Dodany: 30.05.2023 16:45|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: W cieniu Babiej Góry
Małysa Irena

1 osoba poleca ten tekst.

W górach bywa niebezpiecznie...


Cykle kryminalne lubię poznawać od początku, i staram się tego trzymać, jeśli tylko mam możliwość kupienia lub wypożyczenia poszczególnych tomów we właściwej kolejności.

Bohaterką tego, który właśnie zaczęłam, jest aspirant Barbara Zajda, góralka z Zawoi, która swoją policyjną karierę miała zamiar rozwijać w Krakowie, jednak po dramatycznych wydarzeniach, wskutek których poniósł śmierć jej partner zawodowy i życiowy (a których kulisy zdradzi narrator dopiero pod koniec opowieści) została – jak wszyscy twierdzą, karnie – przeniesiona na posterunek w rodzinnej wsi. Nowi-starzy koledzy z pracy, których wszystkich lepiej lub gorzej zna od dzieciństwa, niekoniecznie przyjęli ją z otwartymi ramionami, bo jeśli nie sprawdziła się w mieście, to może nie sprawdzi się i tu, a jeśli jednak tak, to też nie lepiej, bo wtedy a nuż podkopie pozycję któregoś z nich… Rywalkę – choć już nie do awansu – widzą w niej także równolatki, bo przecież taka samodzielna i niebrzydka panna tuż przed trzydziestką to i męża lub narzeczonego odbić może. I oto w okolicznościach dość szczególnych – bo właśnie wychodzi za mąż Iza, przyjaciółka Baśki, i cała ich babska paczka wyprawia się na Babią Górę, gdzie odbędzie się wieczór panieński – zjawia się Artur, jej skryta licealna miłość, którego Iza przed laty, trywialnie mówiąc, zwinęła Baśce sprzed nosa. Impreza jest obficie podlewana alkoholem, więc mało kto z jej uczestników zapamiętuje, co i kiedy robił. A takowa wiedza okaże się nader potrzebna, bo rano Baśka znajduje zwłoki niedoszłej panny młodej. Na pierwszy rzut oka widać, że nie była to śmierć z przyczyn naturalnych. Podejrzani są wszyscy, którzy przeżyli. Przede wszystkim Artur, bo jeśli ktoś miał motyw, to kto, jak nie on? W zasadzie Baśka, jako uczestniczka feralnego przyjęcia i osoba, mimo braku pokrewieństwa, bliska denatce, nie powinna w ogóle brać udziału w śledztwie, ale bierze. A potem nawet w dwóch naraz, bo niebawem ginie śmiercią tragiczną (i wyjątkowo okrutną) jeszcze jedna osoba. Prawie wszystkim wydaje się, że te dwa morderstwa są ze sobą powiązane. Ale jak i dlaczego? Śledztwo zostaje utrudnione przez wyjątkowo niefortunne posunięcie ojca Izy, który jako wpływowy polityk alarmuje media i wynajmuje popularnego prywatnego detektywa (trzeba by chyba żyć na Marsie, a w każdym razie nie czytać gazet, nie słuchać radia, nie oglądać telewizji, żeby nie wiedzieć, jaka realna postać była wzorcem tej powieściowej). A to nie jest jedyna przeszkoda…

Czytelnik ma z rozwiązaniem zagadki jeszcze większy problem, bo w drugiej ścieżce narracyjnej zostaje mu ukazany bardzo sugestywny trop, prowadzący do katastrofy sprzed pół wieku, kiedy to samolot LOT-u, zdążający do Krakowa, zboczył z trasy i runął na zbocze Policy, szczytu położonego nieco na północny wschód od Babiej Góry. Zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie, więc górale, którzy ruszyli na ratunek, przydali się już tylko do znoszenia zwłok. I tak się akurat składa, że obecna druga ofiara mordercy była jednym z nich…
Ostateczne rozwiązanie dość mocno zaskakuje, choć wcześniej w pewnym momencie pojawia się subtelny trop, mogący nasunąć jakieś ogólne podejrzenia, ale nie przywodzący na myśl konkretnej osoby. Dopiero na samym końcu okazuje się, że jeden z ważnych elementów fabuły to tzw. „red herring”, mający znaczenie dla profili psychologicznych co najmniej dwóch postaci, ale nie dla samych zbrodni będących przedmiotem śledztwa.

Generalnie lubię kryminały, w których prócz samej zagadki kryminalnej jest dobrze naszkicowane tło, czy to w postaci pogłębionej analizy psychologicznej wybranych bohaterów, czy wnikliwszego rysu socjologicznego danego środowiska. Tutaj tę pierwszą reprezentują głównie świadkowie katastrofy sprzed lat, na których obecność w tym miejscu pozostawiła niezatarte piętno, ten drugi – drobne scenki, obrazujące postawy mieszkańców wsi: policjantów, rodzin ofiar, świadków.
Lubię też, gdy da się polubić głównego bohatera/bohaterkę serii, albo przynajmniej z nim w jakiś sposób sympatyzować. Baśka – przynajmniej w tym momencie – jest trochę za bardzo chaotyczna, rozedrgana wewnętrznie (ku czemu ma powody), by można było doceniać jej profesjonalizm, ale ta jej lekka nieporadność i emocjonalność, choć momentami irytuje, sprawia też, że jest bardziej ludzka.

Prócz tych plusów są i niedostatki.
Za dużo „chodliwych” motywów, powtarzanych w prawie każdej współczesnej powieści kryminalnej i nie tylko kryminalnej: pedofilia i maltretowanie dziecka jako przyczyna zaburzeń psychicznych w życiu dorosłym, ukrywanie homoseksualizmu, mafia (w tym przypadku ukraińska plus epizodycznie latynoska) wykorzystująca agencję pracy jako przykrywkę do handlu ludźmi i narkotykami.
Zbytnie udramatyzowanie finałowej sekwencji wydarzeń, z nie do końca wiarygodnym elementem medycznym (gdyby napastnik istotnie przeciął nożem tętnicę udową, jego ofiara nie zdążyłaby zrobić tego, co zrobiła, zanim udało jej się przewiązać nogę chustką) i – chyba z pośpiechu – z wyraźnym pogorszeniem stylu narracji („dobiegał ją tylko wiatr hulający w koronach drzew”[1], „wzrokiem zarazem przebiegłym i niezawistnym”[2], „musiał mieć gdzieś w spodniach pistolet”[3], „udo zapaliło ją żywym ogniem”[4], „rękojeść noża sterczała wciąż ze spodni”[5]).
Za dużo – zwłaszcza w tej końcówce, ale także wcześniej – podmiotów zastępczych typu „kobieta” i „mężczyzna”, co szczególnie razi, gdy dotyczy postaci, która została już czytelnikowi przedstawiona, a w danym momencie nie jest jedyną osobą danej płci, obecną na scenie wydarzeń.
I wreszcie nie do końca konsekwentna stylizacja gwarowa. Nie jestem ekspertem z zakresu etnolingwistyki, ale mieszkając 30 lat wśród górali z jednego regionu, a w innym bywając wielokrotnie, trochę się interesowałam różnicami w ich mowie i nigdy nie natknęłam się na dialekt, w którym mówi się „tok”, „jok”, „toki” i „joki”. Już byłam skłonna uwierzyć, że taką unikalną właściwość ma wymowa mieszkańców wąskiego obszaru około Babiej Góry, kiedy, wczytawszy się dokładniej w ich kwestie, stwierdziłam, że wielokrotnie w tej samej wypowiedzi, niezależnie od osoby, która aktualnie doszła do głosu, trafiają się te dziwne formy obok normalnych: „bo sie gadzina tok rozwydrzy” i zaraz potem „tak ze wsystko zalezy”[6], „jak mogłeś” i „jok jo mom zyć”[7], „jok trumna” i „jakoś pomogoć”[8]. Więc chyba jednak to nie całkiem tak miało wyglądać; czasem i po wielu latach osłuchania z gwarą/dialektem człowiek niemówiący nim od dzieciństwa nie jest w stanie wiernie go odtworzyć z pamięci, i wtedy przydałaby się ściągawka (ja sama znalazłam doskonałą taką – „Dialekty i gwary polskie. Kompendium internetowe” – bez większego trudu i serdecznie polecam ją każdemu, kto do czegoś potrzebuje stylizacji gwarowej).

Ponieważ jednak minusy nie przeważają, ocena zmieściła się w strefie pozytywnych.

[1] Irena Małysa, „W cieniu Babiej Góry”, wyd. Mova, 2021, s. 345.
[2] Tamże, s. 347.
[3] Tamże, s. 347.
[4] Tamże, s. 348.
[5] Tamże, s. 350.
[6] Tamże, s. 25.
[7] Tamże, s. 166.
[8] Tamże, s. 146.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 266
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: jolekp 30.05.2023 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Cykle kryminalne lubię po... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ta książka jest tak strasznie niedbale zredagowana, że to aż przykre. Pani prokurator chce porównywać DNA zebrane spod paznokci ofiary z odciskami palców gości schroniska (czytałam tę książkę rok temu i do dziś nie rozumiem, jak można było przepuścić takiego babola i nie wylecieć z roboty na zbity pysk). Tradycyjne wiejskie wesele z poprawinami odbywa się najwyraźniej w czwartek. Policjant podczas przesłuchiwania świadka zostaje wezwany na miejsce nowego morderstwa, a gdy tam dociera, twierdzi, że przyjechał prosto z imienin żony. Mnóstwo tam takich drobnych potknięć, które przez swoje nagromadzenie irytują i wytrącają z rytmu.
Mnie podobał się w tej książce wyłącznie wątek z katastrofą samolotu, a on się w ogóle nie wiązał z intrygą i może autorka faktycznie powinna pójść bardziej w stronę powieści obyczajowych, bo te kryminalne rzeczy jej wychodzą co najwyżej średnio.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: