Dodany: 27.04.2023 11:39|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jeśli dłużej żyjemy, nie znaczy, że dłużej jesteśmy zdrowi...


Od czasu do czasu zdarza mi się, że moje lektury chodzą tematycznymi parami. Dopiero co czytałam „Nowe długie życie” autorstwa dwojga specjalistów od biznesu i zarządzania, dowodzące, że ponieważ średni czas trwania życia człowieka się wydłuża, a kondycja tych dłużej żyjących jest coraz lepsza dzięki postępom medycyny, ludzie powinni w zasadzie zapomnieć o emeryturach i pracować, dokąd będą w stanie ustać na nogach albo i dłużej. A prawie zaraz potem trafiła mi w ręce książka napisana przez Atula Gawande, amerykańskiego lekarza, publicystę i specjalistę ds. zdrowia publicznego, który sporą część swojej kariery zawodowej poświęcił działaniom na rzecz poprawy opieki zdrowotnej. Książka, gdzie na kwestię długości życia patrzy się nie z perspektywy tych, którym zależy na jak najdłuższej produktywności pracowników i jak najkrótszym okresie wypłacania im świadczeń ubezpieczeniowych, lecz tych, którzy z konsekwencjami przedłużonej starości stykają się na płaszczyźnie ludzkiej, a nie ekonomicznej: lekarzy i krewnych.

Dokładnie rzecz biorąc, mowa tu nie tylko o problemach zdrowotnych związanych ściśle z podeszłym wiekiem, ale i o innych przypadkach, w których trzeba sobie w pewnym momencie zdać sprawę, że stan zdrowia danego człowieka już nigdy nie ulegnie poprawie, a przeciwnie, będzie się stale pogarszał, prowadząc do nieuchronnej śmierci. Zaraz na wstępie Gawande wspomina, jak na początku swojej kariery medycznej doznał niemal szoku, widząc „na własne oczy, jak medycyna NIE potrafi komuś pomóc”[1]; z czasem zrozumiał, że „nasze pomysły na radzenie sobie ze skończonością życia ludzkiego rozminęły się z rzeczywistością”[2], co skłania go do zadania sobie (i czytelnikom) pytania: „Czyż nie poświęciliśmy chorych i starych, każąc im cierpieć straszliwe męki, bo nie chcemy się pogodzić z nieuchronnym cyklem życia?”[3]. A potem opowiada. O babce swojej żony, która, gdy ją poznał, była 77-letnią wdową, tak zadbaną, samowystarczalną i żwawą, że wyliczenie jej różnych aktywności musiało zająć prawie pół strony, ale siedem lat później „dni jej samodzielności były już policzone”[4]. O własnym dziadku, który całe swoje życie spędził w rodzinnym domu w indyjskiej wiosce, otoczony gronem potomków i dalszych krewniaków, a zmarł w wieku blisko 110 lat w następstwie wypadku, nie skorzystawszy z pomocy lekarskiej. O emerytowanym techniku, który nawet po dziewięćdziesiątce miał nadal w pełni sprawny umysł, ale tyle dolegliwości cielesnych, że „miał swój mały pluton specjalistów, których musiał odwiedzać – czasem prawie co tydzień”, a jego córka, pracująca i mająca własną rodzinę, „przez dwadzieścia cztery godziny na dobę pełniła funkcję recepcjonisty/kierowcy/planisty/ naprawiacza problemów medycznych i technicznych, a w dodatku kucharki/pokojówki/opiekunki”[5]. O młodej matce z rakiem płuc – w tej odmianie, która występuje u osób niepalących, i jak na ironię losu jest o wiele bardziej wredna – wykrytym tuż przed narodzinami pierwszego dziecka i niepoddającym się leczeniu. O siedemdziesięciodwulatce, cierpiącej na ciężką niewydolność krążenia i zwłóknienie płuc, która pod opieką hospicjum domowego żyła już rok dłużej, niż oczekiwano, a co najważniejsze, była w stanie udać się z przenośnym źródłem tlenu „do fryzjera, by ufarbować włosy”[6]. O jednym ze swoich mistrzów zawodu, geriatrze, który do 82 roku życia „kontynuował praktykę lekarską, pomimo przejścia zawału serca, wielokrotnych operacji przepukliny i woreczka żółciowego, artretyzmu (…), złamania kręgów jego starzejącego się kręgosłupa, co odebrało mu prawie osiem centymetrów wzrostu (…), jak również pogorszenia słuchu”[7], i pewnie czyniłby to dalej, gdyby jego żona nie straciła wzroku. I wreszcie o swoim ojcu, również lekarzu pracującym czynnie pomimo przekroczenia siedemdziesiątki, zmuszonym do zakończenia kariery zawodowej i do pogodzenia się z narastającą niesprawnością przez nowotwór kręgosłupa.

W historie poszczególnych osób wplata rozważania na temat opieki i pomocy ludziom zbliżającym się – z tych czy innych powodów – do kresu życia, starając się przy tym raczej wskazać blaski i cienie każdej strategii, niż przekonać czytelnika, że to ona właśnie jest najlepsza. W związku z czym może nie zadowolić ani tych, którzy sądzą, że ciężar tej opieki winien spocząć całkowicie na rodzinie, ani przeświadczonych, że jest to zadanie dla profesjonalistów (pomijając kwestię finansowania takiego przedsięwzięcia, która – jak wskazuje i sam Gawande, i wiele innych źródeł – na ogół jest po prostu nie do udźwignięcia przez osoby prywatne, a ani ubezpieczyciele, ani budżety państw się do tego nie kwapią), a nie dla dzieci, które w momencie, gdy ojciec czy matka wymaga codziennej pomocy, najczęściej same już kwalifikują się do miana seniorów, równocześnie jeszcze pracując. Ale przecież nie pisał tego z zamiarem zadowolenia kogokolwiek, lecz wzbudzenia refleksji, nieuchronnej w sytuacji, gdy w krajach rozwiniętych wkrótce „ludzi powyżej osiemdziesiątki będzie tyle samo, co dzieci poniżej pięciu lat”[8], a my „powtarzamy w kółko jakieś historie o dziewięćdziesięcioletnim staruszku, który biega w maratonach, zapominając o tym, że z biologicznego punktu widzenia takie przypadki są cudem i nierozsądnie byłoby oczekiwać, iż spotka to każdego z nas. A kiedy naszemu ciału nie uda się sprostać tym fantazjom, mamy poczucie winy”[9]…

Jak każda poprzednia książka autora, i ta pisana jest językiem zrozumiałym dla przeciętnego czytelnika (z szerszymi objaśnieniami kwestii medycznych, które ewentualnie mogłyby się okazać zbyt trudne), a przy tym ładnie oddanym w polskim tłumaczeniu. Może się okazać nieco przygnębiająca – zwłaszcza, jeśli samemu wchodzi się już w ten trudny wiek, gdy każda część organizmu zaczyna się zużywać – ale mimo wszystko nawet wtedy dostarczona wiedza może się przydać.

[1] Atul Gawande, „Śmiertelni: Wyzwania medycyny u schyłku życia”, przeł. Malwina Fiedorek, wyd. Czarne, 2023, s. 15.
[2] Tamże, s. 18.
[3] Tamże, s. 19.
[4] Tamże, s. 35.
[5] Tamże, s. 102.
[6] Tamże, s. 178.
[7] Tamże, s. 60.
[8] Tamże, s. 48.
[9] Tamże, s. 40.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 133
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: