(3,5)
Wspomnienia z dzieciństwa 2 osób urodzonych tuż przed objęciem rządów przez tegoż Gierka (dziennikarki Małgorzaty Czapczyńskiej i polonisty, Marcina Ziętkiewicza). Przyznam, że spodziewałam się czegoś bardziej bogatego w detale życia codziennego, zwłaszcza po fenomenalnym wstępie, podsumowującym esencję peerelowskiego dzieciństwa. Tymczasem pierwsza część, napisana językiem prostszym, skoncentrowana jest w dużej mierze na rodzinie autorki, zaś druga to właściwie impresje literackie, oparte na motywach wspomnieniowych. Pewnie oceniłabym tę książkę wyżej, gdybym nie tak dawno nie czytała świetnego „Placu Leńskiego” Wyszogrodzkiego, będącego dowodem, że można i pisać artystycznie, i zadbać o szczegóły.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.