Dodany: 17.04.2023 13:09|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

“Bycie żoną Beatlesa naprawdę potrafiło dać w kość…”[1]


Nie wiem, jak było u chłopców, ale jeśli chodzi o dziewczęta, to prawie każda w wieku nastoletnim fantazjowała o tym, jakby to było fajnie, gdyby jej idol muzyczny spojrzał w tłum ze sceny, zauważył ją właśnie, rzucił czerwoną różę, po koncercie zaprosił na kawę, a potem, wiadomo, złoty pierścionek, złote obrączki, róża już nie jedna, tylko całe naręcza, i nie z wyjątkowej okazji, tylko prawie na co dzień, i ta wspaniała satysfakcja, że zdobyło się kogoś wyjątkowego, niemal księcia z bajki… Z moich rówieśniczek co trzecia kochała się w Sewerynie Krajewskim, co czwarta w Zbigniewie Wodeckim, ale gdybyśmy były o 10 czy 15 lat starsze i mieszkały na Wyspach Brytyjskich, to pewnie najpopularniejszym wyborem byłby któryś z Beatlesów. I nawet by się nie myślało o tym, co to naprawdę znaczy być żoną kogoś TAK sławnego. Zresztą TEN rodzaj sławy był stosunkowo świeżej daty; zanim rozpowszechniły się radio, telewizja i czasopisma poświęcone TYLKO życiu gwiazd, zanim koncerty muzyczne przestały być wydarzeniami rzadkimi i elitarnymi, dostępnymi jedynie dla najbogatszej części społeczeństwa, można było być wybitnym artystą i równocześnie cieszyć się większą lub mniejszą anonimowością. Beatlesom taka cisza medialna nie była już dana. Odkąd zaczęli być Beatlesami, odkąd ich pierwszy album przez wiele tygodni nie schodził z czołowych miejsc list przebojów – praktycznie nie byli w stanie spokojnie przejść ulicą. Fani okupowali nie tylko miejsca ich koncertów, ale także okolice studia nagrań i ich własnych domów. A przecież mieli także życie prywatne…

O tym, jak ono wyglądało, opowiada Marc Shapiro, twórca co najmniej kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu biografii muzyków/zespołów muzycznych, aktorów i pisarzy, tym razem przedstawiając temat z perspektywy nie samych artystów, lecz ich żon. Zebranie materiału nie było łatwe, bo przy braku możliwości odbycia osobistych rozmów z przedstawianymi postaciami (wprawdzie autorowi udało się spotkać jedną z nich, ale miało to miejsce, zanim została „panią Beatlesową”) wymagało przeszukania mnóstwa źródeł, w dużej mierze prasowych, pochodzących z czasów, gdy jeszcze nikomu się o cyfryzacji nie śniło. Jeśli cokolwiek orientujemy się w kolejach losu byłych Beatlesów, wiemy, że żaden z nich nie poprzestał na jednym małżeństwie, zatem sylwetek pań musi być co najmniej osiem. Jest nawet dziewięć: Linda Eastman, Heather Mills i Nancy Shevell wymieniały obrączki z Paulem McCartneyem, Cynthia Powell i Yoko Ono – z Johnem Lennonem, Maureen Cox i Barbara Bach – z Ringo Starrem, wreszcie Pattie Boyd i Olivia Arias – z George’em Harrisonem.

Dosłownie rzecz biorąc, nie każda z nich była/jest żoną Beatlesa jako takiego, bo część małżeństw została zawarta już po rozpadzie zespołu, ale biorąc pod uwagę, że żaden z czterech jego członków nie wycofał się ze sceny muzycznej, a ich nazwiska wciąż budziły zainteresowanie mediów, w zasadzie na jedno wychodziło. Najtrudniej jednak – przynajmniej w moim odczuciu – miały Cynthia i Maureen, które wyszły za mąż dość młodo („Żyłam chwilą. Nie marzyłam o domu, małżeństwie czy dzieciach. Nawet nie przeszło mi to przez myśl. Po prostu było mi z nim dobrze (…). Oświadczył się, ponieważ tak właśnie należało postąpić, ale nie mógł się doczekać, by zająć się czymś innym”[2] – wyzna po latach pierwsza z nich), nie mając jeszcze własnego pomysłu na życie, i trafiły na najgorętszy okres „beatlemanii”. Kiedy dziewiętnasto-czy dwudziestoletnia dziewczyna spędza całe dni w domu, zajmując się kuchnią i dzieckiem, a jej mąż albo wraca do domu późną nocą, na ogół pod wpływem alkoholu i używek, albo całe tygodnie spędza w trasie, gdzie oprócz niezdrowego trybu życia ma jeszcze mnóstwo okazji do niewierności – kiedy pod domem, w sklepie, na plaży czyhają reporterzy z fleszami albo… nawiedzone fanki, pełne agresji w stosunku do kogoś, kto odebrał im nadzieję, zawłaszczając sobie idola – do przetrwania mogą nie wystarczyć najlepsze nawet chęci. I nie wystarczyły, podobnie jak w przypadku nieco późniejszego związku George’a i Pattie, w którym, choć państwo młodzi byli już nieco starsi i przynajmniej teoretycznie dojrzalsi, też nie do końca mogli sami pokierować swoim losem; termin i miejsce ślubu oraz listę gości ustalał menedżer zespołu, „by jak najmniej informacji przedostało się do mediów i by jak najmniej rozsierdzić kluczowe dla sukcesu zespołu fanki”[3]. Tylko jedno z czterech pierwszych małżeństw Beatlesów, zawarte tuż przed rozstaniem się liverpoolskiej czwórki, i – co nie jest bez znaczenia – z kobietą, która już zdążyła sobie wyrobić własną pozycję zawodową, przetrwało dłużej, niż kilkanaście lat (prawie trzydzieści), ustając z przyczyn naturalnych, gdy Lindę McCartney pokonała choroba nowotworowa. Drugie małżeństwa okazały się – z jednym wyjątkiem, akurat McCartneya i Heather Mills – trwalsze: Yoko i Olivia były ze swymi mężami aż do ich śmierci, Barbara i Ringo wciąż są razem.

Autorowi udało się ukazać sylwetki wszystkich pań w sposób mniej więcej jednolity i spójny; najmniej miejsca poświęcił obecnej, trzeciej żonie Paula McCartneya, Nancy Shevell – ale nie dlatego, by ją uważał za mniej godną zainteresowania czy też mniej znaczącą w życiu jej małżonka, lecz po prostu z powodu, że jej sylwetka i koleje losu przed poślubieniem eks-Beatlesa dają się ująć stosunkowo krótko: „Amerykanka żydowskiego pochodzenia, z wyższej sfery, majętna i pochodząca z majętnej rodziny, dobrze funkcjonująca w świecie biznesu”[4], a ona sama unika wypowiadania się w mediach na temat czy to męża, czy samej siebie.
Mam też wrażenie – na ile może je mieć osoba z zewnątrz – że starał się te beatlesowskie relacje rodzinne przedstawić z dużym obiektywizmem, unikając skandalizowania (choć, oczywiście, trudno było niektóre fakty pominąć) i pamiętając o tym, by w każdym przypadku zaprezentować racje jednej i drugiej strony. I o tym, żeby w przypadku każdej z dziewięciu opisywanych kobiet pokazać, że nie była jedynie czarującym ozdobnikiem w życiu tego czy owego Beatlesa, lecz miała/ma własną osobowość, własne marzenia, własne sposoby na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami.

Fani Beatlesów, których jeszcze i dziś jest, zwłaszcza w starszym pokoleniu, niemało, pewnie tej publikacji nie ominą, ale grono jej czytelników powinno być znacznie szersze – może po nią sięgać w zasadzie każdy, kto jest zainteresowany środowiskiem show-biznesu czy też psychologiczno-socjologicznymi aspektami sławy, nawet gdyby w życiu nie słyszał ani jednej piosenki słynnego zespołu. Bo tu nie o muzyce mowa, lecz o ludziach, których życie zmieniła.

[1] Marc Shapiro, „Żony Beatlesów”, przeł. Malina Drasek-Kańska, wyd. Znak Koncept, 2023, s. 12.
[2] Tamże, s. 34-35.
[3] Tamże, s. 102.
[4] Tamże, s. 279.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 251
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: